Na jedzenie z technologią: wypad do Mediolanu
Czytasz: Mediolan. Myślisz: moda, muzea, pięknie ubrane kobiety, seksowni mężczyźni. Tymczasem ja myślę, że Mediolan to jedzenie. Konkretnie góry jedzenia. Jednym słowem aperitivo.
Poznawanie nowego miejsca na świecie to dla mnie w dużej mierze poznawanie lokalnej kuchni. Jadąc do Mediolanu, nastawiałam się przede wszystkim na pizzę i na makarony – należę do tych, którzy mogą jeść codziennie na pierwsze makaron, na drugie pizzę albo na odwrót. Tym większa zatem czekała mnie niespodzianka.
Styl życia
Nie znałam bowiem mediolańskiego obyczaju aperitivo. Powiedziała nam o nim nasza gospodyni z Airbnb. Zapytaliśmy o miejsce w pobliżu, jakąś trattorię, gdzie dobrze zjemy w przyzwoitej cenie. Podała kilka nazw lokali i po namyśle wspomniała o aperitivo.
Mediolańskie aperitivo to styl życia – codziennie, zazwyczaj w godzinach od 18:00 do 21:00, w mediolańskich knajpach (nie restauracjach i nie trattoriach – powiedzmy, że w pubach) gościom oferuje się otwarty bufet w cenie drinka. Takie to proste!
Drink przepustką do bufetu
Otwarty bufet w tych godzinach jest na bieżąco uzupełniany i składa się z zimnych i ciepłych przekąsek, deserów i owoców. Można jeść, ile się chce! Dokładek nikt nie liczy. Dopóki drink stoi na stole, kelner nas nie wyrzuci z knajpy – najwyżej będzie sugerował zamówienie kolejnego napoju. Uprzejmiej lub mało grzecznie, gdy nowi goście napierają, a kieliszek stoi pusty. Wśród przekąsek znajdziemy tak proste i przepyszne produkty, jak twarde sery pokrojone w kostkę, włoskie wędliny, oliwki, kapary, suszone i niesuszone pomidory, dania zimne – na przykład sałatki z makaronami czy kuskusem – i dania ciepłe, choćby nieziemsko dobrze przyprawione duszone papryki i bakłażany, kawałki kurczaka w potrawce, risotto milanese i tak dalej. Na koniec desery – słodkie białe „coś”, o nieznanej nazwie, przygotowane z sera ricotta, zdobyło moje podniebienie, moje serce i kto wie, może sprzedałabym za nie duszę, gdyby taką transakcję w mieście handlu można było przeprowadzić. Cokolwiek północnowłoska kuchnia oferuje, w postaci „przystawki” znajdziemy na mediolańskim aperitivo, a tych potraw jest „ze czterdzieści”. Do tego alkohole – kieliszek wina wydaje się trywialny wobec bogactwa alkoholowych drinków w karcie dowolnego lokalu. Na słodko, na ostro, delikatnie i mocniej, wstrząśnięte, zmieszane – oferta jest nie do ogarnięcia jednego wieczoru. Każdego wieczora w Mediolanie testowaliśmy więc kolejne drinki.
Nasza gospodyni z Airbnb nie podała nam jednak konkretnego miejsca, gdzie warto się wybrać na aperitivo. Sugerowała, że w modnej dzielnicy Brera może być nieco snobistycznie, wybraliśmy więc Naviglio. Przepiękne kanały, projektowane między innymi przez Leonardo da Vinci, stwarzają niepowtarzalny klimat tej dzielnicy. Usiąść nad nimi o zachodzie słońca, wyprostować zmęczone nogi, sączyć drinka i… co dziesięć minut podrywać się do bufetu, dobierać kolejne dania, bo spróbować trzeba przecież wszy-stkie-go. Spełnienie marzeń każdego gastroturysty.
Foursquare na odsiecz
Jak szukać aperitivo? Z pomocą przychodzi technologia, a konkretnie Foursquare. „Drogi Foursquarze, jestem w Mediolanie, chcę aperitivo, jakie miejsce mi polecisz?” – kilka miejsc w odległości najdalej dwóch kilometrów, z których jedno z wyłącznie entuzjastycznymi recenzjami zarówno turystów, jak i „lokalsów”. Połączone siły map Apple i Google odpalone na dwóch iPhone’ach jednocześnie doprowadziły nas do celu, w którym z trudem znaleźliśmy wolne krzesła. Aperitivo bowiem – musicie o tym wiedzieć – to miejscowy zwyczaj, któremu hołdują całe grupy. W knajpach rezerwuje się stoliki dla nawet kilkunastu osób – przyjaciół, rodzin z małymi dziećmi, dziadków… Obok nich zaczytani w iPadach samotni mężczyźni, roześmiane młode dziewczyny na „babskim wyjściu”. W knajpach poza turystycznymi szlakami turyści nie są mile widzianymi gośćmi: niechęć kelnerki towarzyszyła nam przez cały wieczór, ale o tym na Foursquare nikt nie napisał.
Przed aperitivo nie mogłam chodzić, tak bolały mnie nogi od zwiedzania; po aperitivo nie mogłam chodzić, bo tak się objadłam, usiłując skosztować każdej przystawki (z naciskiem na biały deser z ricotty i kandyzowane banany w cynamonie). Tramwaj, metro, do domu, do łóżka? Nie! Czekało nas jeszcze nocne zwiedzanie wystaw, fotografowanie najpiękniejszej budowli Mediolanu – katedry, ciąg dalszy włóczęgi po ciemnych zaułkach. I postanowienie: jutro wracamy do tego samego baru. Oraz: jak najszybciej wrócimy do Mediolanu. Na aperitivo.
Co, gdzie, jak?
Mediolańskie aperitivo kosztuje od 6 do 10 euro za drinka (oczywiście bywa drożej – zależy, jaki drink wybierzemy i w jakiej dzielnicy się znajdziemy). Otwarty bufet jest w cenie drinka. Dobrze jest przyjść wcześniej, zająć miejsce lub po prostu zarezerwować stolik, jeśli planujemy przybyć w grupie. W popularnych przewodnikach można znaleźć propozycje dobrych miejscówek, ale warto polegać na nowych technologiach i skorzystać z wielojęzycznych podpowiedzi mieszkańców Mediolanu czy turystów, zamieszczanych na Foursquare, na Yelp, czy w recenzjach na Google Maps. Mają nad drukowanymi przewodnikami tę przewagę, że są stale aktualizowane przez kolejne osoby odwiedzające dane miejsce.
Nasz wyjazd do Mediolanu świetnie się udał. W organizacji dużą rolę odegrała technologia: mieszkanie na Airbnb, przewodnik po katedrze na iPhonie, poruszanie się po mieście z mapami Apple czy Google. Królem wyjazdu okazał się jednak Foursquare, dzięki któremu trafiliśmy na niezwykłe mediolańskie aperitivo. Przez pryzmat wieczorów będę wspominać naszą podróż, ale nie podam nazwy tego lokalu: niech technologia będzie z Wami!
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 6/2016