Cała muzyka 8/2017
Moje propozycje muzyczne z sierpniowego wydania iMagazine.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 8/2017
JAY-Z – 4:44
Jeśli od jakiegoś czasu królem rapu jest Kendrick Lamar, to trzeba pamiętać, że absolutnym bogiem pozostaje Jay-Z, który, jak się okazuje, nadal jest w grze. W tym przypadku najlepiej odwołać się po prostu do statystyk, a one uzmysłowią Wam, że mam rację. Do tej pory na całym świecie sprzedał ponad 100 milionów płyt. Zgarnął 21 statuetek Grammy, 17 płyt platynowych, z czego aż 13 za solowe albumy, a MTV uznało go za MC wszechczasów. Reszta statystyk z życia rapera i biznesmena to już samo mnożenie i dodawanie dolarów, do czego trzeba wykorzystywać kalkulator w opcji mocno zaawansowanej. Umówmy się, dla niego nagrywanie to już czysta zajawka i pewnie w dużym stopniu uzależnienie. Wielokrotnie w branży mówiło się o końcu kariery Jay-Z, ale on ciągle powraca i trzyma poziom. Jego nowe dzieło – „4:44” ukazało się tylko na platformie streamingowej Tidal, której jest właścicielem i już po 4 dniach płyta osiągnęła status platynowej. Rap jest niezwykle uzależniającym gatunkiem muzycznym, w którym artysta za pomocą tekstów i dużej dawki ekspresji może wyrzucić z siebie wiele emocji i przemyśleń siedzących gdzieś w środku. Dlatego tak ciężko odwiesić mikrofon i przestać dzielić się z fanami swoim życiem. Jay ma co opowiadać, a w jego życiu ciągle wiele się dzieje, co słychać na „4:44”. Już od dawna nie są to gangsterskie porachunki, strzelaniny i handel narkotykami, co nie znaczy, że Jay-Z nie ma kłopotów. Problemy małżeńskie, bycie ojcem i fałszywi przyjaciele to główne tematy na „4:44”, a raper niezwykle otwarcie opowiada o tym, jak sobie z nimi radzi. Pokazuje twarz normalnego człowieka, a nie milionera z nadludzkim ego zawieszonym gdzieś ponad chmurami. Muzycznie Jay-Z przenosi nas ze swojego nowojorskiego podwórka wprost do Chicago, z którego pochodzi jego producent – No ID. Przepięknie wyselekcjonowane i pocięte sample przypominają najlepsze lata rapu, za co bardzo dziękuję No ID.
HAIM – SOMETHING TO TELL YOU
Wydawać by się mogło, że dziewczyny z zespołu Haim nie mają nic wspólnego z kimś takim, jak Jay-Z. Są młode, grają całkowicie inny gatunek muzyczny i raczej nigdy nie handlowały narkotykami na ulicy. Macki wielkiego Shawna Cartera są jednak olbrzymie. Raper nie tylko ma wielką smykałkę do biznesu, ale również niezły słuch i wie, kto może zabłysnąć w branży muzycznej. Dokładnie tak samo było z Rihanną czy Kanye Westem, a wiadomo, gdzie teraz znajdą się Ci artyści. Być może taka sama sytuacja będzie z dziewczynami ze słonecznej Kalifornii, które wypatrzył właśnie Jay-Z. Debiutancki krążek „Days Are Gone” został przyjęty kapitalnymi recenzjami i dziewczyny z Haim okrzyknięto objawieniem scenicznym. Trzy siostry Haim – Este, Danielle i Alana wyglądają i grają, jakby wsiadły w wehikuł czasu i przeniosły się do 2017 roku z lat osiemdziesiątych. Bije od nich niewiarygodna wolność tak charakterystyczna dla tamtych lat. Nowa płyta, „Something To Tell You”, znajdowała się na samym szczycie listy albumów, na które czeka się w 2017 roku. Siostry mogły wybrać drogę „na skróty” i tak jak na „Days Are Gone” klimat lat osiemdziesiątych uzupełnić taneczną elektroniką, co przyniosło im sukces. Tak się jednak nie stało. Nowy materiał jest bardziej surowy w formie i mniej komercyjny niż debiut, ale to nie znaczy, że gorszy. Mimo braku tak popularnej teraz elektroniki Haim w dalszym ciągu zachwyca melodyjnością i każdy z 11 utworów niezwykle łatwo wpada w ucho. Proste schematy w połączeniu ze świetną rytmiką i cudownym aranżem to zwyczajnie smaczna muzyka, której chce się słuchać. Siostry nagrały dokładnie to, co czują i nie szukały na siłę przebojów dla stacji radiowych. Jak same mówią: „Każda z piosenek opowiada o tym samym temacie z trzech różnych perspektyw trzech różnych kobiet, które są w trzech zupełnie różnych momentach swojego życia”. „Something To Tell You” to prawie 43 minuty muzyki idealnej na wakacyjne podróże z przyjaciółmi, a dopełnieniem szczęścia może być kabriolet.