Cała muzyka 11/2017
Moje propozycje muzyczne z listopadowego wydania iMagazine.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2017
IBEYI – ASH
Lubię takie muzyczne niespodzianki, jak ta, która czekała na mnie na portalu streamingowym. Z braku czasu dawno nie sprawdzałem nowości, dlatego do tego numeru miałem w czym przebierać. Wybór był łatwy, gdy na liście nowości ujrzałem Ibeyi. Uznałem to za pewnik i nie pomyliłem się. Poprzedni album sióstr mających korzenie kubańsko-francuskie oczarował mnie i na zawsze trafił na moją listę “płyt do pisania”. Wszystko za sprawą niezwykłego i niepowtarzalnego klimatu, który odrywa nas od wszystkiego, co przyziemne. Siłą bliźniaczek Lisy i Noami Kainde Diaz są wspomniane korzenie, to one nadają ton absolutnie każdemu nagraniu. Nie dość, że dziewczyny w świetny sposób czerpią ze swojego pochodzenia, korzystając z instrumentów perkusyjnych, to jeszcze czasami śpiewają w języku joruba. Po takim przedstawieniu możecie wyobrażać sobie muzykę plemienną, ale Ibeyi potrafiły połączyć, to, co płynie w ich krwi z nowymi muzycznym trendami. Drugi album “Ash” jest cudowną kontynuacją rozpoczętej w 2015 roku podróży przez całe życie tych nietuzinkowych sióstr. Wędrujemy między Kubą, Francją i Nigerią, a naszym teleportem są dźwięki wplątane między nowoczesne kompozycje. Kluczem do sukcesu jest umiejętne łączenie wielu gatunków, a dla sióstr Diaz nie ma żadnych granic. Hip-hop może być na bazie kubańskich bębnów i elektronicznym syntezatorów, a tekst przekazany w afrykańskim języku joruba. Po nich można spodziewać się wszystkiego. W tej kulturowej mieszance usłyszymy soul, elektronikę i jazzowe inspiracje. Najważniejszy jest jednak efekt, który w niewyjaśniony sposób okazuje się niezwykle spójny. Kojące wokale uzupełniają tę dźwiękową wędrówkę, dając obraz tego, co siostry przeżyły i kim teraz są. Teksty dotykają takich gorących tematów jak aktywizm, rasizm, duchowość i kobiecość. Najlepszym tego obrazem jest tekst “Your Story Is My Story”. Dlatego ten album jest absolutnie dla każdego i każdy znajdzie w nim coś, z czy się utożsamia.
PAULINA PRZYBYSZ – CHODŹ TU
Tego nazwiska nie trzeba nikomu przedstawiać. Siostry Przybysz, tworząc trzon zespołu Sistars, na stałe wpisały się w historię polskiej muzyki. Rozpad tej grupy złamał wiele serc, w tym moje, a drugie, bogatsze muzyczne życie po Sistars prowadziła Natalia. To jednak Paulina swoim stylem zdecydowanie aktywniej kultywuje nieodżałowane Sistars. Na nową płytę “Chodź tu” musieliśmy czekać aż sześć lat i jest ona pierwszym materiałem sygnowanym jej prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Wcześniej, nagrywając pod pseudonimami Pinnawela i Rita Pax, nie trafiała raczej do szerszej grupy odbiorców, a wpływ na to mogła mieć zdecydowanie bardziej alternatywna muzyka i brak wspomnianego nazwiska. Być może dopiero teraz stwierdziła, że to, co nagrała, odzwierciedla prawdziwe oblicze Pauliny Przybysz albo po prostu jest to dobry zabieg marketingowy. Sama artystka o tym, że nagrała płytę pod własnym nazwiskiem, mówi: “Mam coś konkretnego do powiedzenia”. Muzycznie Paulina w dalszym ciągu eksperymentuje, czerpiąc przy tym ze swoich muzycznych korzeni, które prowadzą do czarnych klimatów. Dlatego na “Chodź tu” usłyszymy soul, rap i R&B, ale te gatunki zalane są intensywnym sosem z elektroniki. Pierwsza część płyty to żywa i wybuchowa mieszanka, przy której trudno usiedzieć na miejscu. Szczerze mówiąc, właśnie na taką Paulinę Przybysz liczyłem, a w numerze “Dzielne kobiety” dostałem wszystko, czego sobie życzyłem. Niezwykle odważne i silne produkcje idą w parze z przekazem, który świetnie wpisuje się w obecne czasy. Intelektualne teksty świetnie trafiają za każdym razem, czy to w formie zarapowanych zwrotek, czy zaśpiewanej soulowej balladzie. Paulina na każdym kroku udowadnia, że potrafi wszystko. Bijąca z niej pewność siebie może pomóc w codziennej walce wielu kobietom, bo bez wątpienia ten album jest do nich skierowany i może stać się swego rodzaju hymnem w walce o wolność i równość.
W każdym numerze czuć, jak dużo serca włożone jest w absolutnie każdą sekundę tego materiału, wszystko zostało dopracowane z dbałością o szczegóły i tym Paulina zdobywa serca i wiernych fanów. Spokojnie mogę czekać kolejne sześć lat na następny album.