Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Plantronics Voyager 3240

Plantronics Voyager 3240

3
Dodane: 6 lat temu

Pracując zdalnie, doceniam każdą możliwość uwolnienia się od trzymania słuchawki przy uchu. Nowy Voyager umieszczony w uchu daje swobodę ruchu, a przy tym umożliwia korzystanie z telefonu, nawet jeśli ten jest w kieszeni.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7/2018


Zestawy słuchawkowe przeznaczone do rozmów, w przeciwieństwie do bezprzewodowych słuchawek stereo, nie należą do szczególnie popularnych. Do smartfonów są dodawane niemal zawsze proste słuchawki z mikrofonem, które większości osób wystarczają do prowadzenia dłuższych konwersacji. Przez to pojedyncze słuchawki Bluetooth stały się sprzętem bardziej wyspecjalizowanym, skierowanym do wąskiej grupy odbiorców, poszukującej narzędzia do pracy. Voyager 3240 to jeden z najbardziej zaawansowanych produktów mobilnych w ofercie Plantronics – oprócz słuchawki w zestawie dostajemy też ładowarkę z wbudowanym akumulatorem, która zwielokrotnia czas działania bez podłączania całości do gniazdka. Słuchawka jest dość duża, choć lekka, bo zrobiono ją z plastiku (ma też gumowe elementy). W uchu trzyma się nawet bez pałąka dzięki wkładce dousznej z wystającym „uchem”, wpasowującym się w małżowinę. Jeśli okaże się ona niewystarczająca, można wymienić ją na inny rozmiar bądź dołożyć bardziej tradycyjny pałąk obejmujący ucho od zewnątrz. Jakość wykonania nie budzi zastrzeżeń: przyciski i przełącznik mają wyraźny skok, elementy są perfekcyjnie spasowane, wkładka douszna charakteryzuje się natomiast dużą sprężystością, dzięki czemu nie uwiera po dłuższym czasie. Ładowarkę zrobiono nieco gorzej, wystający z niej plastikowy uchwyt z zapięciem z ekologicznej skóry sprawia wrażenie delikatnego, a po ściśnięciu boków obudowy czuć, że te lekko się uginają. Tu również użyto gumy i dobrej jakości plastiku dopasowanych kolorem do słuchawki. Kształt ładowarki jest nie do końca przemyślany, ma prostokątny przekrój, a każda ze ścian jest mniej więcej tej samej długości. Przez to trudno schować ją do kieszeni, by nie odstawała – spłaszczenie ładowarki byłby w tym przypadku rozsądnym ruchem.

Konfiguracja słuchawki jest banalnie prosta, o ile tylko przeczytamy instrukcję. Parowanie wywołujemy przyciskiem na froncie słuchawki, tym, który ukryty jest pod gumą. Początkowo w ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że jest tam przycisk, dlatego przetestowałem wszystkie kombinacje z widocznymi guzikami. Oprócz klasycznego parowania przez Bluetooth można też skorzystać z NFC (o ile mamy smartfona, który na to pozwala – iPhone niestety nie jest jednym z nich). Po sparowaniu Voyager jest gotowy do użycia, ale warto poświęcić chwilę na konfigurację za pomocą aplikacji Plantronics HUB. Pozwala ona na zmiany komunikatów głosowych, dzwonka i czujników. Voyager ma bowiem kilka bardzo przydatnych dodatków, takich jak wykrywanie czy słuchawka jest w uchu (można dzięki temu na przykład odebrać rozmowę, po prostu ją zakładając) oraz lokalizowanie jej po zgubieniu (smartfon zapisuje co jakiś czas współrzędne, jeśli jest ona z nim połączona, podczas szukania można też odtworzyć z niej zdalnie dźwięk). W programie można też podejrzeć pozostały czas rozmów, choć nie jest to akurat szczególnie potrzebne – o tym samym jesteśmy informowani głosowo po każdym włączeniu i założeniu słuchawki. Komunikaty to mocna strona Voyagera, bo jest ich tylko tyle, ile potrzeba, a każdy da się też wyłączyć. Oprócz stanu baterii słuchawka informuje też o wyciszonym mikrofonie (tylko podczas rozmów przez komunikator na komputerze), stanie sensorów i parowania oraz poziomie głośności, czyta też nazwy kontaktów, które do nas dzwonią. Nie obsługuje co prawda języka polskiego, ale radzi sobie z nazwiskami w sposób wystarczająco dobry, by je zrozumieć. Jeszcze lepiej jest w drugą stronę, bo połączenia przychodzące da się odbierać i odrzucać, mówiąc odpowiednio „answer” lub „ignore”. Te proste polecenia działają ze stuprocentową skutecznością, tym samym nie trzeba nawet korzystać z przycisków na słuchawce.

Z Voyagera korzystam głównie w pracy – sparowałem go ze służbowym telefonem oraz z Makiem, na którym prowadzę rozmowy przez Skype’a. Słuchawka obsługuje dwa połączenia jednocześnie, nie musiałem więc przełączać się ręcznie między smartfonem a komputerem. Bateria samej słuchawki wytrzymuje około 5 godzin rozmów, czyli wystarcza na mój dzień pracy (nie rozmawiam zazwyczaj aż tak długo, ponadto podczas czuwania zużycie energii jest dużo mniejsze). Odkładam ją też zawsze do ładowarki, która daje 10 dodatkowych godzin rozmów. Słuchawkę podłącza się do niej za pomocą specjalnego portu, wpięcie jej wymaga jedynie lekkiego naciśnięcia, potwierdzonego cichym kliknięciem. Nie ma szans, by z niego wypadła, nawet jeśli nosimy ją w sugerowany sposób (czyli przypiętą do ubrania lub torby). O stanie baterii obu urządzeń informuje prosty wskaźnik diodowy na ładowarce, aktywowany poprzez przesunięcie palca po obudowie. Ładowarka ma port mini USB, ale taki sam jest też w słuchawce – to całkowicie samodzielne urządzenie, które występuje w sprzedaży również w wersji bez dodatkowego akumulatora. Osobiście wolałbym, by można było nabyć też model bez tego portu, ale o wyższej odporności na wodę, domyślam się jednak, że grupa potencjalnych nabywców takiego produktu byłaby zbyt mała, by opłacało się go tworzyć.

Już pierwszego dnia pracy z Voyagerem zauważyłem znaczną poprawę komfortu pracy. Odczuli ją też moi współpracownicy, jakość rozmów stoi bowiem na bardzo wysokim poziomie. Słuchawka ma trzy mikrofony filtrujące hałas otoczenia, a tym samym dostarczające rozmówcy możliwie najczystszy dźwięk. To słychać, szczególnie jeśli w smartfonie nie mamy odpowiednika tej funkcji. Rozmowa i jednoczesne pisanie na komputerze stało się znacznie wygodniejsze, bo nie muszę używać trybu głośnomówiącego. Uwolniłem się też od samego telefonu, pracując w domu – dzięki zasięgowi do 30 metrów mogę zostawić go na biurku, a rozmowę prowadzić w dowolnym miejscu w mieszkaniu. Nie muszę jej zresztą mieć ciągle w uchu ani zostawiać jej w trybie czuwania – włącza się i łączy z telefonem w kilka sekund, zatem spokojnie zdążę odebrać połączenie nawet wtedy, gdy włączę ją dopiero w momencie, gdy ktoś zaczyna dzwonić. Voyager ma dedykowany przycisk asystenta głosowego (obsługuje też Siri), który pozwala sprawdzać kalendarz, pogodę czy przypomnienia bez zerkania na telefon. Przydatne, szczególnie jeśli na co dzień nie korzystacie z Apple Watcha, ale z Siri już tak.

Voyager jest tym sprzętem, którego nigdy nie planowałem kupować, ale gdy już zacząłem go używać, nie wyobrażam sobie pracy bez niego. W biurze można się jeszcze bez niego obyć, za to przy pracy w terenie bywa niezastąpiony. Długi czas działania i świetne filtrowanie hałasu daje komfort pracy nie tylko mnie, ale i moim współpracownikom, a funkcje takie jak odbieranie głosowe pozwalają w ogóle nie sięgać po telefon, ani nawet do ucha, by wcisnąć przycisk. Ładowarka jest przydatnym elementem zestawu, choć nieco mniej dopracowanym – nie jest ona jednak eksploatowana równie mocno, co słuchawka i być może dlatego producent nie poświęcił jej tyle uwagi.

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 3

Tylko ostrzegam przed fatalnym mikrofonem w AirPodsach