Test Beoplay M3 – niepozorny gracz
Bang&Olufsen sukcesywnie rozbudowuje swoje portfolio głośników, aby mieć rozwiązanie dla każdego. Wśród tych przenośnych zapotrzebowanie mamy już pokryte w pełni, wśród tych stacjonarnych brakowało jeszcze tego najmniejszego. Lukę wypełnia nowy M3, który obok Beoplay A9, A6 i M5 i Besound 2 oraz 1 domyka system multiroom od Bang&Olufsen.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 01/2018
Ten niewielkich rozmiarów głośnik, bezpośrednia konkurencja np. Sonosa Play 1, dostępny jest w dwóch wariantach kolorystycznych – czarnym i szarym. Wykonany został oczywiście z doskonałych materiałów, B&O nie idzie na żadne kompromisy, nawet w tańszych produktach z lini BeoPlay.
Wykonany został oczywiście z doskonałych materiałów, B&O nie idzie na żadne kompromisy, nawet w tańszych produktach z lini BeoPlay.
Tu mamy ascetyczną obudowę w większości wykonaną z lekko gumowanego, miłego w dotyku plastiku. Na całym głośniku znajdziemy tylko trzy przyciski (głośniej, ciszej, power), które są niewidoczne, ukryte na tyle obudowy. To jasno pokazuje, że to głośnik systemowy do obsługi za pomocą aplikacji, zarządzającej całym systemem. Przetworniki przykrywa maskownica, która może być wykonana z aluminium lub specjalnej wełny Kvadrat, która przykrywa też inne głośniki Banga. Maskownice są wymienne, ale na razie nie ma szerokiego wyboru. Pewnie z czasem pojawią się inne kolory niż czarny i szary. W tym głośniku jednak nie jest to tak bardzo istotne. Został zaprojektowany tak, żeby wtopić się w otoczenie i być niezauważalnym elementem dobrego dźwięku.
Obudowa od dołu ma gwint pozwalający zamontować go np. na uchwytach ściennych lub podstawkach. Nie zdradzając wszystkiego, powiem, że pierwsze zadanie wykonuje bardzo dobrze. Jest jak Passat w kombi, wygląda na tyle dobrze, że można go bez obaw kupić, a jednocześnie nie jest na tyle finezyjny, żeby zwracać uwagę zazdrosnego sąsiada, który nie musi wiedzieć, że mamy tam fotele z masażem.
Jest jak Passat w kombi, wygląda na tyle dobrze, że można go bez obaw kupić, a jednocześnie nie jest na tyle finezyjny, żeby zwracać uwagę zazdrosnego sąsiada.
Drugim zadaniem, czyli wypełnianiem przestrzeni dźwiękiem zajmują się dwa przetworniki, które ukryto pod tą niewielką obudową. 3,75-calowy woofer oraz 1,75-calowy tweeter. Przetworniki mają efektywny zakres częstotliwości: 65–22 000 Hz, a zasilane są dwoma wzmacniaczami: 1 × 40 W klasy D dla głośnika niskotonowego, 1 × 40 W klasy D dla głośnika wysokotonowego. Głośnik wyposażono we wszystkie technologie bezprzewodowe, które powinen mieć: Wi-Fi i to działające we wszystkich popularnych standardach 802.11 a/b/g/n/ac – 2.4/5 GHz, a także Bluetooth 4.2. Oczywiście już po podłączeniu do naszej sieci M3 będzie potrafił działać jako odbiornik AirPlay, ale również i Chromecast. Zaś po zainstalowaniu aplikacji mamy dostęp do systemów TuneIn, QPlay, Deezer. Niestety brak Apple Music, które występuje w Sonosie. Gdyby ktoś miał ochotę, to można też użyć połączeń kablowych, których złącza ukryte są pod specjalną klapą – są to wejście liniowe analogowe typu mini Jack 3,5 mm oraz micro USB.
Beoplay M3 jest bardzo niepozorny, z łatwością schowamy go obok półek z książkami lub w rogu pokoju na szafce przy kanapie. To, jak go ustawimy, możemy zdefiniować w parametrach głośnika. Ma trzy predefiniowane ustawienia: ściana, narożnik i wolno stojący. Ustawienia te w słyszalny sposób zmieniają charakterystykę głośnika. Jedno na pewno się nie zmienia, jeśli nie widzimy głośnika, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, skąd tak naprawdę gra muzyka, a gdy go zobaczymy, trudno uwierzyć, że to niepozorne urządzenie potrafi odtwarzać tak głębokie i przyjemne dla ucha dźwięki.
Jeśli nie widzimy głośnika, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, skąd tak naprawdę gra muzyka, a gdy go zobaczymy, trudno uwierzyć, że to niepozorne urządzenie potrafi odtwarzać tak głębokie i przyjemne dla ucha dźwięki.
Wysokie częstotliwości dźwięków wychodzą nad wyraz dobrze, zaskakując precyzją znaną z większych braci z B&O. Jednocześnie są bardzo łagodne, nie męczą nas przesadną metalicznością. Dedykowany 1,75-calowy tweeter wykonuje swoją robotę bardzo dobrze. Tym, co mocniej zaskakuje, jest perfekcyjny środek. Wszelkiego rodzaju wokale to ulubione przestrzenie M3. Radzi sobie w nich lepiej niż dobrze. Oczywiście to mocno subiektywne, ale według mnie dużo lepiej niż konkurencja z podobnej półki cenowej, u której często można zauważyć chęć grania efekcjarskiego, czyli nadrabiania braków jakości sztucznym podbijaniem tonów wysokich i niskich. Prawie nikt już nie stosuje magicznego przycisku loudness, ale oprogramowanie pod spodem robi swoje.
Nawet utwory, w których bas gra pierwszoplanową rolę, doskonale się bronią w M3. Głośnik nie wpada w żadne dziwne wibracje, a bas jest głęboki. Tak się dzieje do połowy skali głośności, niestety później im głośniej, tym basu coraz mniej. Prawdopodobnie oprogramowanie głośnika celowo go zmniejsza, żeby zapobiec zakłóceniom. W rezultacie M3 nadaje się raczej do mniejszych pomieszczeń, gdzie nie trzeba grać bardzo głośno. Ale patrząc na jego gabaryty, raczej nikt nie będzie próbował nim nagłaśniać imprezy w dużym salonie, no chyba że ma ich kilka.
Szkoda, że producent nie zdecydował się na możliwość połączenia dwóch takich głośników w parze stereo. Tak robi konkurencja oraz on sam z głośnikami przenośnymi. Mam nadzieję, że to załatwi jakaś aktualizacja oprogramowania. W takim ustawieniu z tak fajnym minimalistycznym wyglądem sprawdziłyby się idealnie jako zestaw podstawowych monitorów dźwiękowych na biurku obok MacBooka.
BeoPlay M3 to fajny pomysł na mały, niezbyt drogi (1299 zł) systemowy głośnik, który pomoże nam zbudować system multiroom. Tym bardziej, że różne ptaszki ćwierkają, że dostanie wsparcie do AirPlay 2, czyli będzie można go wykorzystać wraz z głośnikami innych producentów w jednym systemie multiroom.
Komentarze: 2
Chciałem dopytać autora czy możemy bezpiecznie stawiać go na drewnianych, olejowanych powierzchniach, bo to przy okazji homepoda bardzo ważna kwestia
myślę, że zależy od powierzchni, jego podstawka wygląda na podobny materiał jak w HomePodzie. Mi HomePod nie uszkodził olejowanych parapetów