Tekst – Dimitrij Głuchowski
Kiedy dostałam przedpremierową wersję najnowszej książki Dimitrija Głuchowskiego z adnotacją, że to „thriller z iPhone’em w roli głównej”, spodziewałam się czegoś zupełnie innego.
Wielbiciele twórczości Dimitrija Głuchowskiego będą zachwyceni. Od samego początku autor wytacza swoje najcięższe działo, czyli niezwykle barwny i obrazowy sposób konstruowania opisów. Przenosimy się w zimową, rosyjską scenerię – zamazane świerki, śnieg, karłowate domki z awitaminozą i słupy telegraficzne migoczące jak rozsynchronizowane kadry czarno-białego filmu. Poznajemy też Ilję, zachwycającego się pięknem i potęgą tego krajobrazu, młodego człowieka podążającego do domu – do matki, do kapuśniaku i do odsmażanych ziemniaków. Ilja zakończył właśnie odsiadywanie 7 letniego wyroku (niczego tu nie zdradzam, dowiecie się tego na samym początku książki), dziwi się wszystkim zmianom, jakie zaszły w moskiewskim krajobrazie i wspomina wydarzenia z więzienia – w szczególności cenę, jaką miała w nim komórka i możliwość skorzystania z internetu po to, by móc choć na moment zajrzeć, co dzieje się u bliskich i znajomych. Zmian, zwłaszcza w zakresie technologii, zaszło w czasie nieobecności Ilji bardzo wiele. Po pierwsze smartfony stały się bardzo powszechne. Po drugie – zawiera się w nich całe nasze życie – kontakty, maile, wiadomości, zdjęcia, filmy i komunikatory. Nijak to się ma do „czasu na telefonie” wykupywanego w więzieniu za papierosy przysyłane przez matkę. Piękne, smukłe, cienkie i nowoczesne smartfony – obiekt pożądania, symbol statusu. Dzięki nim możemy być wszędzie, możemy kontaktować się z rodziną, możemy przechowywać wspomnienia w postaci zdjęć i filmów – dużo lepiej oddające rzeczywistość niż czarno-białe fotografie.
Właśnie owa symbioza, intymna relacja pomiędzy człowiekiem a smartfonem, będzie głównym tematem książki Dimitrija Głuchowskiego „Tekst”.
Zostawmy więc na razie Ilję, którego właśnie na moskiewskich rogatkach zatrzymuje dwóch ponurych milicjantów i przejdźmy do samej książki, o której wiele jest do powiedzenia.
Przede wszystkim, czytelnicy młodsi niż lat 40 odbiorą powieść w zupełnie inny sposób niż ci, którzy pamiętają jeszcze czasy polskiego socjalizmu. Dla tych drugich, poza sensacyjnym wątkiem opowieści, otworzy się furtka, przez którą wartkim strumieniem popłyną wspomnienia o rzeczywistości, której już nie ma. Bowiem akcja powieści mogłaby spokojnie rozgrywać się w Polsce sprzed 30 lat – nieco futurystycznej, okraszonej nowoczesną technologią, ale karykaturalnie znajomej – pełnej bezprawnego prawa, władzy organów, odsmażanych ziemniaków i taniej wódki. Trudno mi ubrać w słowa klimat tej opowieści, ale starsi czytelnicy wyczują go bez dodatkowych opisów. Raz na jakiś czas zazgrzyta między zębami iPhone z rozpoznawaniem odcisku palca, ale poza tym – końcówka socjalizmu, kiedy pojawiły się już modne kluby i zachodnie trendy, ale poza tym w rzeczywistości królowała przede wszystkim wolna amerykanka i pęd do miasta, do cywilizacji, do posiadania symboli statusu i władzy. Młodsi czytelnicy zamerykanizują zapewne malowane przez autora obrazy, ponieważ zabraknie im empatycznego punktu odniesienia. Niemniej jednak powinni ją przeczytać, ponieważ w barwny sposób ukazuje ona, jak wygląda państwo rządzone przez centralną partię, w jaki sposób funkcjonują uprzywilejowane grupy i kto kogo trzyma w kieszeni. Do tej pory, u pamiętających tamte czasy, wspomnienia wywołują dreszcz na plecach, który nie ma nic wspólnego z zabawnymi obrazkami z PRL na Fecebooku. Znany z politycznych wtrętów Dimitrij Głuchowski nie na tym koncentruje się jednak w swojej najnowszej powieści. Tym razem wątek jest typowo sensacyjny, chociaż thrillerem bym go raczej nie nazwała. W pewnym sensie wyczerpuje on zasady gatunku, ale dużo większą rolę odgrywa w nim psychologiczna, miejscami surrealistyczna perspektywa głównego bohatera. Psychodeliczne przemyślenia i monologi Ilji przeplatają się ze zwykłym, rzeczowym planowaniem. Za oknem pada śnieg, kapuśniak grzeje się na kuchence na kuchence, gdy nagle rozlega się dźwięk przychodzącej wiadomości. Bohater wyjmuje telefon z kieszeni i tępo wpatruje się w ekran. Następnie odblokowuje telefon i zaczyna wstukiwać odpowiedź.
Zastanawialiście się kiedyś, czym jest dla nas telefon i czy na co dzień zdajemy sobie sprawę z tego, jakie dane się w nim znajdują? Czego dowiedzielibyście się o mnie, mogąc zajrzeć do wnętrza mojego iPhone’a? Jak często kasuję zdjęcia? Czy usuwam wiadomości? Z jakich komunikatorów korzystam? Do czego moglibyście użyć tych wszystkich informacji? Dimitrij Głuchowski postanowił się nad tym zastanowić i po raz pierwszy w historii literatury (a przynajmniej tak mi się wydaje) mamy dwóch głównych bohaterów – człowieka i telefon, Ilję i iPhone’a. Ich relacja będzie pierwszoplanowym wątkiem tej sensacyjnej, psychodelicznej powieści, rozgrywającej się na ulicach Moskwy, w nocnych klubach, kanałach ściekowych i w internecie.
Możecie spodziewać się tego, co zazwyczaj dostarcza czytelnikom Głuchowski – barwnych opisów, perfekcyjnie przemyślanej i dopracowanej fabuły, mistycznego realizmu i drugoplanowego wątku filozoficznego, który zostawia czytelnika z wieloma pytaniami, ale bez żadnych odpowiedzi. Jako mistrz prowadzenia intrygi, rosyjski Stephen King i Dan Brown w jednym, autor nie kończy powieści wraz z kropką na końcu zdania. Powieść będzie żyła w umysłach czytelników, zmuszając zarówno do dyskusji, jak i do prywatnego remanentu – cenna rzecz w czasach, kiedy sprzedaje się literatura prosta i łatwa.
Po książkę mogą sięgnąć wszyscy – zarówno starsi jak i młodsi, wielbiciele filozofii i sensacji, historycy i fantaści. Czytając powieść każdy znajdzie coś dla siebie, bo wielopłaszczyznowy wątek sprawia, że nikt nie odejdzie od stołu głodny. Rosyjska gościnność przede wszystkim.
Na zakończenie dodam, że trudno napisać na temat „Tekstu” więcej, bo książka składa się z samej treści i jak w mistycznej układance, każdy element ma swoje znaczenie i przedwczesne ujawnianie go zabiera czytelnikowi należną mu radość z dopasowywania fragmentów. Książka składa się z tysiąca zaskoczeń i każde z nich jest małym, prywatnym objawieniem. Zresztą zobaczycie sami, bo nie wątpię, że sięgniecie po tę książkę w dniu premiery. Na waszym miejscu nie wahałabym się ani chwili.
Gdybym miała określić „Tekst” jednym zdaniem, napisałabym że: „Tekst” to thriller psychologiczny, osobista apokalipsa i traktat filozoficzny w jednym, w którym człowiek i urządzenie przekraczają granice tego co rzeczywiste by w rezultacie, szeroko zamkniętymi oczami chłonąć esencję istnienia.
I to by się zgadzało. Mniej lub bardziej.
Książkę „Tekst” DImitrija Głuchowskiego przygotowało dla Was wydawnictwo Insignis.
Komentarze: 1
Taka Współczesna wersja Zbrodni i kary… czyta się tez lepiej niż Dostojewskiego.