CatEyeSYNC Core & Kinetic – światło pod jednym przyciskiem
Im lepiej jesteśmy widoczni na drodze, tym większa szansa, że nic się nam nie stanie. Gdy jedziemy rowerem, jest to szczególnie istotne – w końcu nie daje on takiej ochrony, jak samochód. CatEye, specjalizujący się w oświetleniu rowerowym, opracował system lamp, który nie dość, że zwiększa bezpieczeństwo, to jest też wygodniejszy w obsłudze, niż tradycyjne światła.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 10/2019
W ostatnie wakacje do poruszania się po mieście wykorzystywałem przede wszystkim rower. Nie dość, że to zdrowszy sposób na transport niż siedzenie w samochodzie, to w godzinach szczytu jest też zazwyczaj szybszy. Obecnie duża część sprzedawanych rowerów wymaga jednak dostosowania do tego, by poruszać się nimi po mieście: brakuje nie tylko takich dodatków jak błotniki czy bagażnik (które jednak nie są niezbędne do jazdy), ale producenci decydują się nieraz również na to, by nie montować na nim nawet odblasków. Szukając oświetlenia do roweru, kierowałem się trzema kryteriami: ma być wygodne w obsłudze, dawać odpowiednio dużo światła i być trwałe. Mój wybór padł na system firmy CatEye z uwagi na ich długą obecność w branży i specjalizację. CatEyeSYNC Core & Kinetic to zestaw dwóch lamp na przód i tył roweru, które ze sobą współpracują, a na dodatek da się je obsługiwać zdalnie. Uznałem, że to najlepszy wybór, choć rzeczywistość zweryfikowała moje poglądy.
CatEyeSYNC jest, jak wspominałem, systemem oświetlenia, w którego skład wchodzą obecnie trzy produkty. Oprócz przedniej lampy Core oraz tylnego światła Kinetic na tył należy do niego też Wearable, czyli samodzielna, dodatkowa lampka, którą można przypiąć do ubrania lub plecaka. Stwierdziłem, że nie jest mi jednak potrzebna, bo światło dawane przez Kinetic będzie wystarczająco mocne, by zapewnić mi widoczność. Przednia lampa Core ma klasyczny, podłużny kształt, jej obudowę zrobiono z bardzo mocnego, chropowatego plastiku. Optyka również jest plastikowa i, choć po zdjęciu z kierownicy nosiłem ją w plecaku, nie porysowała się. Wchodzi ona na boki obudowy, by lampa była lepiej widoczna. Z tyłu znalazła się gumowa zaślepka, skrywająca port micro USB do ładowania akumulatora. Do sterowania służy natomiast przycisk na górze, mający podświetlany, kolorowy pierścień, który sygnalizuje status pracy systemu. Do kierownicy lampa Core jest mocowana za pomocą obejmy, z której można ją łatwo wypiąć. Obejma jest regulowana i ma wystarczającą długość, by zamocować ją na kierownicy o każdej średnicy. Tylna lampa Kinetic jest zrobiona nieco gorzej. Cała jest z błyszczącego, przejrzystego plastiku dobrej jakości, a gdy świeci, jest widoczna właściwie z każdej strony. Obudowa niemal w całości jest czerwona, ma jednak jedną diodę przykrytą przezroczystym plastikiem, by poprawić jej widoczność w dzień (każdy zabarwiony materiał pochłania część światła, przezroczysty już nie). Mocowana jest do sztycy siodełka za pomocą gumowej obejmy, którą trzeba mocno naciągnąć przy zakładaniu. To zdarza się dość często, bo port do ładowania znajduje się na tej ścianie lampy, która przylega do sztycy. Guma sprawia wrażenie dość solidnej, ale obawiam się, że regularne demontowanie i ponowny montaż w połączeniu z ekspozycją na słońce, zmienną temperaturę i deszcz, spowoduje, że ta stopniowo sparcieje i zacznie pękać. Włącznik lampy umieszczono na spodzie i łatwo wyczuć go pod palcem, nie trzeba jednak z niego zawsze korzystać.
Obie lampy wyposażono w Bluetooth, który jest wykorzystywany do komunikacji ze smartfonem. Aplikacja na telefonie nie jest niezbędna na co dzień, ale przydaje się do jednorazowego sparowania ze sobą lamp, konfiguracji trybów świecenia oraz sprawdzania stanu baterii. Jeśli mamy więcej niż jedną lampę danego typu, można nadać jej tu indywidualną nazwę, da się też wyłączyć niepotrzebne tryby świecenia. Domyślnie w Core jest ich pięć: stały o trzech poziomach natężenia, a także dwa migające, różniące się tym, że jeden z nich miga, ale nie wygasza się do zera. Tryby lampy Kinetic są trochę inne: dwa stałe, trzy migające (różniące się strumieniem światła i regularnością mignięć) oraz migający z podtrzymaniem ciągłego, niskiego poziomu światła. Dodatkowo dostępna jest też funkcja Kinetic, która działa niezależnie od wybranego trybu świecenia. Jeśli rower się zatrzyma, lampa automatycznie przełącza się na ciągłe świecenie z maksymalną mocą. Jadące za nami osoby łatwiej zauważają więc, że się nie poruszamy. Wstępna konfiguracja lamp sprowadza się jedynie do połączenia ich w parę, by te zaczęły komunikować się bez udziału telefonu. Dzięki temu możliwe jest włączanie obu za pomocą tylko jednego przycisku na obudowie Core. Sięgnięcie do tylnej lampy nie jest teoretycznie niczym trudnym, ale uproszczone sterowanie sprawdza się, zwłaszcza jeśli chcemy zmienić tryb działania podczas jazdy (na przykład wtedy, gdy z dobrze oświetlonej ulicy zjeżdżamy na ciemną ścieżkę w parku). Lampy nie zawsze się ze sobą komunikują, zdarzało mi się nieraz, że pomimo włączenia przedniej tylna pozostawała wyłączona. Dopiero po ręcznym jej włączeniu nawiązywała połączenie i sterowała się równo z przednią. Dzieje się to przede wszystkim wtedy, gdy akumulator jednej z lamp jest bliski wyczerpania, ale jeszcze działa. W aplikacji na smartfonie da się też zdalnie włączać i wyłączać lampy, ale uważam to za najmniej przydatną funkcję, przycisk jest wygodniejszy. Program potrafi też wysłać powiadomienie, gdy akumulator lampy się rozładowuje, ale robi to dopiero wtedy, gdy jesteśmy w zasięgu Bluetooth i mamy uruchomioną aplikację. W praktyce komunikat zobaczyłem tylko raz, a i to dlatego, że chciałem zmienić ustawienia lamp. Oprócz aplikacji na smartfony mamy też drugi program do aktualizacji oprogramowania, działający wyłącznie na Windowsie i macOS. Pomimo pobrania najnowszej wersji systemu i aplikacji nie udało się mi niestety zaktualizować softu z użyciem MacBooka w żadnej z posiadanych lamp. To spory problem, bo ich działanie odbiega od ideału.
Lampy CatEyeSYNC są wygodne w obsłudze, ale ich podstawowym zadaniem jest oświetlanie drogi przed nami i zapewnienie nam widoczności. Z tym radzą sobie dobrze, choć bardziej zadowalająco działa Core. Przednia lampa ma maksymalny strumień świetlny 500 lm, przy takim ustawieniu świeci do dwóch godzin. W mieście wieczorem jeżdżę w trybie Daytime Hyperconstant, czyli z migającym, ale niewygaszającym się do końca światłem. Teoretycznie bateria wystarcza wtedy na 18 godzin pracy, ale nigdy nie włączałem go ciągiem na tak długo. Zużywa on jednak zauważalnie mniej energii niż którykolwiek tryb stały. Po zmroku średni, stały strumień światła (czyli 150 lm) w zupełności wystarcza, jest dobrym kompromisem pomiędzy ilością światła a czasem pracy (wynoszącym nawet 9 godzin). Zauważalną różnicą względem innych lamp rowerowych jest to, że Core w nocy lekko oślepia kierującego, bo boki obudowy również świecą i to dość wyraźnie. Optyka lampy jest bardzo dobrze zaprojektowana, rozsyła światło eliptycznie: niezbyt szeroko i na tyle daleko, że nie trzeba jej mocno podnosić. Tym samym nie oślepiam osób jadących z naprzeciwka, a jednocześnie widzę drogę nawet na kilkanaście metrów przed sobą. Tylną lampę mam natomiast stale ustawioną na miganie, z wyłączonym trybem Kinetic. Uważam to za najsensowniejszą konfigurację, przede wszystkim ze względu na energochłonność trybu Kinetic. Uruchomienie go wiąże się ze skróceniem czasu pracy akumulatora z 50 do zaledwie 6 godzin w trybie migania. To bardzo krótko, zwłaszcza że tylna lampa ma niewielki strumień świetlny (maksymalnie jest to 50 lm). Obie lampy ładują się dość długo, bo nawet 5–6 godzin, nie ma więc szans na szybkie przywrócenie ich do życia tuż przed ruszeniem w drogę.
Rozwiązanie opracowane przez CatEye jest z założenia niemal bezobsługowe – jeden przycisk wystarcza, by obsługiwać całe oświetlenie. W praktyce jednak sterowanie nie zawsze działa, jak trzeba, a pojemność akumulatora tylnej lampy skutecznie ogranicza użycie takich dodatków jak automatyczna zmiana sposobu świecenia. Bez tych funkcji Core i Kinetic są wciąż solidnym zestawem oświetlenia rowerowego, działającego długo i dającego dużo światła. To wystarczająco dużo dla rowerzysty, ale trochę za mało dla kogoś, kto chciał skorzystać ze wszystkich dobrodziejstw tego systemu.
Komentarze: 2
U mnie aplikacja do aktualizacji oprogramowania działa bez zarzutu. Od zakupu lampek zaktualizowałem oprogramowanie ok. 5 razy (BTW: Czy tylko mnie bawi aktualizowanie oprogramowania do lampek rowerowych? Co będzie w następnej kolejności? Szczoteczka do zębów?)
Producent podaje czas ładowania od 3-6h. Lampki podpięte pod komputer faktycznie ładują się wieczność, ale wystarczy podpiąć je do ładowarki sieciowej albo power banka, żeby faktycznie osiągnąć czas niecałych 3h.
“Zauważalną różnicą względem innych lamp rowerowych jest to, że Core w nocy lekko oślepia kierującego […]”. Co proszę? Tego fragmentu nie rozumiem, bo mnie nic nie oślepia. Może źle trzymam, albo zamontowałem na opak. Wisząc niekiedy na “baranie” kilka centymetrów od lampi jeszcze mi się takie coś nie zdarzyło. Nacięcia na bokach mają jedno zadanie: poprawić widoczność rowerzysty z profilu.
Czy 6h działania to krótko? Wydaje mi się, że nie. Zwykle nie jeździmy po “nocy” 6h. Więc dla mnie 6h to absolutnie wystarczający czas pracy żeby dojechać bezpiecznie do domu, pracy etc.. Oświetlenie zawsze można podpiąć do podładowania jeżeli miałoby się okazać, że jutro może zabraknąć “soków”, co w dobie w zasadzie codziennego ładowania telefonów, czy smart zegarków nie powinno być niczym dziwnym.