Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Skullcandy Crusher VRA – uderzający bas

Skullcandy Crusher VRA – uderzający bas

0
Dodane: 8 lat temu

Wyznacznikiem jakości słuchawek może być to, jak precyzyjnie odwzorowują drgania strun skrzypiec, jak perfekcyjnie słychać na nich współbrzmienia sąsiednich tonów fortepianu. Można też uznać, że głównym czynnikiem decydującym o tym, czy są dobre, jest bas. Idąc tym tokiem rozumowania, Crusher VRA zostały wyposażone w regulator jakości brzmienia.

Wszystkie słuchawki Skullcandy, które dotąd testowałem, dobrze radziły sobie z niskimi tonami. Nic w tym dziwnego – są kierowane do młodych ludzi, często odbiorców brzmień klubowych. Nowe Crusher VRA są jednocześnie najdroższym modelem w ofercie firmy, co przekłada się na świetną jakość użytych materiałów. Ramki nauszników są teraz metalowe, podobnie jak rdzeń pałąka, resztę wykonano z wysokiej jakości matowego plastiku. Zastosowano też syntetyczną skórę wystarczająco dobrej jakości, by nie męczyć przy dwugodzinnym słuchaniu, ale też niezbyt dobrze oddychającą, co szybko daje o sobie znać w ciepłe dni. Nauszniki mają wewnątrz piankę dostosowującą się do kształtu głowy, dlatego też świetnie wyciszają otoczenie. Do ich wnętrza mieszczą się całe małżowiny uszne, chyba że wołają na Was Dumbo. Do sterowania muzyką służą, podobnie jak w innych modelach Skullcandy, trzy przyciski w kształcie plusa, minusa i koła, na drugim nauszniku mamy natomiast wyłącznik, gniazdo mini Jack i microUSB. Powierzchnia lewego nausznika jest dotykowa i pozwala kontrolować natężenie basu, od średniego po atomowy (kto usłyszy, ten zrozumie, jak trafna jest ta skala). W komplecie dostajemy przewód do ładowania oraz kabel audio do podpięcia do przejś… znaczy się do odtwarzacza z gniazdem mini Jack. Na kablu mamy mały pilot z przyciskiem do odbierania rozmów, mikrofonem oraz coraz rzadziej spotykanym suwakiem głośności zamiast dwóch przycisków.

crusher-vra-8

Jeśli szukacie lekkich, niewielkich słuchawek, które łatwo schowacie do torby, odpuśćcie sobie ten model. Crusher VRA to duża i ciężka konstrukcja, którą można co prawda złożyć, ale nawet wtedy zajmuje dużo miejsca i sporo waży. Wygodne gąbki i przemyślany projekt zapobiegają zmęczeniu ich ciężarem, niemniej jednak zajmują w torbie naprawdę dużo miejsca. Producent dostarcza do nich świetne, twarde etui, w którym zmieści się też okablowanie, z racji gabarytów bardziej nadaje się jednak do przechowywania słuchawek na co dzień, niż do przenoszenia ich na co dzień. Dużo lepszym rozwiązaniem jest noszenie ich po prostu na szyi. Pomimo sporych gabarytów słuchawki nie rozsuwają się bardzo szeroko, przez co osoby z dużymi głowami mogą mieć problem z ich dopasowaniem.

crusher-vra-7

Crusher VRA to najwyższy model słuchawek tej firmy, dlatego oprócz niesamowitego basu, oferuje też bardzo dobre brzmienie w pozostałych pasmach. To jednak właśnie najniższe tony były ponownie dla producenta najważniejsze. Postanowili uczynić je niepowtarzalnymi, potężnymi ponad wszelką miarę i rozsądek, bezsensownie wręcz mocnymi, o ile słuchający sobie tego zażyczy. Udało się im – tymi słuchawkami można kruszyć ściany i roztrzaskiwać czaszki. Pozwalają mi odkryć niezliczone pokłady basu w tych utworach, w których absolutnie bym się go nie spodziewał. Co więcej, podbijają go do poziomu tak ogromnego, że wraz z membranami zaczyna wibrować też mózg. Z tymi wibracjami wiąże się jeden skromny dodatek, który doprowadza odczucie basu do absurdalnie wysokiego poziomu. W każdym nauszniku mamy dwie membrany, jedna z nich odpowiada za dźwięk, druga natomiast za… haptykę. Słuchawki są fizycznie wprawiane w ruch, by spotęgować wrażenie nie tyle przechadzki po klubie, ile raczej ucha przyłożonego do głośnika. Efekt ten można regulować równolegle z podbiciem niskich tonów poprzez przesuwanie palcem po obudowie lewego nausznika. Nie da się tak natomiast zmieniać głośności czy odtwarzanych kawałków – Skullcandy wyraźnie pokazuje, na czym zależy mu najbardziej. W membranach zastosowano ferrofluid, czyli ciecz pozwalającą na lepsze tłumienie drgań, a tym samym na uzyskanie czystszego brzmienia. Całością zarządza natomiast procesor przetwarzania sygnału (DSP). Efekt? Powalający, jeśli słuchacie typowo klubowej muzyki lub rapu. Crusher VRA nie zalewają wszystkiego basem, nigdy nie spotkałem słuchawek, które pomimo tak mocnych niskich tonów, tak dobrze radziły sobie z jednoczesną ekspozycją średnich i wysokich pasm. Świetnie słuchało się mi w nich też rockowych ballad i lżejszych, popowych brzmień, gorzej było natomiast z muzyką poważną, gdzie szczegółowość nie była wystarczająca. W niektórych kawałkach z dominującym, mocnym basem, przy ustawieniu najmocniejszego podbicia, jeden z nauszników zaczynał drgać tak mocno, że uderzał o ramię pałąka, wydając przy tym dźwięk. Słuchanie z takim podbiciem jest co prawda torturą dla uszu i tego, co między nimi, nie powinno jednak występować (wyraźnie jest to problem z konstrukcją mocowania, a nie samego nausznika).

crusher-vra-2

Mam w domu kilka par słuchawek, które oczarowują brzmieniem, wprowadzają w delikatny trans i koją zmysły subtelnymi dźwiękami. Crusher VRA są zupełnie inne, mogą wręcz krzywdzić natężeniem basu, ustawione w odpowiedni sposób pozwalają jednak wczuć się w klubowe klimaty lepiej niż którekolwiek inne słuchawki. Obok doświadczeń odsłuchowych grają też na zmyśle dotyku, zwielokrotniając w banalny sposób doznania dźwiękowe. Nie zawsze muzyka musi być idealna – czasem wystarczy, by była odtworzona z odpowiednio dużą mocą, której tym słuchawkom nie brakuje.

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2016

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .