Kreatorzy marzeń
Na łamach iMagazine popełniłem już wiele tekstów o podążaniu za marzeniami. Jedne były bardziej, inne mniej udane. Potrafiły niektórych nieźle zdenerwować. Bo widzicie, nie da się być obojętnym, jeśli chce się dokonać jakiejkolwiek zmiany. No dobra, powiecie: A co, jeśli ja żadnej zmiany na nikim i niczym nie chcę dokonywać?
A czego chcesz? Skoczyć na spadochronie, obudzić się i mieć te kilka godzin, aby dokończyć lekturę dawno zaczętej książki, a może skrajnie się zmęczyć i wytarzać w błocie podczas przełajowego Runmageddonu. Wszyscy o czymś marzymy albo mówiąc bardziej przyziemnie: Każdy z nas ma coś takiego, o czym myśl nie pozwala mu zasnąć.Raz jest to radość z niedawno nabytego obiektywu, którego chcielibyśmy używać tak, jak robią to nasi mistrzowie. Innym razem smutek, bo ukochana pięćdziesiątka dokończyła żywota, tłukąc się w akcji.
Codzienność stawia przed nami niezliczoną gamę sytuacji, westchnień, kadrów, wobec których nie pozostajemy obojętni, choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali. Bo widzicie, współtworząc ten świat, poprzez bycie jego częścią, gdzieś tam głęboko w nas drzemie ta sama chęć i potrzeba sprawczości. Posiadania czegoś swojego. Zbudowania czegoś. Potem zniszczenia i stworzenia na nowo, lepiej. Wszyscy jesteśmy kreatorami, którzy próbują dopasować ten świat do tego, co inni nazywają szczęściem.
Wszystko zaczyna się po godzinach
Trzeba sobie powiedzieć wprost: To, co lubimy robić, w dziewięćdziesięciu procentach przypadków zaczynamy robić „po godzinach”. Bajki słabych trenerów motywacyjnych o tym, że dzień po rzuceniu etatu wyrośnie przed nami góra złota, niczym Arka przed Indianą Jonesem – to mrzonka. Wie o tym Marcin Pietraszko, z zawodu programista, który właśnie po godzinach zaczął rozwijać swój projekt Poland In The Lens i akcję #fotozakręceni. Dziś jest to ponad dziesięć tysięcy osób pozytywnie zakręconych na punkcie fotografii. Prawdziwa społeczność. Marcin Pietraszko chwyta to, co, jak sam mówi: „Wykreowała dla nas Natura”. Okiem obiektywu, ale przede wszystkim – własnym, bo przecież obiektyw to jedynie jego przedłużenie.
https://www.youtube.com/watch?v=cVpaKhFC4Rk
Warto nie być biernym, będąc współtwórcą rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. Chwytać to, co nieustannie kreuje dla nas życie. Codzienność. Kreować po swojemu jej odcienie. I jasne – milion razy nie zachowamy wystarczającej ostrości – uważności – na tym, co rzeczywiście było istotne, ulegając chwilowej błyskotce czy światłocieniom. Spójrz jednak na to, czym dysponujesz. Sporo czytelników iMagazine – możliwe, że także Ty – używa urządzeń Apple z jednego powodu: Pozwalają nam działać, a nie ograniczają tych działań. Apple to jednak nie jedyna marka, która wierzy, że technologia jest przedłużeniem naszego „chcę”, zmieniającym je w dumne: „Zrobiłem to!”
Synergia tego, co masz
Cymes polega na tym, aby wykorzystać każdą sposobność – nawet taką, w której wykonując pracę etatową, dostrzegamy potencjał równoległego rozwijania tego, co naprawdę nas kręci. Jak np. Piotr Zwarycz, który łączy pracę strażaka i fotodokumentalisty. Na ćwiczenia i akcje ratunkowe – oprócz ciężkiego sprzętu do ratowania życia – zabiera również swój aparat, Canon EOS-1D X Mark II, na którym dokumentuje przebieg zdarzeń, by później wykorzystać to do celów szkoleniowych.
https://www.youtube.com/watch?v=k8dUC8S68IQ
Dobrze się dzieje, gdy to, co definiujemy jako „nasza pasja”, jest w jakiś sposób ukierunkowane na innych. Sprawia, że ich bycie jest choć o jedną setną lepsze. W taką synergię pasji wielu – do wielu (technologii, urządzeń i ludzi) – wierzy marka Canon, która jest autorem cyklu „Okiem eksperta”. „To budujące, że nasze technologie są motorem napędowym do tworzenia nowych, innowacyjnych produktów” – tłumaczy Łukasz Gąsior, Pro Senior Manager Canon Central Europe.
Świadome ryzyko
Wiele osób oczekuje od takich marek jak Apple, Google czy Canon innowacyjności w rozumieniu stwarzania zupełnie nowych gałęzi przemysłu czy produktów. iPhone już nigdy nie powstanie po raz drugi, tak jak kultowy Canon EOS 5D. Bycie kreatorem ciągle zmienia otaczający nas świat i o ile robimy to naprawdę dobrze – zmienia go na lepsze. W życiu jak w sporcie – trzeba ryzykować, bo inaczej to życie nas przeżyje, a nie my je.
Podejmując świadome ryzyko zatrzymania się w codziennym biegu, dajemy sobie przyzwolenie na zobaczenie tego „więcej”, o czym inni mówią, że jest jedynie iluzją. Na zobaczenie połączeń, które sprzęgają obraz, dźwięk, zapach, dotyk w jedną spójną całość, zwaną momentem. Ile takich momentów pamiętasz z dziś? Ile razy zaryzykowałeś, że przegapisz to, co mało ważne, kosztem tego, co najważniejsze?
Każdy z nas może o sobie powiedzieć, że w pewien sposób jest ekspertem. Od czego? Od Twojego, indywidualnego odkrywania tych wszystkich momentów świata, które go dla Ciebie tworzą. Okiem eksperta, po godzinach, by inni też mogli zobaczyć, że jest coś więcej.
Poznaj historię ekspertów: www.canon.pl/okiem-eksperta
Komentarze: 2
Za każdym razem czuję się zaskoczony, że istnieją na tym świecie jeszcze optymistyczni panowie kołczowie. W czasach, gdy Picketty wyprodukował tonę stronic jak to cały system ekonomiczny nie działa, w polskiej sieci tryumfy świeci Magazyn Porażka, a liberalna demokracja spuszcza się sama w kiblu, katastrofa klimatyczna już nam puka do drzwi. Najwidoczniej muszą istnieć weseli Panowie, udający, że wszystko działa i wystarczy, że każdy będzie wesoły i po godzinach będzie spełniał pasje, to się będzie lepiej żyło. To brzmi niemal jak jakaś zasada pratchettowska.
Pewnie fajnie się czyta “o byciu współtwórcą rzeczywistości” z poziomu banieczki MMC/UMC. W mojej banieczce LMC, to jednak trudno inaczej niż cynicznie potraktować.
Bo faktycznie Poland in the Lens przyda się, gdy z Polski zostanie pustynia.
A mnie się marzy robespierrowska rewolucja i obsługa gilotyny.
Za każdym razem czuję się zaskoczony, że istnieją na tym świecie jeszcze optymistyczni panowie kołczowie. W czasach, gdy Picketty wyprodukował tonę stronic jak to cały system ekonomiczny nie działa, w polskiej sieci tryumfy świeci Magazyn Porażka, a liberalna demokracja spuszcza się sama w kiblu, katastrofa klimatyczna już nam puka do drzwi. Najwidoczniej muszą istnieć weseli Panowie, udający, że wszystko działa i wystarczy, że każdy będzie wesoły i po godzinach będzie spełniał pasje, to się będzie lepiej żyło. To brzmi niemal jak jakaś zasada pratchettowska.
Pewnie fajnie się czyta “o byciu współtwórcą rzeczywistości” z poziomu banieczki MMC/UMC. W mojej banieczce LMC, to jednak trudno inaczej niż cynicznie potraktować.
Bo faktycznie Poland in the Lens przyda się, gdy z Polski zostanie pustynia.
A mnie się marzy robespierrowska rewolucja i obsługa gilotyny.