Nowy Kindle Oasis – subiektywne przemyślenia
Zawsze lubiłem czytać. Nie wiem skąd mi się to wzięło – rodzice jakoś specjalnie mnie do tego nie zachęcali – ale odkąd pamiętam, to siedziałem z nosem w książce przy każdej możliwej okazji. Czytałem w drodze do szkoły – w autobusie lub tramwaju – nawet jak tłok był tak duży, że nie musiałem się niczego trzymać. Czytałem na stronie oraz w wannie – to był zresztą jedyny powód, dla którego preferowałem kąpiel od prysznica, bo miałem łazienkę dla siebie i nikt mi nie przeszkadzał. Czytałem przy śniadaniu, obiedzie i kolacji – tak bardzo ignorowałem krytyczne uwagi, jakie zbierałem za tę czynność, że w końcu rodzina to po prostu zaakceptowała i dała mi spokój.
Zawsze lubiłem czytać, ale jak przestałem nosić plecak, to z czasem coraz rzadziej brałem ze sobą książkę pod pachę. Na szczęście w 2011 roku zdecydowałem się na swojego pierwszego Kindle – niektórzy nazywają go Kindle 4, a inni Classic – który spowodował, że wróciłem do czytania. Przez kolejne lata wymieniłem go na model Paperwhite pierwszej generacji, a następnie na Voyage, z którego jestem niezwykle zadowolony. Pomimo tego, czekałem z niecierpliwością na Oasis – rodzina Kindle wzbudza u mnie pozytywne emocje, pomimo tego, że daleko jej do ideału, szczególnie w kwestii typografii – ponieważ oczekiwałem, że kupię nowy model. Niestety, tak się nie stanie.
Plusy
Na zdecydowany plus należy zaliczyć niewielkie wymiary Oasisa. Jest blisko dwukrotnie cieńszy niż iPhone (w najcieńszym miejscu oczywiście) i pomimo że zachował 6” ekran, to ma znacznie mniejsze ramki wokół niego. Jest też lżejszy – to świetny krok. Ostatnią świetną cechą jest to, że na jednym ładowaniu powinien wytrzymać około dwóch miesięcy – Voyage zdycha po dwóch tygodniach, co często niestety nie wystarcza na wyjazd trzytygodniowy wakacyjny i powoduje, że muszę ze sobą brać kabel microUSB tylko dla niego.
Minusy
Niestety, ekran ma jedną ogromną wadę, która go dla mnie dyskwalifikuje. Z opisu Amazona wynika, że pomimo iż dodali dodatkowe LED-y, aby podświetlenie było bardziej równomierne niż w Voyage, to zniknął czujnik natężenia światła, który automatycznie je regulował. To największy plus jaki zauważyłem po przesiadce z Paperwhite na Voyage i za nic w świecie bym z tego nie zrezygnował.
Do wad można też zaliczyć cenę, o blisko $100 wyższą niż świetny Voyage. No i niestety zabrakło też jeszcze jednej rzeczy, której mi ogromnie brakuje – wodoodporności. Wspominałem już, że czytałem w wannie, ale nie dodałem, że robiłem to też na brzegu basenu, będąc w połowie zanurzonym; na brzegu plaży, omywany przez fale; i innych tym podobnych idealnych do czytania miejscach. Szkoda.
A zatem…
Gdyby Oasis był wodoodporny i miał czujnik natężenia światła, to zamiast pisać te słowa, składałbym zamówienie. Ale nie jest i nie ma, więc nie składam, a piszę.
Pozostaje mi tylko polecić Voyage, właśnie ze względu na czujnik oraz to, że ma płaski ekran, bez zagłębień. Oasis bym sobie odpuścił, chyba że te kilka milimetrów w rozmiarze i kilkadziesiąt gramów robi Wam różnicę.
Komentarze: 5
Jakie to brzydkie. I co to jest za wystająca dupka? Rozumiem, że bez specjalnego covera to ani rusz… to ja na razie zostaję przy moim 3 Keyboard.
Ten cover to dodatkowa bateria – bez niego też da się używać, ale krócej. Ta wystająca dupka pewnie wygodniejsza podczas trzymania. Nawet mi wizualnie nie przeszkadza, ale musiałbym zobaczyć na żywo dla ostatecznego werdyktu.
I pewnie się da ekran obrócić o 180 stopni? Czy leworęczni mają płakać i trzymać go w prawej ręce? :D no nie trafia do mnie kurczę. Może na żywo lepiej wygląda.
Można używać w lewej lub prawej ręce – odwracasz po prostu. Nie wiem tylko czy jest akcelerometr czy trzeba w software wcisnąć coś.