Mazda MX–5 – prawdziwy „frajdowóz”
Najpopularniejszy roadster świata – Mazda MX–5 – doczekał się czwartej generacji, którą udowadnia, że jeśli szukamy samochodu wywołującego szeroki uśmiech na naszej twarzy, a przy tym nie będzie nas kosztował fortuny, to na Mazdę musimy spojrzeć w pierwszej kolejności.
27 lat – tyle czasu minęło od premiery pierwszej generacji tego modelu. Z każdą kolejną zwiększało się grono jego zwolenników. Nie ma co się temu dziwić, to w końcu fajny, mały samochód, którym możemy się doskonale bawić, wchodząc nim w ciasne zakręty jak ciepły nóż w masło i bokiem pokonywać inne. Przy tym jest szybko i głośno. Idealna zabawka dla dużych chłopców, którzy nie lubią się nudzić oraz dla tych, co przynajmniej raz w tygodniu muszą odreagować odwożenie dzieci do szkoły minivanem. Tego typu samochody często kojarzą się z kryzysem wielu średniego – przynajmniej tak zazwyczaj myślą kobiety, widząc w nich dorosłych mężczyzn. Czy faktycznie tak jest? MX–5 to według mnie po prostu „pure fun”, a nie zamiennik tupecika czy niebieskiej pigułki.
Miałem styczność z dwiema poprzednimi generacjami tego modelu i choć zawsze mi się podobały, to jakoś nigdy nie czułem ekscytacji, gdy do nich wsiadałem.
Aktualna MX–5, jak cała gama modeli Mazdy, utrzymana jest w stylistyce KODO, która przemawia do mnie niesamowicie.
Potrafiłem zrozumieć ich właścicieli, którzy mówili, że jest to najlepszy samochód na świecie, ale ja po prostu nie podzielałem ich zdania. W przypadku najnowszej, czwartej już, generacji o symbolu ND, jest nieco inaczej. Nie uważam, że nie ma lepszych aut, ale tym razem, jakbym szukał samochodu, który miałby mi służyć jako wyrwanie się z objęć codzienności, to zdecydowanie brałbym pod uwagę Mazdę.
Po pierwsze wygląd. Aktualna MX–5, jak cała gama modeli Mazdy, utrzymana jest w stylistyce KODO, która przemawia do mnie niesamowicie. Co tu dużo mówić, nadwozia Mazd z ostatnich lat są wspaniałe – piękne, płynne, ale przy tym drapieżne i budzące respekt. Przez jakiś czas zastanawiałem się nawet nad zakupem modelu 3. Patrząc na nową Miatę, jak potocznie nazywa się MX–5, nie można wyjść z podziwu. Poprzednie generacje były do siebie bardzo podobne, zwłaszcza modele NB i NC, natomiast ND widocznie się odróżnia się od poprzedników i to w pozytywnym sensie. Zmiana wizualna wyszła zdecydowanie na plus. Samochód jest również mniejszy. 392 cm długości, to o 10 cm mniej niż poprzednik, to i zaparkować na mieście będzie trochę łatwiej. Niestety, zmniejszeniu uległ również bagażnik, przez co wejdzie nam do niego znacznie mniej rzeczy. Generacja wstecz miała 150 litrów pojemności bagażnika, aktualna ma 20 mniej. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że to nie jest auto do jazdy na duże zakupy czy wakacje. Kilka siatek z warzywami czy dwie małe kabinówki się tu zmieszczą, więc wyjazd na weekend za miasto nie będzie nam sprawiał problemów. W aucie jest też mało schowków, to nie jest jednak codzienne auto, by chować tu nie wiadomo co. Uchwyt na kubek się znalazł, do pracy więc można jechać. Jeśli jednak nie staniemy w korku, to w takim aucie lepiej nie zdejmować obu rąk z kierownicy i tak więc sobie tej kawki nie wypijemy po drodze.
Gdy wsiadamy do MX–5, czujemy się trochę, jakbyśmy zakładali idealnie skrojony i dopasowany garnitur. Początkowo krępuje nam nieco ruchy i nie jest tak luźny jak ulubione dresy, ale po chwili czujemy, że tak właśnie ma być, że fotele, kierownica, pedały czy drążek zmiany biegów są we właściwych miejscach i tworzą jedność z kierowcą, z nami. Tak też się poczułem. Wcisnąłem przycisk start/stop i po chwili usłyszałem dwulitrowy sinik benzynowy w technologii SkyActiv o mocy 165 KM. Może się wydawać, że to niewiele, ale przy tak małym aucie, ważącym 980 kilogramów, w zupełności wystarczy to do zabawy. Do tego sześciobiegowa skrzynia manualna, tył napęd i czy trzeba nam czegoś więcej? Silnik to jedna z tych rzeczy, które bardzo sobie cenię w autach tej marki. Nie mamy tu żadnych turbosprężarek, a sama firma nie idzie za modą miniaturyzacji. Dzięki temu wiem, że dwulitrowy motor nie tylko będzie dobrze jeździł i spalał rozsądne ilości paliwa, ale i nie umrze śmiercią naturalną po 100 tysiącach kilometrów.
Stylistyka wnętrza MX–5 jest dobrze znana z innych modeli tej marki. Jeśli siedzieliśmy już w jakiejś Maździe, to poczujemy się tu jakbyśmy wpadli do starego znajomego. Dobra jakość wykończenia, ale bez zbędnych fajerwerków. Skóra i dobrze spasowane plastiki. Ten samochód nie ma być eleganckim autem prezesa.
Gdy wsiadamy do MX–5, czujemy się trochę, jakbyśmy zakładali idealnie skrojony i dopasowany garnitur.
Mamy się tu czuć dobrze, ale nie w sensie kanapy w salonie. Do dyspozycji mamy tu oczywiście system multimedialny, bo nie wyobrażamy sobie teraz samochodu, który by go nie posiadał, i jest to ten sam system co w innych Mazdach. Ekran możemy obsługiwać za pomocą dotyku (jednak tylko na postoju, gdyż funkcja ta wyłącza się podczas jazdy) lub nawigacyjnym kółkiem-joystickiem. Cały system jest dobry, choć nie nazwałbym go najlepszym. Jeśli chodzi o nagłośnienie, to firma ma współpracę z marką Bose. Mnie najbardziej przypadły do gustu głośniki zestawu głośnomówiącego w zagłówkach, abyśmy byli w stanie dobrze usłyszeć naszego rozmówcę, podczas jazdy z otwartym dachem.
No właśnie, dach. W końcu MX–5 to kabriolet i ten opuszczany dach to jedna z jego podstawowych funkcji. Na razie dostępna jest wersja z materiałowym dachem (zmieni się to na wiosnę, bo będzie wersja RF z twardym dachem) i jego składanie i rozkładanie jest dziecinnie proste i szybkie. Niestety, warunki pogodowe, jakie panowały podczas testu, uniemożliwiły mi rozkoszowanie się jazdą z otwartym dachem, ale na chwilę padać przestało i ubrany w czapkę, rękawiczki i trzymając parasol w pogotowiu, wykorzystałem tę okazję. Minusem tego materiałowego dachu jest chyba głównie gorsze tłumienie hałasu z zewnątrz, ale zdecydowanie nie powiedziałbym, by było w środku jakoś szczególnie głośno. Dziecko by w nim nie zasnęło, ale lekko upita ciocia już owszem.
To wszystko jest jednak mało istotne. Pomyślmy sobie, że jest piękny słoneczny dzień, jest ciepło, otwieramy dach. Wsiadamy do auta, odpalamy silnik, wyłączamy wszystkie niepotrzebne systemy (tak, można to zrobić, zostawiając tylko włączony ABS) i ruszamy. Pierwsze 5 minut, kilka zakrętów, dwie proste, na których będzie można mocniej wcisnąć ten pedał po prawej, sprawią, że zakochamy się w tym aucie. Po 10 minutach wiedziałem, że gdybym dysponował zapasem gotówki i odpowiednio mocnym podejściem „mam zachciankę, to se kupię”, to składałbym zamówienie na ten samochód.
Dziecko by w nim nie zasnęło, ale lekko upita ciocia już owszem.
Co z tego, że nie pojadę nim na zakupy, że ubranie grubszej kurtki będzie skutkować tym, że już nie zmieszczę się w fotelu oraz to, że wchodzenie i wychodzenie z niego to skomplikowana operacja logistyczna. To nie ma najmniejszego znaczenia, bo jazda tym samochodem jest czystą przyjemnością i zabawą. To tak jak ze skokiem z samolotu bez spadochronu, na siatkę rozłożoną 100 metrów nad ziemią albo jak z pływaniem w basenie wypełnionym krwiożerczymi rekinami wyposażonym tylko w widelec – nie ma sensu, lecz jak uda ci się przeżyć, to chodzisz z olbrzymim uśmiechem satysfakcji na ustach. Wiem, że jest na świecie wiele supersamochodów, które osiągają większe prędkości, brzmią i wyglądają lepiej, którymi pokonanie zakrętów będzie łatwiejsze itp. Nie kupimy ich jednak za około 100 tysięcy złotych. Podobne auto, BMW Z4, jest prawie dwa razy droższe, a osiągi ma nieco gorsze. Mazda MX–5 to esencja radości z jazdy. Mamy małe, niby niepozorne autko, które po włączeniu silnika potrafi zamienić się w prawdziwą bestię, która na dodatek nadaje się do jazdy po mieście. Niesamowicie żałuję, że spędziłem z tym samochodem tak mało czasu i mam nadzieję na przyszłość, że nasz związek jeszcze rozkwitnie. Jak dla mnie, na razie przynajmniej, w kategorii „frajdowozu”, Miata pozostaje bezkonkurencyjna.
Plusy:
- tylny napęd
- silnik bez turbosprężarki
- szybko składany dach
- stosunek cena/jakość
- głośniki od zestawu głośnomówiącego w zagłówku fotel
Minusy:
- mały bagażnik
- nieco głośne wnętrze
Cena: od 89 900 PLN
Komentarze: 1
Nadal szmaciany dach. Nie dziekuję.