Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Sri Lanka

Sri Lanka

4
Dodane: 4 lata temu

Sri Lanka, czyli „olśniewający kraj” w sanskrycie, znajduje się na terenie wyspy Cejlon – drugej co do wielkości na Oceanie Indyjskim. Leży ona na południe od Indii i stanowi znakomity cel z Polski – jest na tyle blisko, że podróż nie jest męcząca, chociaż to indywidualna kwestia tolerancji (bez wahania powtórzyłbym to samo połączenie).


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 3/2020

Artykuł został uzupełniony o podpisy pod zdjęciami. Zdjęcia zostały zmniejszone i skompresowane na potrzeby internetu.


Lewa góra: Pandemia COVID-19 dopiero się zaczynała na świecie, więc nie mogłem się powstrzymać przed sfotografowaniem samolotu Air China, nie wiedząc, że sytuacja stanie się tak krytyczna. Pozostałe trzy zdjęcia: Międzylądowanie w Doha było krótkie, ale było bardzo widowiskowo.

Przygotowania przed wylotem

Jak zwykle polecam wejść na stronę dla podróżujących Ministerstwa Spraw Zagranicznych i wybrać kraj, do którego się wybieracie. Tam znajdziecie konkretne informacje, które naturalnie należy przebrać przez sito, aby dostosować do Waszej podróży. W przypadku Sri Lanki dowiedzieliśmy się, że zalecane jest szczepienie przeciwko WZW typu A i B oraz tężcowi, czyli nic niestandardowego. Ciekawostką jest też niemalże całkowity zakaz palenia tytoniu i spożywania alkoholu w miejscach publicznych, ale jak się okazało, w praktyce nie dotyczy to turystów. Osobiście jeszcze sprawdziłem, m.in. na stronach CDC, ryzyko zarażenia malarią i dengą – okazało się, że szanse są znikome. Ciekawostką jest to, że w górnej połowie kraju to ryzyko jest wyższe niż w dolnej, a na południowym i południowo-zachodnim wybrzeżu praktycznie zerowe. Obowiązkowo należy ze sobą zabrać Mugga (w naszym przypadku był to DEET 9,5%), czyli spray na komary, które pojawiają się każdego wieczoru podczas zachodu słońca. Dostępne są oczywiście spraye o mocniejszym stężeniu, ale osobiście, po popsikaniu się powyższym, nie miałem żadnych ukąszeń.

Jeśli planujecie wypożyczać samochód (nie polecam) do przemieszczania się po kraju albo skuter (to już prędzej) do przemieszczania się lokalnie, to konieczne będzie międzynarodowe prawo jazdy w konwencji genewskiej. Takowe wydają wydziały komunikacji, ale zadzwońcie z odpowiednim wyprzedzeniem, aby dowiedzieć się, czy mają druki. Gdy występowałem po moje, to na całe Mazowsze było zaledwie 5 druków. Wniosek złożyłem w poniedziałek rano, a papier odebrałem w środę rano. Koszt wynosi 35 złotych i można zapłacić na miejscu.

Na lotnisku w Kolombo spotkaliśmy żołnierzy z AK-47 i wynajęliśmy auto z kierowcą, aby zawiózł nas bezpośrednio do Kandy, żeby nie tracić czasu na nocleg na miejscu.

Kiedy się tam wybrać?

Jak zapewne zauważyliście, mamy w Polsce zimę, co oznacza, że leży śnieg na ulicach. Ale nie w tym roku. Dlatego analogicznie w innych krajach należy również spodziewać się anomalii pogodowych.

Najlepszy okres dla turystów ponoć wypada dwukrotnie w ciągu roku – od połowy grudnia do końca kwietnia oraz od czerwca do października.

Grudzień–kwiecień

W tym pierwszym terminie możecie spodziewać się wzorowej pogody na plażowanie, oglądanie wielorybów, safari w parkach narodowych oraz na surfing – dotyczy to wybrzeża południowego, skierowanego na Ocean Indyjski. Temperatura wody w tym czasie oscyluje w rejonie 28°C, więc czas w wodzie spędza się nad wyraz przyjemnie. Jeśli się wybieracie w głąb wyspy, to możecie się spodziewać okresowych deszczów, ale raczej nie będą one długotrwałe.

Naszą podróż odbyliśmy na początku lutego i pogoda nam w żadnym wypadku nie doskwierała. W górach w nocy było średnio około 17°C (raz temperatura spadła do 14°), więc wystarczyło włożyć na siebie bluzę. W ciągu dnia temperatura rosła do około 28°C i była szalenie przyjemnie, a samo powietrze było „lekkie”. Okres spędzony w miasteczku Matara na południu był zdecydowanie cieplejszy – średnio mieliśmy tam 32–34°C w ciągu dnia i około 24–28°C w nocy. Na szczęście nie było wilgotno, więc temperaturę znosiliśmy bez żadnych przeciwwskazań.

Czerwiec–październik

Jeśli wybieracie się w tym okresie, do zdecydowanie rozważcie plażowanie na wschodnim wybrzeżu. Internet poleca surfowanie w Arugam Bay (najlepiej w lipcu i sierpniu), a oglądać wieloryby można w Batticaloa. Jeśli się wybieracie na zwiedzanie pól herbaty w głębi wyspy, to przygotujcie się na niższe temperatury i częstsze opady, szczególnie w miejscowości Ella, gdzie może padać przez pół dnia. Koniecznie też zweryfikujcie, które parki narodowe są otwarte i kiedy, bo to może się zmieniać z roku na rok.

Maj i listopad

Tych miesięcy starajcie się unikać, bo deszczowo jest zazwyczaj wszędzie, a w górach częste są też lawiny błotne i podtopienia. Jeśli to połączenie last minute, to sprawdźcie pogodę w Kolombo oraz miejscu, gdzie planujecie przebywać – być może będziecie mieli szczęście i trafi się akurat okres słoneczny.

Widok z naszego hotelu w Kandy, do którego dotarliśmy w nocy / nad ranem (po lewej) oraz typowy ruch na ulicach tego miasta (po prawej).

Jak się dostać na Sri Lankę?

Jeśli nie planujecie szukania połączeń na pokładzie statków, to jedynym sensownym rozwiązaniem jest samolot. Lotów z Warszawy jest sporo (nie interesowałem się innymi miastami w Polsce) i tras jest kilka. My zdecydowaliśmy się na trasę Qatar Airways z międzylądowaniem w Doha, gdzie biegiem pokonaliśmy dystans do drugiej bramki i prawie natychmiast wsiedliśmy do samolotu do Kolombo. Pierwszy lot trwa około 5 godzin, a drugi jest o 30 minut dłuższy. Cała podróż zajęła nam ok. 12 godzin. Ceny w tym roku kształtowały się od ok. 1900 PLN do 2400 PLN od osoby za bilet powrotny, zależnie od trasy i czasu oczekiwania na przesiadkę, ale niewykluczone, że znajdziecie jeszcze lepszą ofertę.

Życie na ulicach Kandy. Na ostatnim zdjęciu, na dole po lewej, widać nasz hotel. Dzisiaj niestety nie potrafię już go precyzyjnie zlokalizować.

Oto, co zrobić po wylądowaniu w Kolombo!

Jak tylko wylądujecie w Kolombo, to macie przed sobą kilka zadań do wykonania.

Wypłata gotówki

Po pierwsze, polecam mieć ze sobą Revoluta (lub dwa – VISA i MasterCard), bo to z niego najtaniej wypłacić pieniądze z bankomatu. Na lotnisku, w głównym hallu, znajdują się trzy bankomaty, w których można wypłacić do 50 tys. LKR (ok. 1100 PLN) z jednej karty. Te bankomaty mają też najniższe opłaty za wypłatę gotówki, więc polecam od razu wypłacić 100 tys. LKR, do czego będziecie potrzebowali dwóch kart typu Revolut. Jako ciekawostkę podpowiem, że bankomaty bez problemu przyjęły mojego Mastercarda od Revoluta, ale odrzuciły Iwony Revolut VISA. W najgorszym wypadku skorzystajcie z karty debetowej.

Kartą nie zapłacicie praktycznie nigdzie, więc nawet nie próbujcie, również ze względu na kradzieże i podrabianie kart. Najbezpieczniej będzie opłacić kartą jedynie hotel.

Internet

Nie polecam korzystania z żadnych GigSky czy Truphone’ów, bo to mija się z celem. Jako że miałem ze sobą iPhone’a i iPada, to kupiłem 33 GB internetu do tego drugiego na stoisku Dialog, również w głównym hallu lotniska, przed wyjściem na ulicę. Więcej się nie da kupić jednorazowo, ale można potem doładować konto, gdyby Wam zabrakło danych. Dialog jest najdroższy na wyspie, ale też ma najlepszy zasięg i jako jedyny praktycznie wszędzie zapewnia LTE. Innymi nie warto się interesować, jeśli wierzyć relacjom turystów. Wspomniane 33 GB kosztują ok. 65 PLN, więc nie jest to specjalnie drogo.

Taxi

Ostatnim krokiem do wykonania na lotnisku, przed jego opuszczeniem, jest zamówienie taksówki. Pamiętajcie, że tutaj to działa trochę inaczej niż w innych krajach i de facto wynajmujecie samochód z kierowcą. Koszt przejazdu jest ściśle określony przez rząd, więc macie pewność, że nie zostaniecie oszukani. Na zewnątrz lotniska możecie próbować szukać okazji, ale raczej nie warto ryzykować za kilka złotych oszczędności.

My wzięliśmy taxi, które zawiozło nas bezpośrednio do Kandy – naszego pierwszego przystanku. Dojazd zajmuje tam ok. 2–3 godziny, zależnie od ruchu na ulicach, a przejazd kosztuje ok. 200 PLN. Ceny generalnie liczone są za kilometr, a nie czas przejazdu.

W Kandy zwiedziliśmy Świątyni Relikwii Zęba Buddy.

Wynajem auta lub skuterów

Ze względu na specyficzne przepisy i zachowania na drodze, nie polecam wynajmowania samochodu. Za podobne pieniądze wynajmiecie samochód z kierowcą (zazwyczaj ok. 200 PLN za cały dzień), który będzie Was woził tam, gdzie chcecie.

Popularną alternatywą jest poruszanie się lokalnie na skuterach i Iwona mnie na to namawiała, ale w praktyce taniej jest korzystać z tuk-tuków, które są dosłownie wszędzie. Koszt dojazdu do sklepu oddalonego o 2 kilometry wynosi od 2 do 4 zł, zależnie na kogo traficie, więc tragedii nie ma.

Stacja kolejowa w Kandy – przyjechaliśmy wcześniej, aby zająć dobre miejsce, ale to był błąd, bo nie dość, że i tak nie udało nam się takowego zdobyć, to powinniśmy byli po prostu wsiąść w nocny pociąg, który w rejony górskie wjeżdża na wschód słońca.

Bezpieczeństwo własne

W ciągu dwóch tygodni nie spotkaliśmy się z ani jedną niebezpieczną sytuacją na wyspie i przyznaję, że nawet nie czułem specjalnego zagrożenia na ulicach – jeśli są złodzieje, to się dobrze ukrywają. Naturalnie raczej nie zostawiajcie kosztowności na ulicy bez opieki, ale zdrowy rozsądek przeze mnie przemawia, a nie negatywne doświadczenia.

Pamiętajcie też, że Lankijczycy są w przeważającej większości przemili i będą starali się Wam pomóc w przypadku jakichkolwiek trudności. Ich pozytywne podejście do życia jest na tyle szokujące, że miałem niespodziewaną okazję niechcący dosyć mocno spoliczkować zewnętrzną stroną dłoni kobietę w Kandy, gdy próbowałem ręką wskazać kierunek innej osobie. Naturalnie zacząłem ją przepraszać i pytać, czy mogę coś dla niej zrobić, ale ona, wraz z mężem i synem, po opadnięciu szoku, zaczęła się uśmiechać, powtarzając, że nic się nie stało.

Jak już dojechał nasz pociąg (lewa góra), to wsiedliśmy do niego i niestety staliśmy przez większość drogi, upchnięci jak sardynki. Zaskoczył nas trochę peron w Rozelle (górny środek), ale widoki na trasie były zacne (spodziewam się jeszcze lepszych, gdyby wziąć pociąg, który pokonuje te rejony o wschodzie słońca). Postój w Watawala był (prawy dół) był jednym z ostatnich, jeśli dobrze pamiętam trasę.

Ceny

Sri Lanka, pomimo że jest zbliżona kulturowo do Indii, jest od nich zdecydowanie droższa. Przygotujcie się na ceny od o połowę tańszych do zbliżonych do naszych realiów, czyli mniej więcej od 2 do 4 razy wyższych niż w Indiach.

Hotele

Jak to zwykle bywa, hoteli lub noclegów szukamy za pomocą Booking.com lub Airbnb. W przypadku Sri Lanki praktycznie wszystkie miejscówki są obecne na obu platformach i Booking był w każdej sytuacji sporo tańszy – nie było tych dziwnych opłat za sprzątanie oraz innych, podobnych śmieci.

Kandy

W Kandy zatrzymaliśmy się w niewielkim i całkiem nowoczesnym hoteliku przy samym jeziorze, w centrum miasta. Spacer stąd do świątyni, którą Iwona koniecznie chciała zwiedzić, zajmuje zaledwie 10 minut, więc lokalizacja była wzorowa. Zawsze też można za kilka złotych zamówić tuk-tuka, aby nas zawiózł tam, gdzie chcemy dojechać, chociaż korki w ciągu dnia są na tyle gigantyczne, że często pieszo będzie szybciej. Zatrzymaliśmy się w Lakewood Residence i za zwykły pokój, który miał nam służyć przez dwa dni do spania, zapłaciliśmy ok. 360 złotych za noc (za dwie osoby, czyli 180 zł za osobę). Osobiście nie mieliśmy absolutnie żadnych zastrzeżeń do niczego i wyjechaliśmy bardzo zadowoleni.

Ella

Iwona znalazła nam bardziej nietypowy nocleg na naszym drugim postoju, czyli w mieście Ella. Zatrzymaliśmy się tutaj w Pasan Guest, tzw. bed & breakfast i mieliśmy bardzo bezpośredni kontakt z właścicielami obiektu. Pasan Guest składa się z jednego długiego parterowego budynku, gdzie w jego lewej połowie mieszkają nasi gospodarze, a w prawej połowie znajdują się dwa „mieszkania” z niezależnymi patio, przez które wchodzi się do nich.

To właśnie na patio spożywa się indywidualnie przygotowywane śniadania, a leżaki ułatwiają trawienie. Było czysto, była ciepła woda, a jako że Pasan Guest położony jest w górach, powyżej miasta Ella, to widoki było przepiękne. Jedna noc kosztowała nas ok. 99 PLN za dobę za dwie osoby.

Matara

Na wybrzeżu chcieliśmy poczuć się ciut bardziej luksusowo, więc skusiliśmy się na hotel LakRaj Heritage położony na plaży w miasteczku Matara, z fantastycznym pokojem deluxe, wyposażonym we własny taras oraz zabójczy widok. Na terenie hotelu znajdowała się również restauracja, ze świetnym kucharzem notabene, chociaż ceny miała wysokie w porównaniu z okolicznymi knajpami i restauracjami. Obok hotelu znajdowała się niewielka, ale przepiękna plaża. Płaciliśmy około 360 PLN za noc za dwie osoby.

Nasza trasa

Z Kolombo do Kandy

Z lotniska udaliśmy się bezpośrednio taksówką do Kandy, a powody zawitania do tego miasta mieliśmy dwa.

Po pierwsze, Iwona koniecznie chciała obejrzeć ceremonię pudźa, która odbywa się trzykrotnie każdego dnia w Świątyni Relikwii Zęba Buddy. Zgodnie z lankijskimi legendami, Budda umarł w 543 r. p.n.e., a jego ciało zostało skremowane. Na stosie pogrzebowym został znaleziony fragment jego zęba i ten został przekazany do Króla Brahmadatte. Z czasem zaczęto wierzyć, że ten, kto posiada relikwię, ma prawo do panowania nad lądem. Obecnie relikwia jest przetrzymywana właśnie w Kandy, we wspomnianej świątyni.

Po drugie, to właśnie tutaj rozpoczyna się podróż pociągiem do miejscowości Ella.

Pociąg z Kandy do Ella

Bardzo popularną atrakcją wśród turystów jest podróżowanie pociągiem z Kandy do Ella. Podróż ta trwa od 6 do 10 godzin i należy ją pokonać w 2. lub 3. klasie, aby móc otwierać okna i drzwi pociągu (1. klasa jest klimatyzowana i okna oraz drzwi są zamknięte, co uniemożliwia robienie zdjęć). Widoki na tej trasie rzeczywiście są bardzo ładne, ale pierwsze godziny są nudne i nie mogę polecić tej atrakcji.

Normalnie podróż poleca się rozpocząć o 8:42 rano z Kandy. Do Ella dojedziemy wtedy o godzinie 15:15, w sam raz na późny obiad. Jeśli jednak chcecie koniecznie pokonać całą trasę, to weźcie wcześniejszy pociąg, odjeżdżający z Kandy o 3:30 w nocy, dzięki czemu na wschód słońca akurat dojedziecie w rejony górskie. Zaletą tego drugiego jest to, że jedzie on prawie pusty, podczas gdy w tym pierwszym przez 6 godzin jechaliśmy na stojąco, upchani jak sardynki. Być może jestem mało tolerancyjny na niewygody albo rozpuszczony, albo stary, ale ta przygoda nie sprawiła mi przyjemności.

Alternatywnie można też wziąć auto z kierowcą z Kandy do Nanuoya i tam wsiąść o 9:30 lub 12:45, aby mieć o połowę krótszą podróż. To właśnie powinniśmy byli zrobić. Być może osoby młodsze docenią tę wycieczkę w całości, ale mnie po prostu wymęczyła niepotrzebnie.

Bilet w 2. klasie kosztuje 310 LKR, więc niecałe 7 złotych za osobę.

Ella

Pola herbaty w pobliżu Ella.

Tuk-tuk ze stacji zabrał nas bezpośrednio do naszego bed & breakfast – Pasan Guest. W pierwszym momencie miałem wrażenie, że wiezie nas nie wiadomo gdzie, w jakieś odludzie, ale szybko okazało się, że z mety do miasta jest jakieś 10–15 minut spacerkiem. Jeśli Google Maps Wam podpowie, że ta trasa jest „mostly flat” (w większości płaska), to wiedzcie, że Was okłamuje. Sama Ella to w zasadzie dwie główne ulice, przy których zobczycie hotele, pensjonaty, pokoje i inne noclegi, a pomiędzy nimi dziesiątki knajp, knajpeczek, restauracji, barów i streetfoodów.

Ella by night.

Lankijska Łeba. Położona w górach. Słowo daję.

Szybko okazało się, że hotel oddalony od centrum miasta to był świetny pomysł, bo wzdłuż głównej ulicy słychać non stop hałas i dudniącą z barów muzykę. Przy okazji chciałbym złożyć serdeczne gratulacje właścicielowi pensjonatu za wzorowy trolling turystów – jego lokal nazywa się „Silent Nights” i „silent” to tam może być co najwyżej między 4:00 a 5:00 rano.

Niektóre restauracje w Ella miały wyborne dania! Prawdziwa uczta dla podniebienia. Polecam unikać dań „europejskich” i skupić się na lokalnej kuchni.

Same restauracje są bardzo zróżnicowane, drogawe, ale podające raczej dobrze jedzenie. W szczególności polecam panierowane krewetki oraz lokalny kottu, a odradzam europejskie jedzenie – Lankijczycy świetnie gotują lokalne przysmaki, ale burgery, pizze i pasty im nie wychodzą zbyt dobrze.

Fabryka herbaty Uwa Halpewatte.

Powodów za przyjechaniem do Ella jest kilka. To przede wszystkim znakomita baza wypadowa dla osób lubiących udawać się na trekkingi. Tereny wokół miasta są przepiękne i można zwiedzać doliny, wodospady oraz nawet wchodzić na szczyty niektórych gór, z których roztaczają się przepiękne widoki na okolicę. Ponadto, zdecydowanie polecam poranny wypad na wschód słońca do Nine Arches Bridge, który jest znakomitym przykładem ery kolonialnej, a przy okazji oferuje świetne kadry na Waszego Instagrama.

Lokalesi wiedzą dokładnie o której przejeżdżają pociągi przez most, więc warto się dopytać ich w razie czego. No i koniecznie poczekajcie na wschód słońca.

Niedaleko Ella znajduje się też fabryka herbaty – Uwa Halpewatte – którą można zwiedzać (z przewodnikiem, około 9:00 rano każdego dnia poza niedzielą i poniedziałkiem). W późniejszych godzinach można też skorzystać z ich sklepiku, w którym kupujcie prawdopodobnie jedną z najlepszych herbat na świecie. Obowiązkową pozycją jest również wycieczka do Lipton’s Seat, czyli szczytu wśród fabryki Liptona i pól herbaty, na którym ponoć przesiadywał Sir Thomas Johnstone Lipton. Na ten ostatni punkt polecam zarezerwować sobie cały dzień, bo podróż tuk-tukiem z Ella kosztuje około 5000–6000 LKR i trwa jakieś 2–3 godziny w jedną stronę, zależnie od ruchu na drogach. My połączyliśmy to z wycieczką na wspomniany most, na który dojechaliśmy na 6:00 rano i po niecałych 2 godzinach wyruszyliśmy właśnie do Lipton’s Seat.

Lipton’s Seat.

Matara

Naszym ostatnim przystankiem w Sri Lance była miejscowość Matara, na południowym wybrzeżu kraju. To właśnie tutaj planowałem spędzić większość czasu na LB (leżenie brzuchem do góry), moczeniu się w oceanie, plażowaniu oraz napychaniu się świeżymi owocami morza. Nasz hotel okazał się zlokalizowany świetnie i kompletnie nie żałuję decyzji. W pobliżu było kilka potencjalnie ładniejszych lokalizacji, ale w tych okolicach było zdecydowanie więcej ludzi, a my tymczasem mieliśmy plażę całą dla siebie, wzorowe zaplecze kulinarne i piękne widoki.

Safari i lokalna fauna

Matara nie jest najlepszym miejscem wypadowym do parków narodowych, ale warto rozważyć dwa z nich – Udawalawe National Park i Yala National Park. W tym pierwszym spotkacie przede wszystkim słonie, krokodyle, różne jaszczury (takie duże), wiele różnych rodzajów najdziwniejszego ptactwa (w tym piękną żołnę modrosterną, dostojnego dławigada indyjskiego oraz marabuta jawajskiego, któremu grozi wyginięcie) oraz mniejsze zwierzęta, typu lis czy szakal. Yala oferuje znacznie większą przestrzeń oraz lamparty, ale wiele osób odradza wyprawę tam ze względu na ogromne tłumy turystów. Sami zdecydowaliśmy się na Udawalawe, ponieważ nie dość, że podróż z Matary jest dwukrotnie krótsza (dwie godziny zamiast czterech), to nie jesteśmy fanami tłumów, a Iwonie zależało przede wszystkim na słoniach.

Na miejsce dojechaliśmy na godzinę 9:00, czyli trzy godziny po otwarciu parku. Do Udawalawe większość turystów przyjeżdża właśnie na 6:00 rano, a podstawowy pakiet zapewnia 3 godziny jazdy po terenie parku, więc przez większość czasu jeździliśmy samotnie. Zdecydowaliśmy się na wzięcie samochodu tylko dla nas i kosztowało to nas 17 tys. LKR (kierowca dostał dodatkowo 1000 LKR napiwku). Sam samochód to terenowy pick-up, gdzie na pace znajduje się osiem foteli, a podwyższony punkt widzenia zapewnia znacznie lepsze widoki niż z tradycyjnej terenówki. Może być taniej, jeśli weźmiecie więcej osób na pokład, ale zdecydowanie polecam nie więcej niż cztery, aby każdy mógł dowolnie siadać po lewej lub prawej stronie.

Udawalawe National Park.

Samych słoni w Udawalawe jest ok. 500–600 i mieliśmy okazję zobaczyć niecałe 10% ich populacji, przy czym trafiły nam się aż trzy miesięczne noworodki (!!!) oraz kilka niewiele starszych osobników. To właśnie zachowanie tych maluszków było najbardziej wciągające, bo to, jak chowały się pod brzuchami swoich mam, jak nie odstępowały ich na krok, i jak śmiesznie się zachowywały, było warte każdych pieniędzy.

Jako ciekawostkę dodam, że na niespotykaną w naszych warunkach faunę można niechcący tam nadepnąć. Urocze są wszelkie rodzaje wiewiórek (a szczególnie pasecznik palmowy, który śpiewa niczym ptaki) oraz gekony. Trochę zaskakujące mogą być natomiast zielone ogrodowe jaszczurki i ogromne nietoperze, które najczęściej spotykaliśmy w porze śniadaniowej i kolacyjnej. Bardziej zaskakujące mogą być makaki, które pojawiają się nagle i znikąd, i jeśli je zobaczycie, to chowajcie czym prędzej błyskotki oraz wartościowe rzeczy. Ciut bardziej przerażające są natomiast warany paskowane lub bengalskie. Tego pierwszego giganta, o długości przynajmniej półtora metra, spotkaliśmy, wracając ulicą do hotelu po obiedzie. Patrzył na nas spode łba i popijał deszczówkę z kałuży, jak gdyby nigdy nic. Węży nie spotkaliśmy, ale jest ich tam tak wiele gatunków, że obawy miałem wielkie, jak przed pająkami w Australii.

Nie tylko plażing

Sri Lanka oferuje wiele różnych aktywności lub możliwości odpoczynku, zależnie od Waszych upodobań. Cejlon to głównie dzika przyroda, tropikalne lasy, dzikie zwierzęta i przepiękne plaże. Atrakcji, poza tymi, które wymieniłem powyżej, jest znacznie więcej (plantacje przypraw, ogrody i wiele więcej), więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Polecam tam oczywiście ucieczkę od naszych mrozów (których w tym roku zabrakło) zimą, aby się trochę wygrzać, ale śmiało można rozważać to jako cel podróży przez prawie cały rok.

Na koniec jeszcze tylko podpowiem, że jeśli tak traficie, to koniecznie rozkoszujcie się świeżymi owocami, które mają iście nieziemski smak, skrajnie różny od tego oferowanego w Polsce oraz bardzo świeżymi owocami morza, których u nas się nie doświadczy. Zajadałem się tym wszystkim codziennie przez dwa tygodnie i już dzień po powrocie za nimi tęskniłem.

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 4