Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Dyspozycyjna wolność

Dyspozycyjna wolność

0
Dodane: 5 lat temu

Jeśli weźmiecie do ręki większość motywacyjnych tekstów – tych zbudowanych na fundamencie: „Możesz wszystko, ale od czego zaczniesz?”i tych ledwo stojących na zgliszczach: „Innym się udało, ale ciężką pracą dojdziesz do tego, co oni!”– pojawi się jeden wspólny mianownik. Jest nim czas.

„Kiedy coś zmienisz?”, „Prędzej czy później odnajdziesz pasję!”. Bardzo mało osób pyta nas: „Co dziś masz? Co jest dla Ciebie ważne?”. Nie w perspektywie pięciu czy dziesięciu lat, ale wczoraj, jutra, tygodnia. Fascynujemy się takimi obrazami, jak „Wszystko za życie”(ang. „Into the Wild” – nie pytam tłumacza, co brał przy tym tytule), historią samotników, którzy w akcie sprzeciwu wobec konsumpcjonizmu spalili pieniądze i zamieszkali na łonie Natury, a nawet – powołaliśmy do życia plemię Cyfrowych Nomadów. Ludzi, którzy nie mają stałego miejsca pracy ani domu. Mają MacBooka, iPhone’a i co tam jeszcze „konieczne”, i sobie wędrują z miejsca w miejsce, szukając „szczęścia”.

Zostaliśmy w większości współczesnymi komiwojażerami.

Komiwojażer

Pod banderą hipsterstwa, nieukierunkowanego buntu i nierzadko bezmyślnie pędzimy od klienta do klienta, od pracy do pracy, od błyskotki do wysypiska błyskotek. „Mad Max”na całego, tylko jeszcze gra nie idzie o wodę. Jeszcze. Jest coś niesamowitego w tym, jak wiele potrafimy sobie wytłumaczyć. Przypisać definicję. Dostosować motywacyjne rady do aktualnego stanu naszego życia. I tutaj można by napisać kolejny felieton o wychodzeniu ze strefy komfortu, ale wierzcie mi na słowo: nie ma to sensu. Nie ma, ponieważ jesteśmy dziś nasyceni motywacyjną nowomową do tego stopnia, że stała się ona dla nas obojętna, niezauważalna.Uodporniliśmy się na jej działanie. Działanie?

Pytam sam siebie, bo z motywacją i podejściem nas samych do nas samych jest jak ze „szczęściem”. Dlaczego używam cudzysłowu? Ano dlatego, że jeśli naszym jedynym celem będzie trwały stan „szczęścia”,to równie dobrze możemy sobie postawić za cel bycie drugim Steve’em Jobsem. Poczucie szczęścia jest chwilą. Chwilą po skończonym treningu. Chwilą po przeczytanym rozdziale. Chwilą po udanym seksie. Chwilą po udanej medytacji czy kupnie nowej zabawki. Nie może być trwałe, bo byśmy je szybciej znienawidzili, niż zdążyli pokochać. To dlaczego tak uparcie wielu z nas dąży i radzi dążyć do tego, co nazywa długotrwałym szczęściem?

Czas. To w nim tkwi sens. Spójrzcie na to jeszcze raz: z jednej strony – biegniemy, ciągle dodając gazu, aż już skrzynia biegów ledwo zipie, aby w końcu dotrzeć do stacji „szczęście wieczne”, po drodze zatrzymujemy się tu i ówdzie, aby zatankować, zjeść, poznać kogoś, spotkać dziwnego włóczęgę, który opowie nam historię swojego życia i… pędzimy dalej. Szukając trwałego spełnienia. A po drodze? Po drodze wydarza się życie. Wydarza się szczęście – tu i tam. Wtedy i teraz. Zabiegamy wszyscy o czas. Nie wiemy przecież, ile go mamy. I gdy on się wydarza, my ciągle go szukamy. A wolność? Kto by się nią przejmował. Czyli co, mamy żyć tu i teraz? – oznajmicie z drwiną, że Kołacz napisał kolejny felieton o oczywistej kwestii. To jeszcze tylko pozwólcie, że skończę myśl.

Dyspozycyjna wolność

„Tu i teraz”,„Chwytaj chwilę”i inne hasła życia znane są w kulturze od wieków. To jasne. Mnie bynajmniej nie chodzi o beztroskę czy brak odpowiedzialności. Nie przeszła mi mania planowania i wyznaczania sobie celów. Nic z tych rzeczy. Wystarczy jednak chwilę się zastanowić nad sprawami codzienności, aby dojść do wniosku, że kolejne pokolenie nie będzie już potrzebowało posiadać na własność chociażby samochodu. Już część osób – w tym ja – korzysta za z całkiem dobrze rozwiniętego car sharingu w większych miastach Polski. Zapytacie o mieszkania i domy? Sprawa ma się podobnie. Ludzie toną w długach często tylko dlatego, że inni ludzie powiedzieli im, że muszą coś posiadać. Posiadają więc, nie posiadając, bo posiada tak naprawdę bank. My jeszcze jakoś rozumiemy tę całą koncepcję przynależności dóbr do nas. Kolejne pokolenie prawdopodobnie nie będzie jej w ogóle rozumiało i nie ma się co dziwić, bo jeśli już mówimy, że chcemy podążać za pasjami i rozwijać się, to trzeba to ograniczać lokalizacją? Edukacja – już dziś, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co dzieje się w systemie edukacji w Polsce, wiele osób decyduje się na edukację domową. Relacje? Nikogo nie przymusimy do ich budowania na siłę na podwórku. Pogodzenie się z siecią kontaktów online już dawno stało się koniecznością, a networking twarzą w twarz stał się konieczny w większości branż i zawodów. Oczywiście, takie argumenty to dziś nadal uogólnienia. Dziś to jednak nie to samo, co dekadę temu.

W końcu my jesteśmy przecież jedynie rezydentami tej Ziemi.Ją samą często mamy gdzieś, bo przecież mamy nasz dom. Zapytam: Jak długo? Jedno tylko pragnienie jest raczej niezmienne u wszystkich. Pragnienie wolności. I tę właśnie wolność warto mieć na podorędziu. Sam nazywam siebie domownikiem, bo rzeczywiście przywiązuje się do miejsc. Czuje z nimi więź emocjonalną, lubię do nich wracać. Jednak uczucie poznawania czegoś nowego, na nowo i często nie po mojemu – jest silniejsze. Flirtuje z tym, co niby moje, uwodzi, rozkochuje. Im mniej wygodne, im bardziej niespodziewane, tym mocniejsze. Dziś powinniśmy trenować się w wolności, a że globalna wioska od dawna jest już faktem – wolność ta winna być dyspozycyjna. Skoro możemy pracować z dowolnego miejsca i w dowolnym niemalże miejscu na Ziemi, skoro wszyscy tak mocno pragniemy równości i marzymy o beztroskich podróżach – bądźmy tu i teraz tylko przejazdem. Chwilą. Wyborem. I z wyboru. Jak mawiał Tomasz à Kempis:

„Na wszystkie sprawy doczesne patrzmy tak, jakbyśmy tu byli tylko przejazdem”.

Ruszaj dalej. Tyle ode mnie.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2018

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .