Koss Porta Pro KTC – legendarne brzmienie
O Koss Porta Pro słyszał każdy, kto choć trochę interesuje się sprzętem audio. Przez lata ich wygląd i konstrukcja praktycznie się nie zmieniły, nieustannie udoskonalane jest natomiast ich brzmienie.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 03/2018
Obecnie Porta Pro występują w kilku wersjach, różniących się jednak drobiazgami: jeden model ma inny kolor, inny mikrofon i pilot na kablu. To właśnie ten ostatni, oznaczony dopiskiem KTC, testowałem. Jest o około 100 PLN droższy od modelu podstawowego, a różni się pilotem dedykowanym urządzeniom z iOS – jeśli go nie potrzebujecie, możecie oszczędzić całkiem sporo. Konstrukcja słuchawek przywodzi na myśl lata 90., mają bowiem płaski, aluminiowy pałąk, plastikowe nauszniki i gąbki oddzielające je od uszu. Jakość materiałów jest niezła, wszystko spasowano naprawdę dobrze i wątpię, by udało się mi je przypadkiem połamać, nawet podczas transportu. Nie obyło się bez kompromisów, zaczynając od absolutnie minimalnej grubości plastiku nauszników po niezwykle cienki i delikatny kabel, który (zgodnie z opiniami wieloletnich użytkowników) można dość łatwo uszkodzić. Mamy do czynienia ze sprzętem z niskiej półki cenowej, a skoro jakość dźwięku stoi na wysokim poziomie, to na czymś trzeba było oszczędzić. Producent daje na nie dożywotnią gwarancję, co wyraźnie wskazuje na to, że jest pewny swoich rozwiązań, a ewentualne usterki będzie po prostu naprawiał.
Prosta konstrukcja wydawać by się mogła wręcz prostacka, jednak każdy, nawet najdrobniejszy element tych słuchawek jest ważny. Pałąk to tak naprawdę dwa nasuwające się na siebie elementy, służące jednocześnie do regulowania szerokości słuchawek – nie dało się tego zrobić jednocześnie prościej i oszczędniej. Nauszniki składają się natomiast do środka, co ułatwia transport. Nawet niewielki haczyk na jednym końcu pałąka i otwór na drugim się przydają – przy składaniu zaczepiamy je o siebie, by słuchawki zajęły jeszcze mniej miejsca. Mamy też regulację tego, jak mocno nauszniki są dociśnięte do uszu – ta jest akurat nieszczególnie wygodna, bo suwak, który do niej służy, należy przesuwać przy każdym założeniu ich na głowę. W wersji KTC na lewym przewodzie słuchawkowym znalazł się też pilot z trzema przyciskami (w układzie znanym z EarPodsów) i mikrofonem. Kabel jest zdecydowanie najsłabszym elementem tych słuchawek – przez to, że jest cienki, łatwo się plącze. Wtyczka jest prosta, a taka zazwyczaj sprawdza się lepiej niż kątowa. Wszystkie oszczędności materiałów oraz rozsądne wzornictwo sprawiły, że Koss Porta Pro są bardzo lekkie (ważą tylko 80 gramów) i praktycznie nie czuć ich na głowie.
Zakładając na głowę tanie słuchawki, nie mam wygórowanych oczekiwań – cena wynika zazwyczaj z oszczędności na etapie opracowania produktu bądź też z jakości użytych materiałów. Czy Koss zminimalizował koszty produkcji? Zdecydowanie tak. Porta Pro są na rynku od ponad 30 lat (miały premierę w 1984 roku!), dlatego też trudno ocenić to, jaki udział w cenie mają obecnie koszty rozwoju produktu. To, czego nie widać, a bardzo dobrze słychać, to bardzo szczegółowe brzmienie. W każdym gatunku muzycznym świetnie radzą sobie z wysokimi tonami, detali jest dużo, nie giną pośród innych dźwięków, nie są też sztucznie przyciszone, by ukryć niedoskonałości słuchawek. Na średnich tonach nieco się zawiodłem, Porta Pro średnio radzą sobie z gitarami, szczególnie akustycznymi i klasycznymi. Brzmią za cicho, przez co część tonów trudno usłyszeć. Zdarza się to też (choć rzadziej) z wokalem, zagłuszonym przez ostre, gitarowe riffy. Niskie tony mi natomiast odpowiadają. Jest ich dużo, ale nie dominują w brzmieniu, wybrzmiewają mocno, choć nie zawsze wystarczająco długo. Jest ich jednak zaskakująco dużo jak na słuchawki o otwartej konstrukcji.
Porta Pro to nie zwyczajne słuchawki. Ich wieloletnia historia sprawia, że nie sposób nie przyjrzeć się im dokładniej, niż innym aktualnie dostępnym produktom z tej półki. O nich nikt nie będzie najprawdopodobniej niedługo pamiętał, znikną w cieniu high-endowych modeli. Porta Pro sprawiają, pomimo pozornie przestarzałej konstrukcji, wrażenie wiecznych, ważnych i… potrzebnych. Bo dzięki nim na słuchanie muzyki w dobrej jakości może pozwolić sobie znacznie więcej osób.
Komentarze: 3
Miałem z kumplem te słuchawki i każdy był bardzo zadowolony z jakości dźwięku i trwałości. Kumplowi udało się nieco zepsuć wtyczkę jack i gąbkę nauszników, ja bardziej dbałem o nie i wyglądały jak nowe. Wtedy jeździłem sporo autobusem i jednak wybrałbym konstrukcję zamknięta.
mam juz druga pare (tzn moja zona uzywa) – pierwsza ulegla mechanicznemu zepsuciu po kilku latach urzywania. zona bardzo zadowolona i nie chce slyszec o innych, nawet w nich biega
Mam je od 5 lat. Używałem ich w zasadzie tylko do biegania, więc lekko nie miały. Często były mokre od potu i deszczu. Z żadnych innych słuchawek nie byłem tak zadowolony. Świetny dźwięk, bardzo dobrze trzymają się na głowie, nic nie uciska i nie przeszkadza. Dopiero po 4 latach skruszyły się gąbki, za kilkanaście złotych kupiłem nowe i słuchawki są znów w idealnym stanie.