Garmin vivomove – dyskretny zegarek fitness
Za każdym razem, gdy zamiast jednego z codziennych zegarków miałem któryś z modeli Garmina, wzrok znajomych od razu wędrował na mój nadgarstek. Tym razem było inaczej, bo vívomove odziedziczył po swoich sportowych poprzednikach jedynie funkcje, ale już nie wygląd.
Wprowadzenie do sprzedaży vívomove było dla mnie nie lada zaskoczeniem. Zegarek wygląda bardzo… zwyczajnie, ale to nie pejoratywne określenie. Garmin postanowił ubrać monitor aktywności w obudowę klasycznego zegarka i wyszło mu to bardzo zgrabnie. Urządzenie występuje w trzech wersjach: Sport, Classic oraz Premium. Dwie pierwsze mają plastikowe koperty z metalowym pierścieniem i dekielkiem, ale wersja Classic jest dostarczana ze skórzanym paskiem (Sport ma jedynie gumowy). Model Premium otrzymał kopertę ze stali nierdzewnej i gumowy pasek. Wersje różnią się ponadto dostępnymi zestawieniami kolorów. Nic nie stoi na przeszkodzie, by w modelu Sport podpiąć skórzany (bądź inny) pasek, mocowanie jest bowiem standardowe i pasuje do niego każdy pasek o szerokości 20 mm, montowany na teleskopach. Koperta charakteryzuje się wodoszczelnością do pięciu atmosfer, co wystarcza w przypadku zegarka, który został stworzony do noszenia na co dzień, ale już niekoniecznie podczas uprawiania sportu.
Wzornictwo urządzenia jest proste, wręcz minimalistyczne. Indeksy pozbawione są cyfr, nie ma też datownika, a kolorystyka każdego modelu jest bardzo stonowana (tyczy się to nawet złotych wersji). Próżno szukać tu jaskrawych barw czy nietypowych zestawień kolorów, miejscami jest wręcz zbyt jednolicie. Czarne wskazówki słabo kontrastują z równie czarną tarczą, wyróżnia się na niej jedynie czerwony sekundnik. Zabrakło mi też pokrycia wskazówek powłoką luminescencyjną. Zegarek ma klasyczną koronkę służącą do ustawiania godziny oraz parowania ze smartfonem (po jej wciśnięciu i przytrzymaniu). Na tarczy znalazły się dwa nietypowe elementy umieszczone symetrycznie po jej obu stronach. Pasek po lewej wypełnia się wraz z przebytym dystansem – informuje o tym, w jakim stopniu udało się nam zrealizować dzienny cel zrobionych kroków. Prawy z nich informuje natomiast o braku aktywności, każdy segment to 15 minut bez ruchu (wyjątkiem jest pierwszy z nich, który zapełnia się dłużej). Z niewiadomych przyczyn wskaźniki po obu stronach nie są równej długości; wiem, że to detal, niemniej jednak to one składają się na końcowy efekt.
Zegarek współpracuje z dokładnie tą samą aplikacją, co pozostałe urządzenia Garmina. Synchronizuje się tym samym z platformą Connect, choć ilość dostarczanych przez niego danych nie jest duża. Mierzy liczbę zrobionych kroków i na tej podstawie szacuje przebyty dystans, pozwala też ustalić swój dzienny cel. Dodatkowo mierzy sen, potrafi określić jego fazy i przedstawić je w postaci wykresu i statystyk. Szkoda, że producent nie pokusił się o dodanie alarmu wibracyjnego i inteligentnego budzenia, podobnego do tego w Jawbone. Byłby to świetny dodatek, zwłaszcza że vívomove nie trzeba ładować codziennie, jest zasilany z baterii pastylkowej, która powinna wytrzymać nawet rok pracy (uzależnione jest to między innymi od częstotliwości synchronizacji).
Trudno traktować vívomove inaczej niż jako zegarek codzienny. Jest znacznie ładniejszy od każdej opaski fitness, wygląda też lepiej od wielu klasycznych zegarków. Jego najbliższym konkurentem wydaje się Withings Activité, który oferuje bardzo podobne możliwości. Jest jednak znacznie mniejszy niż zegarek Garmina, jego koperta ma bowiem jedynie 36,3 mm średnicy, co czyni go idealnym dla kobiet, ale zginie już na masywnym męskim przedramieniu. Vívomove jest znacznie większy, ma bowiem 42 mm średnicy. Nadal nie czyni go to olbrzymem, wydaje się mi to jednak bardziej uniwersalny rozmiar. Bez najmniejszego problemu mieści się przy tym pod mankietem koszuli, a co więcej, pasuje nawet do średnio formalnego stroju. Wyświetlanie na tarczy jedynie trzech informacji – godziny, postępu oraz bieżącej aktywności – w zupełności wystarcza, by zmotywować się do ruchu. Zegarek nie ma żadnych funkcji smart pokroju informowania o połączeniach czy nawet automatycznej zmiany czasu, ale ten minimalizm dla wielu osób może być wręcz zaletą.
Odkąd mam Apple Watcha, żaden zegarek nie zastąpił mi go tak dobrze, jak vívomove. Fenix – naładowany funkcjami, w mojej opinii najlepszy zegarek sportowy na rynku, przez gabaryty nie dawał o sobie zapomnieć. Wspominam go, bo ostatnie zmiany w tej serii i wprowadzenie nowych modeli wskazywało na to, że Garmin zamierza uczynić go przyjaźniejszym właśnie w codziennym użytkowaniu. Vívomove jest dowodem na to, że w tym przypadku mniej znaczy więcej, jest bowiem nie tylko prostym monitorem aktywności, ale i świetnym i ładnym zegarkiem.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 07/2016
Komentarze: 1
Czy moglibyście do recenzji akcesoriów modowych lub rzeczy które nosi się na co dzień dodawać jakieś zdjęcia zrobione przez Was? Taki zegarek zupełnie inaczej wygląda w rzeczywistości niż na zdjęciach promocyjnych i czasem mocno można się zaskoczyć negatywnie po zakupie.