Sto
Każdego miesiąca, gdy składamy nowy numer, zdarza mi się edytować lub tworzyć nową okładkę, a co za tym idzie, zwiększam odpowiedni numerek o jeden. Nadal nie potrafię przetworzyć faktu, że w tym miesiącu, po raz pierwszy, idziemy na wynik trzycyfrowy. Przy okazji mam ochotę przejrzeć wszystkie okładki, aby sprawdzić, czy na pewno się gdzieś nie pomyliliśmy… Bo przecież niemożliwe, abyśmy tak szybko tutaj dotarli i nie byłoby to wykonalne, bez Was, drodzy czytelnicy.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 4/2019
Początki
Pamiętam swoją pierwszą interakcję z Dominikiem Ładą, jakby była wczoraj. Nie pamiętam, dlaczego się spotkaliśmy, ale obaj zaparkowaliśmy w zimowy, paskudny dzień na ulicy Batorego w Warszawie, aby coś sobie przekazać. Pogadaliśmy, wcześniej wirtualnie (zapewne przez Twittera czy innego Blipa), później w cztery oczy i tak rozpoczęła się moja przygoda z Moim Jabłuszkiem. Niedługo później, w trójkę, razem z Norbertem Cała i całą naszą cudowną redakcją, zakładaliśmy iMagazine, a miesiąc później wydaliśmy pierwszy numer. To był październik 2010 roku, prawie dziewięć lat temu, a przygoda nadal się nie skończyła.
Apple
Moją przygodę z Apple rozpocząłem w 2007 roku od iPoda, o czym niejednokrotnie wspominałem i zapewne kilkukrotnie opisałem. W większości była szalenie pozytywna, ale na trasie pojawiło się jedno bardzo smutne wydarzenie – śmierć Steve’a Jobsa w 2011 roku, gdy obchodziliśmy rocznicę iMagazine. Napisałem wtedy kilka słów na jego temat, z których chciałbym Wam przypomnieć jeden akapit:
Gdyby nie Jobs, nie zacząłbym pisać. Nigdy nie założyłbym bloga, nigdy nie kupił swojego pierwszego Maca. Nie zdecydowałbym się również na pisanie do iMaga, dzięki któremu poznałem wiele wspaniałych ludzi (…) Część z Was pomyśli sobie, że delikatnie przesadzam… ale piszę całkowicie szczerze. To właśnie iPod urzekł mnie swoją prostą, brakiem konieczności zarządzania muzyką. iPhone tylko wzmocnił te odczucia, a OS X je ugruntował. Dzisiaj jestem w miejscu, w którym czuję się znakomicie, jestem szczęśliwy i przede wszystkim kocham to, co robię.
Od tamtej pory w ślimaczym wręcz tempie moje zdanie na temat kolejnych decyzji i kroków Apple, staje się coraz bardziej krytyczne. Nigdy nie byłem ślepo zakochany we wszystkim, co firma z Cupertino robi, ale wiele jej wybaczałem, ponieważ pomimo kompromisów, wartość dodatnia była ogromna. Ich oprogramowanie, systemy operacyjne, ekosystem i sprzęt były po prostu lepsze od konkurencji. Dzisiaj w tej kwestii niewiele się zmieniło, ale coraz bardziej odczuwalny jest brak Steve’a, który częściej mówił „nie” niż „tak”. Facet po prostu podejmował trudne decyzje i nie oglądał się za siebie, co ładnie zademonstrował na scenie przy premierze iCloud, po problemach z MobileMe. Wyobrażam sobie, że nie dalej niż rok po premierze MacBooków z psującymi się klawiaturami, kazałby komuś rozwiązać ten problem, albo zmykać tam, gdzie pieprz rośnie. Tymczasem (to przykład bliski mojemu sercu), od początku 2015 roku, mamy nowy design klawiatur, który jest sukcesywnie poprawiany przy każdym odświeżeniu poszczególnych linii, ale problem istnieje do dzisiaj.
Tak, minęły już cztery lata, a klawiatury jak się psuły, tak się psują.
Drugim przykładem, który ładnie ilustruje problem z Apple, co dodatkowo wznieca mój płomień irytacji, są ich dyski SSD. MacBook Pro był jednym z pierwszych komputerów na świecie, który jako standard wprowadził pamięć flash podłączoną przez szynę PCI i srogo sobie za to liczył. Nic dziwnego, to była nowa i droga technologia. Od tamtej pory minęło jednak ładnych kilka lat i rynek PC dogonił już Apple’a, a nawet przegonił w paru kwestiach – Samsungi z serii 970, żeby daleko nie szukać, są szybsze. Co więcej, świat PC nawet ma w tej kwestii standard, jeśli więc komuś padnie dysk SSD w Dellu czy innym HP, to idzie do sklepu, kupuje odpowiedni model i wsuwa go do odpowiedniego slotu. Problem w Apple jest taki, że nadal każą sobie płacić trzy- lub czterokrotnie więcej niż ceny rynkowe, pomimo że mają najniższe ceny na świecie u dostawców, ze względu na ilość, jaką kupują. Steve pewnie tutaj by nie pomógł, ale ten proceder dzisiaj całkowicie zniechęca mnie do kupowania czegokolwiek od nich. Są pewne zasady, których sprzedawca lub producent powinien przestrzegać i jedną z nich jest ta, mówiąca o tym, że klient nie powinien czuć, że jest dojną krową.
„Muuuuu…”, chciałoby się rzec.
Mija 12. rok mojej przygody z Apple i nic nie zapowiada, aby ta się szybko zakończyła (chociaż mogłaby w każdej chwili, bo alternatywni producenci dzisiaj są zdecydowanie bardziej konkurencyjni), głównie ze względu na wygodę ekosystemu, ale mój entuzjazm bardzo mocno opadł. Są oczywiście kategorie produktów, które nadal mnie bardzo ekscytują (iPady czy AirPods), ale cała reszta momentami przyprawia mnie o mdłości (Maki, iPhone’y). Być może brak Steve’a Jobsa spowodował, że reality distortion field wokół firmy zanika lub zanikł, a być może to ja się zmieniłem, ale oczekuję od nich coraz więcej, a w zamian otrzymuję albo tyle samo, albo mniej. Nie ma postępu w kategoriach, które by mnie interesowały. Odnoszę też wrażenie, że czasami wyciągają rękę przed swoich użytkowników i z uśmiechem na twarzy pokazują uniwersalny znak pokoju.
W każdym razie cierpliwie wyglądam w przyszłość i czekam, co ta przyniesie.
Od fanboya do hatera
Kilka dni temu, w prywatnym gronie znajomych, rozmawialiśmy na temat osób, które komentują moje nastawienie do firmy z Cupertino przez ostatnie lata. Udało mi się osiągnąć sukces po obu stronach barykady, ponieważ jestem jednocześnie „fanboyem” i „haterem” Apple’a. Czasami przykro patrzeć, jak część społeczeństwa jest zaślepiona miłością lub nienawiścią do czegoś albo kogoś. Jednym wystarczy, że napiszę: „nie ma obecnie lepszego smartfona niż iPhone”, a innym, że „ta klawiatura się psuje”. Fanatyzm, niezależnie której grupy ludzi, naprawdę nie jest przeze mnie mile widziany. To zaślepienie. Brak logiki. Brak zrozumienia. Brak empatii. Brak próby dyskusji. Brak akceptacji potrzeb i wymagań innych. A cel jest jeden – zmieszać kogoś z błotem. Prawda jest taka, czego wielu zapewne nie przyjmie do wiadomości, że staram się trzeźwo patrzeć na dany produkt, często przez perspektywę własnych potrzeb i doświadczeń. Jeśli producent wciska mi kit, to powiem to głośno i nie będę się z tym krył. A jeśli stworzył coś niesamowitego, to podkreślę ten fakt. Drogi fanboyu lub haterze, potwierdzam, że z wiekiem tolerancja na tzw. bullshit maleje. Proszę, zanim coś napiszesz, zastanów się, czy to Ty przypadkiem nie masz klapek na oczach i czy nie jesteś zaślepiony własną nienawiścią do wszystkich, którzy myślą inaczej.
Think different.
A Ty jak myślisz?
Pozytywnie i negatywnie, ale rodzinnie
Jak siadałem do tego artykułu, to miałem zamiar napisać go w całości w pozytywnym świetle, tylko o tym, co dobrego nas spotkało, czego doświadczyliśmy, kogo poznaliśmy… Gdzieś po drodze jednak się zagubiłem w myślach i zboczyłem na dłuższą trasę, chociaż cel pozostał nadal ten sam. Niestety, życie nie jest usłane różami i przez tych 100 wydań iMagazine, wiele się w naszym gronie zmieniało. Żegnaliśmy się bezpowrotnie z jednymi, po to, aby chwilę później witać noworodki w naszym gronie, obserwując z niedowierzaniem, jak szybko rosną. Sami też się przecież zmieniliśmy, chociaż dla wielu z nas są to zmiany niezauważalne. Staliśmy się głupsi, mądrzejsi, mniej i bardziej doświadczeni, poznaliśmy nowych ludzi, zawarliśmy nowe przyjaźnie, rozwinęliśmy alternatywne zainteresowania…
Ale nie zmieniło się Wasze wsparcie dla naszego przedsięwzięcia. Wciąż nas czytacie, wciąż z nami dyskutujecie i liczę na to, że to się nie zmieni w przyszłości, gdy wyruszymy na poznawanie nowych zakątków świata technologii, podróży, zainteresowań, lifestyle’u, filmu, muzyki czy sztuki.
Dziękuję.
Komentarze: 6
Dobrze napisane – mam odokładnie takie same odczucia dotyczące polityki i rozwoju Apple.
Kurde, nie wiem nawet jak to skonkludować, ale jest mnóstwo nostalgii w tym co piszesz. iMag plus ja czytałem jeszcze makowe abc, potem infinite diaries i też od strony anonimowej, po drugiej stronie przeżywałem. Jeszcze był blog Norberta o iPodach… ehh to wszystko razem zebrane to kawał życia. Lata lecą, siwych włosów więcej, człowiek mocno się zmienia. Ja np przeżywam dużo mniejszą ekscytację gadżetami, za to kocham spędzać czas z synkiem, a czy obok będzie leżał iPhone A, B czy C pewnie ma nadal znaczenie, ale już raczej marginalne. Mało tego, gdyby nie to, że ekosystem Apple jest mi potrzebny do pracy to równie dobrze mógłby by tam leżeć Samsung czy jakiś Pixel.
Poza tym kiedy z wiekiem człowiek też zarabia nieco lepiej, a rzeczy stają się osiągalne, ekscytacja diametralnie maleje. Nagle okazuje się, że produkt z najwyższej półki faktycznie różni się od tego ze średniej czy niskiej często tylko naklejką czy metką. Toteż łatwiej zachować trzeźwość i zdrowy rozsądek i wrzucić na luz.
Dobry tekst i wielkie dzięki dla całej ekipy za to co robicie.
Dobrze napisane – mam odokładnie takie same odczucia dotyczące polityki i rozwoju Apple.
Dobry tekst i wielkie dzięki dla całej ekipy za to co robicie.
Kurde, nie wiem nawet jak to skonkludować, ale jest mnóstwo nostalgii w tym co piszesz. iMag plus ja czytałem jeszcze makowe abc, potem infinite diaries i też od strony anonimowej, po drugiej stronie przeżywałem. Jeszcze był blog Norberta o iPodach… ehh to wszystko razem zebrane to kawał życia. Lata lecą, siwych włosów więcej, człowiek mocno się zmienia. Ja np przeżywam dużo mniejszą ekscytację gadżetami, za to kocham spędzać czas z synkiem, a czy obok będzie leżał iPhone A, B czy C pewnie ma nadal znaczenie, ale już raczej marginalne. Mało tego, gdyby nie to, że ekosystem Apple jest mi potrzebny do pracy to równie dobrze mógłby by tam leżeć Samsung czy jakiś Pixel.
Poza tym kiedy z wiekiem człowiek też zarabia nieco lepiej, a rzeczy stają się osiągalne, ekscytacja diametralnie maleje. Nagle okazuje się, że produkt z najwyższej półki faktycznie różni się od tego ze średniej czy niskiej często tylko naklejką czy metką. Toteż łatwiej zachować trzeźwość i zdrowy rozsądek i wrzucić na luz.