MINI Countryman Cooper D All4 – maluch na sterydzie
Kiedy prawie rok temu zasiadłem za kierownicą pięciodrzwiowego MINI, polubiliśmy się niemal natychmiast. W ofercie marki jest już dość sporo modeli, a mnie interesował również nowy Countryman, czyli auto większe i już teoretycznie mogące więcej.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2017.
Z jednej strony to jest kompletnie innych samochód niż hatchback, ale jednocześnie bardzo wiele je łączy. Gdy wsiadłem do Countrymana, od razu wiedziałem, co, gdzie i jak. Deska rozdzielcza i cały kokpit są niemal identyczny z w innymi modelami i dzięki temu, jeśli odnaleźliśmy się w jednym MINI, to znajdziemy swoje miejsce również w innym. Nie ma co się dziwić, marka należy bowiem do koncernu BMW, w którym sytuacja jest bardzo podobna. Gruba, dobrze leżąca w dłoniach kierownica, wygodne, skórzane fotele i ten charakterystyczny włącznik zapłonu, który cieszył mnie przy każdym użyciu. W najnowszej wersji tego modelu również cały system komputera pokładowego został zaktualizowany i teraz mamy tu wszystko to, co mogliśmy zobaczyć w modelu pięciodrzwiowym. Jest to naprawdę dobry system z elementami znanymi z BMW, w tym z nawigacją, która jest jedną z lepszych pozycji, jeśli bierzemy pod uwagę mapy fabryczne – ja jestem wierny Mapom od Google lub Apple, jeśli auto ma CarPlay, a MINI go nie ma. Do dyspozycji mamy również aplikację na telefon, która pokaże nam między innymi zasięg, na jaki mamy jeszcze w baku paliwo, miejsce zaparkowania naszego pojazdu, czy też dane o naszych ostatnich trasach.
No dobrze, ale czym Countryman różni się od innych modeli? Na pierwszy rzut oka idzie oczywiście wygląd. Auto jest większe, masywniejsze i wyższe. Nie jest to jednak samochód dużo większy. Z przodu i za kierownicą mamy praktycznie tyle samo miejsca na nogi i wygodne ustawienie fotela, z tyłu już tak kolorowo nie jest, choć na pewno będziemy mogli zasiąść wygodniej, niż w przypadku hatchbacka. Dodatkowo tylna kanapa jest przesuwna, co może wiele ułatwić.
Najfajniejszym bajerem, jaki znalazłem w tym aucie, jest tylna „ławeczka”. Jak widzi się to pierwszy raz, nie sposób się nie zaśmiać pod nosem, ale później człowiek zdaje sobie sprawę, jak genialne w swojej prostocie jest to rozwiązanie. Otóż po otwarciu bagażnika, możemy z niego wyciągnąć ławeczkę piknikową (tak to się u MINI nazywa) i wygodnie zasiąść sobie na brzegu bagażnika. Ławeczka ma również osłonę błotnika, także nie jest małe ryzyko, że się ubrudzimy. Jak wspomniałem, może się to wydać śmieszne, ale gdy jedziemy w dłuższą trasę i chcielibyśmy zrobić sobie przerwę, napić się herbaty i podziwiać krajobrazy, to jest to naprawdę ciekawe rozwiązanie – pewnie każdy z nas skorzystałby z tego raz czy dwa i później o tym zapomniał, ale zamysł mi się bardzo podoba.
W testowanym modelu mieliśmy 4-cylindrowego turbo diesla o mocy 150 KM. Do tego napęd na 4 koła i… no właśnie. Tu nie możemy już za bardzo mówić o gokartowej jeździe. To bardziej auto dla mniejszej rodziny, która od czasu do czasu chce wyjechać za miasto. Nie jest to auto duże, ale też nie jest maluchem, do którego nie możemy się zapakować. Pomimo tego, że nie było tu takiej frajdy z jazdy, jak w przypadku innych MINI, to nie można powiedzieć, że jazda Countrymanem nie należy do przyjemnych. Zarówno w mieście, jak i w trasie wszystko działa, jak należy. Nie jest to demon prędkości, ale na codzienne użytkowanie w zupełności wystarcza. Największą przeszkodą w kupnie MINI może być jak zwykle jego cena, która w przypadku testowanego egzemplarza zaczyna się od 134 000 złotych.