Nilsen iStar
Pomimo skomplikowania, udało się nam poznać organizm człowieka dość dobrze. Wiemy, że pozornie te same bodźce mogą wywołać zupełnie inne skutki. Jednym z nich jest światło – potrafimy je kontrolować, a skoro tak, to umiemy również regulować to, jak na nas działa.
Nilsen nie zdążył się jeszcze zadomowić w świadomości geeków. iStar, czyli lampa biurkowa pozwalająca ładować smartfona, może to zmienić (dodanie do jakiegokolwiek urządzenia portu USB stanowi zawsze dobry wstęp, tu mamy dodatkowo złącze Lightning). Wzrok przyciąga też panel dotykowy przy podstawie, za pomocą którego wybiera się tryb świecenia, a także diody na samej podstawie służące do regulacji natężenia światła. Pozostałe elementy są standardowe, choć wzornictwa nie można określić nudnym. Lampa składa się z dwóch prostokątnych segmentów, które można ze sobą złożyć, do tego obraca się o 180 stopni na podstawie (jedynym ograniczeniem jest podłączony do niej kabel zasilający). iStar może się więc wychylić nawet o około 30–40 centymetrów poza podstawę, ale w razie potrzeby da się go też całkowicie złożyć, a nawet używać jako pionowej lampki (choć daje wtedy znikomą ilość światła).
W lampie zastosowano oczywiście LED-y, zużywa więc bardzo mało energii. Pobiera jedynie 11 W mocy, a jej strumień świetlny sięga nawet 530 lumenów. Pod względem ilości dawanego światła najbliżej jej do 60-watowej żarówki. Temperatura barwowa obejmuje natomiast zakres od 2700 do 6500 K, czyli od światła ciepłego (temperatura żarówki oscyluje w okolicach 2700–3000 K) do zimnego, zbliżonego do światła dziennego. Zakres ten pozwala więc odwzorować zróżnicowane warunki i wywrzeć na organizm pożądany wpływ. Światło zimne pobudza do działania, ogranicza produkowanie melatoniny, a tym samym opóźnia nadejście senności. Reakcja na światło ciepłe wywodzi się od ognia, kojarzonego z bezpieczeństwem i spokojem, a także z nastaniem nocy. W celu użycia różnych barw światła zastosowano diody o dwóch temperaturach barwowych, umieszczone w trzech liniach: dwie linie to diody o temperaturze zimnej, natomiast linię środkową stanowią diody świecące ciepłym światłem. Wyjściowy efekt jest sumą strumienia wszystkich diod bądź też wybranych z nich. Użytkownik nie dostaje co prawda możliwości swobodnego sterowania grupami diod, ale cztery predefiniowane tryby pozwalają uzyskać pełne spektrum dostępnych efektów. Pierwszy z nich jest przeznaczony do czytania i daje raczej chłodne światło. Drugi służy do pracy i tu udział ciepłych diod jest zdecydowanie mniejszy, światło jest bardzo zimne, co wspomaga koncentrację. Trzeci tryb określono jako „relaks” i dokładnie temu służy – światło jest ciepłe, tworzy komfortową i rozleniwiającą atmosferę. Ostatnim z trybów jest sen – działają w nim wyłącznie ciepłe diody, wspomaga on zatem zasypianie. Natężenie światła można regulować na dotykowym panelu na podstawie lampy, do wyboru mamy dziewięć poziomów. Uważam, że najniższy z nich mógłby być jeszcze ciemniejszy, zwłaszcza w trybie snu. Zaletą jest niezależna regulacja natężenia dla każdego z trybów, co więcej, jest ona zapamiętywana nawet po wyłączeniu lampy. Dodatkowo wyposażono ją w wyłącznik czasowy, ten nie daje niestety żadnej możliwości regulacji – po wybraniu go lampa wyłączy się po godzinie. Niezrozumiałym rozwiązaniem jest miganie diody podświetlającej włącznik po uruchomieniu czasowego wyłącznika, przy niskim natężeniu światła rzuca się to niestety w oczy.
Zastosowane moduły LED charakteryzują się bardzo dobrymi parametrami (przynajmniej tyle można wyczytać ze specyfikacji; nie dysponuję niestety laboratorium, by je przetestować). Wskaźnik oddawania barw równy 90 oznacza, że lampa potrafi odwzorować 90% barw z zakresu widzianego przez człowieka. W świetle słonecznym oraz żarówkowym wynosi on co prawda 100, ale w przypadku źródeł LED standardem jest 80, i to w zastosowaniach domowych. Jest więc dobrze, nawet bardzo dobrze. Światło chłodne emitowane przez lampę wydaje się jednak nieco przesunięte w stronę zieleni, czemu winne mogą być użyte moduły LED (dokładniej zaś materiał półprzewodnika wykorzystany w produkcji). Rzuca się to w oczy jedynie w trybie pracy – gdy wykorzystywane są głównie „zimne” diody – i to przy niskim natężeniu; w przypadku pozostałych trybów nie dostrzegłem podobnych odchyleń. Kolejnym, równie istotnym parametrem jest trwałość diod (zwłaszcza że są niewymienne). Producent określa ją na 40 000 godzin przy zakładanym spadku strumienia równym 30% (czyli po upływie tego czasu maksymalne emitowane światło będzie o 30% mniejsze od początkowego). 40 000 godzin to bardzo dużo. Zakładając, że używamy jej cztery godziny dziennie, codziennie, służyć nam będzie przez 27 lat. Producent nie podał co prawda drugiego, istotnego parametru, jakim jest zakładana ilość uszkodzonych po tym czasie modułów (czyli przestających całkowicie świecić), nie przejmowałbym się jednak tym za mocno. Owszem, „padnięty” LED wygląda źle i obniża całkowity strumień świetlny emitowany z lampy, ale modułów jest dużo, a na powierzchnię świecącą nie patrzymy bezpośrednio.
W tradycyjnych lampach biurkowych źródło znajduje się zazwyczaj wewnątrz obudowy, która ogranicza rozsył światła. W iStar użyto LED-ów oraz optyki o szerokim rozsyle, dzięki czemu może oświetlać równomiernie dużą powierzchnię nawet z małej odległości. Bez trudu radzi sobie z moim dużym blatem, oświetla powierzchnię o wymiarach około 60 x 80 cm, znajdując się w odległości około 40 cm nad nią. Otoczenie również jest dobrze doświetlone, nie ma tu efektu „odcięcia” powierzchni oświetlanej. Jestem bardzo zadowolony z efektu, mogę bowiem oświetlić kartkę, na której piszę bezpośrednio z góry, ołówek nie rzuca na nią żadnego cienia. Regulacja ramienia jest bardzo płynna, choć podstawa mogłaby być cięższa, muszę ją przytrzymać, by się nie przesuwała. Właśnie – podstawa, czyli najbardziej nietypowy element lampy, ma docka na iPhone’a. Zmieści się do niego każdy wyprodukowany dotąd smartfon ze złączem Lightning, można też podpiąć tam iPoda (Magic Mouse się już nie zmieści). Wygospodarowanie stałego miejsca na telefon na biurku daje nieoceniony komfort, a tu nie zajmuje on dodatkowego miejsca, bo podstawa lampy i tak nie mogłaby być mniejsza. To zdecydowana przewaga nad osobnymi dockami, które trzeba gdzieś dostawić. W boku ramienia znalazł się port USB o mocy wyjściowej około 5W, służący do podpięcia do ładowania dowolnego urządzenia. W komplecie dostajemy też przejściówkę 10 w 1, która kończy się między innymi złączem Lightning, 30-pinowym Dock Connectorem, mini- i microUSB oraz kilkoma bardziej egzotycznymi (jest nawet wtyczka do 15-letnich telefonów Sony Ericsson!). Wolałbym, by port USB znajdował się w podstawie, ułatwiłoby to obracanie lampy przy podłączonym tam urządzeniu, ale w większości przypadków iStar będzie ustawiony mniej więcej w stałej pozycji.
Nie należę do osób szczególnie przywiązanych do pracy przy biurku, ale nie wyobrażam sobie, by nie mieć na nim żadnego dodatkowego źródła światła. Lampa Nilsena oferuje sporo więcej, niż tradycyjne rozwiązania, co jest zasługą zastosowania LED-ów oraz całkiem przemyślanego dołożenia do tego możliwości ładowania podręcznych urządzeń. O ile pod względem jakości światła nie mam większych zastrzeżeń, to już jaskrawe diody sygnalizujące wszystko przeszkadzały mi przy najniższym natężeniu światła. Wierzę, że to dopiero przecieranie szlaków i w kolejnych modelach te drobiazgi zostaną poprawione. Tymczasem iStar jest naprawdę solidną lampą, a przy okazji też przydatną ładowarką, która na biurku zwyczajnie nie rzuca się w oczy.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 06/2016