SnapshotsbyMB – podróżowanie z Instagramem
Michał Bogusławski, z jednej strony człowiek z korpo, z drugiej – zapalony podróżnik. Do tego fotograf i coraz popularniejszy twórca na Instagramie, znany jako Snapshotsbymb.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2020
Dominik Łada: Na początek mam do Ciebie pytanie: Co robiłeś 10.04.2012?
Michał Bogusławski: Dobre pytanie, 10 kwietnia 2012… Jeśli mnie pamięć nie myli, to chyba był weekend, niedziela, zapewne siedziałem w domu przy komputerze i obrabiałem zdjęcia.
DŁ: Data, kiedy zostałeś instagramerem.
MB: Tak? Ale żeś wyciągnął info.
DŁ: Wtedy założyłeś konto, ale pierwsze zdjęcie jest z 24 lipca 2017.
MB: Tak, rzeczywiście, tak naprawdę miałem kilka podejść do Instagrama. Na początku, kiedy to było takie fajne, że każdy to zaczął mieć, ściągnąłem sobie aplikację, zapostowałem jakieś zdjęcie z biura, z komputerem i długopisem i chyba to zdjęcie wisiało dłuższy czas…
DŁ: 5 lat?
MB: Być może, być może tak…
DŁ: Ale coś wrzucałeś pomiędzy czy nie? Bo ewidentnie od 2017 roku to już wszystko się stało spójne i chyba wtedy to już jesteś „Ty”.
MB: Wrzucałem, jak każdy małolat swego czasu, zdjęcia siebie, selfie, życia wokół mnie, interesowałem się zawsze technologią, więc było dużo komputerów, sprzętu, natomiast w tamtym czasie w ogóle nie pasjonowałem się fotografią, w zasadzie fotografia to jest bardzo młode hobby u mnie.
DŁ – Dobrze, w takim razie jesteś instagramerem, podróżnikiem, czy jesteś fintechowcem?
MB: Myślę, że przede wszystkim jestem korpoludkiem, człowiekiem, który pracuje na etacie w wielu różnych miejscach i stara się poświęcać 100, 110, 150 procent swojej energii na rozwijanie biznesu. Fotografia jest dla mnie odskocznią od codzienności, czymś, co pozwala mi ładować baterie, zapomnieć o codzienności w Warszawie, w biurze, przed komputerem… Fotografię pokochałem ze względu na to, że mogę wyjść zza biurka i być bliżej natury. Więc nigdy nie myślę o sobie jak o instagamerze. Myślę, że to taki trochę wypadek przy pracy. Pojawiło się obok, jak zacząłem publikować swoje zdjęcia za namową bliskich i w którymś momencie zaskoczyło. Im więcej jest osób, którym się podoba moja fotografia, tym bardziej to motywuje do działania, do bycia lepszym, do pokazywania coraz dalszych i trudniej dostępnych miejsc na świecie. Pokazywania tego przez swoją perspektywę, swoje oko.
DŁ: Czyli traktujesz Instagram jako takie swoje portfolio, część osób tak robi. Czy to jest z jednej strony to, czym żyjesz, a z drugiej – z czego mógłbyś żyć?
MB: Myślę, że jest to taki moment, w którym mógłbym rozważyć, aby utrzymywać się z fotografowania i publikowania treści w social mediach, ale boję się, że gdybym rzeczywiście postanowił tak żyć i z tego się utrzymywać, to straciłoby to coś, co powoduje, że to jest piękne. Stałoby się to, de facto, moją pracą, a nie odskocznią od niej.
DŁ: Ostatnio słyszałem o takich statystykach, że życie instagramera to jest 18 miesięcy. Ty już dłużej tam jesteś, w związku z tym może to nie jest kwestia tego, że jesteś instagramerem, tylko właśnie w drugą stronę, że jest to taki…
MB: Taki lifestyle, część życia. Być może tak, nigdy nie miałem takich aspiracji, żeby mieć jakieś setki tysięcy followersów i być kimś rozpoznawalnym. Rzadko pokazuję się na tych zdjęciach. Teraz trochę to zmieniam, bo też im więcej ludzi mnie śledzi, tym więcej dostaje takiego feedbacku, że ludzie chcą mnie poznać, chcą wiedzieć, jak podróżuję, gdzie, z kim, jak się do tego przygotowuję, jak doświadczam tych hikingów, tych miejsc, do których się dostaję. Dlatego teraz jest więcej mnie, ale na Instastory, bo według mnie jest to najlepszym kanał do tego celu, żeby nie zaśmiecać sobie swojego głównego feedu, gdzie pokazuję fotografię, dla której ludzie mnie śledzą. Jednak, co do samego instagramera, według mnie jest to dość niewdzięczna nazwa. Kim jest w zasadzie instagramer? Wszystkie osoby, które coś tworzą, są wrzucane do jednego worka. Ja próbowałem wielu różnych portali, od 500 px, poprzez flickry itd. Dla mnie Instagram jest tak naprawdę jedynym medium, gdzie mam bezpośredni kontakt z osobą, która tworzy. Oczywiście ludzie narzekają na algorytmy, ale mimo wszystko dociera do tych 20 tys. ludzi.
DŁ: Ostatnio pokazywałeś, jak robisz, by Cię częściej można było widzieć na swoim feedzie. Przyznam, że nawet nie wiedziałem, że jest taka opcja. Płynąłem z tym prądem, gdzie OK, coś mi znikało i dopiero, jak mi znikało, na przykład Twoje zdjęcia, to zacząłem wchodzić bezpośrednio z Twojego konta. Jak już to zrobiłem, to potem ponownie zaczęły mi się pojawiać Twoje zdjęcia w moim feedzie.
MB: Algorytmy social media – Instagrama, YouTube, to jest, jak wiesz, odwieczna czarna magia i nikt nigdy nie trafi, ale ewidentnie zaszły jakieś zmiany i dostałem info, że dużo osób, które mnie śledzi i interesuje się moją fotografią, musi wejść bezpośrednio na mój profil. Zresztą, nie wiem, czy pamiętasz, ale YouTube tak samo zrobił jakiś czas temu, że kiedy kogoś subskrybujesz, to musisz ten dzwoneczek nacisnąć, żeby dostawać powiadomienia. Myślę, że docieram do bardzo specyficznej grupy użytkowników, którzy interesują się fotografią, chcą jakoś zacząć, ale do końca nie wiedzą jak.
DŁ: No właśnie, a jak ty zacząłeś? To jest relatywnie świeży temat. Tak na poważnie, jakieś 3 lata?
MB: Pierwszy wyjazd z aparatem, ale tak z aparatem na zasadzie chcę być fotografem, chcę robić zdjęcia, chcę nauczyć się tej profesji, to był maj 2016 roku. Kupiłem bilety na Islandię i czułem, że chcę robić zdjęcia. Zawsze z każdej podróży chciałem przywozić jakieś wspomnienia. Zresztą moja nazwa Snapshot na Instagramie wzięła się z tego, że chcę mieć migawki z moich podróży, z mojego życia, nie chcę ich zapomnieć. W ogóle moją pierwszą podróżą, od której się wszystko zaczęło, był wyjazd do Nowego Jorku w 2009 roku. Nie miałem wtedy w ogóle aparatu i mój kolega Kamil, który siedział obok mnie, zaproponował w biurze, że pożyczy mi lustrzankę Pentaxa. Ja tak trochę niechętnie, ale mówię: „Dobra, spróbujemy, chętnie go wezmę i się nim pobawię”. I to była totalna zmiana w podróży. Nie mogłem się opanować. Zwiedzałem Nowy Jork przez wizjer, żeby szukać jakichś kadrów, fotografować ludzi, patrzeć, jak ten świat tam funkcjonuje. W jakiś sposób mnie to tak zainspirowało, że podróżując już dalej, z moją dziewczyną, narzeczoną, z przyjaciółmi, zawsze starałem się patrzeć przez obiektyw i zbierać zdjęcia, mimo że zupełnie nie interesowałem się technicznie, jak powinienem to zdjęcie zrobić. No i w ten sposób podróżowałem sobie, zbierałem materiał i kolekcjonowałem zdjęcia. Aż do momentu, w którym postanowiłem sobie, że OK, skończyło się robienie zdjęć dla samych kadrów, dlatego, żeby zdjęcie było fajne, interesujące i żeby zatrzymać ten czas, to wspomnienie. Zresztą, taka dygresja, wszystkie zdjęcia, które robiłem, później ustawiałem sobie na komputerze, na tapecie w zmiennych 40-sekundówkach, dlatego te migawki z różnych podróży były bardzo fajne, bardzo stymulujące do działania. No i w 2016 roku Sony wypuściło nowy aparat, bardzo mi się spodobał, był bardzo innowacyjny technologicznie, był to bezlusterkowiec, pełnoklatkowy, powiedziałem, że muszę go sobie sprawić, bo tylko wtedy będę miał motywację, żeby technicznie robić zdjęcia.
DŁ: Czyli Ty nie jesteś takim hardcorowym użytkownikiem Instagrama, że to jest mobilna fotografia, że robisz tylko mobilnym aparatem z telefonu, tylko robisz zdjęcia klasycznym aparatem, obrabiasz je i dopiero wtedy wrzucasz na swoje konto?
MB: Tak i tutaj, wracając do pierwszego pytania, dlaczego jest taka przestrzeń pomiędzy założeniem Instagrama i tymi pierwszymi zdjęciami. Ja nie założyłem nowego konta na Instagramie, chcąc wrzucać te zdjęcia, które zacząłem tworzyć jako twórca, a nie po prostu jako osoba, która wrzuca byle jakie zdjęcia, takie chwilowe, tylko pokasowałem zdjęcia, które uznałem za przeszłość i zacząłem wrzucać zdjęcia, na których w jakiś sposób aspirowałem, żeby pokazywać krajobraz, żeby zainspirować ludzi do podróżowania.
DŁ: Wyprowadź mnie z błędu, ale Ty wolisz fotografować krajobraz niż ludzi, prawda? Bo jak są jacyś ludzie, to są bardziej częścią tej przestrzeni, a nie portretem.
MB: Na początku, jak zaczynałem fotografować, to chciałem dotrzeć to tych miejsc, które chciałem sfotografować o takich porach, żeby mieć jak największe prawdopodobieństwo, że tam nikogo nie będzie, co okazywało się okropnie trudne. Z biegiem czasu zdałem sobie sprawę, że pokazanie człowieka w perspektywie krajobrazu zupełnie inaczej wpływa na emocje, na odczytanie tego zdjęcia. Jest to dosyć znana technika, choćby pokazywania skali w krajobrazie, jeżeli patrzymy na krajobraz gór czy klifów bez jakiegoś przedmiotu, którego skalę znamy, nie umiemy sobie uzmysłowić, jak duże jest to, co pokazujemy na zdjęciu. Dlatego też, stawiając na zdjęciu samochód albo człowieka, od razu tę skalę jesteśmy w stanie pokazać i ten zabieg bardzo lubię, staram się stosować go coraz częściej i jak widać na moim Instagramie, to jest zdecydowanie krajobraz na chwilę obecną, ale aspiruję do tego, żeby uwieczniać więcej ludzi. Ostatnio byłem w Himalajach, w północnych Indiach, w rejonie Lhada, gdzie zauroczyłem się robieniem portretów i myślę, że mimo wszystko może nie ma na to dzisiaj przestrzeni, bo ludzie, którzy interesują się moją fotografią i obserwują mnie na social media, nie są do tego przyzwyczajeni, ale jest to na pewno element, który będę starał się wprowadzać, pokazując człowieka w jego codziennym życiu.
DŁ: Mam pytanie dotyczące Twoich podróży, bo będąc korpoludkiem, jak sam mówisz, udaje Ci się łączyć podróże z pracą – ile razy w roku i jak długo podróżujesz?
MB: Przysługuje mi tyle samo dni urlopu, ile wszystkim innym. Jest to odwiecznie zadawane pytanie, bo na Instagramie to wygląda, jakbym był permanentnie w podróży. Moja forma twórczości daje mi przestrzeń do publikowania materiału po podróży, więc muszę wrócić, przejrzeć i przebrać materiał, zanim mogę go zaprezentować. Nie publikuję w trakcie podróży, stąd też iluzja, że jestem w niej permanentnie. Natomiast staram się planować z dużym wyprzedzeniem. Myślę, że tego nauczyła mnie praca w korporacji, w zasadzie przed każdym wyjazdem pierwsze, co robię, to odpalam Excela i staram się łączyć wszystkie weekendy, dni wolne od pracy, żeby możliwie optymalnie wykorzystać urlop. Połączyć to w kilka różnych wyjazdów. Lubię też bardzo intensywne podróże, ja nie odpoczywam, nie plażuję, nie siedzę w restauracjach, tylko jadę w konkretne miejsca, mam konkretny cel, czekam na odpowiednie warunki pogodowe. To jest chyba druga najważniejsza rzecz w fotografii krajobrazowej, pierwsza to jest lokalizacja i miejsce, drugie – warunki pogodowe, trzecie – perspektywa. To są dla mnie trzy najważniejsze elementy mojej fotografii. Dlatego przywożę dużo materiału z jednej wyprawy, która de facto wcale nie jest długa. Na przykład w marcu zeszłego roku przez niecałe 2 tygodnie byłem na Islandii, na Lofotach, na wyspie Sejna w północnej Norwegii, także… duża optymalizacja.
DŁ: Czyli lubisz zimno?
MB: Tak, zdecydowanie wolę miejsca zimne, są bardziej dzikie, są jeszcze może nie w pełni wyeksplorowane przez człowieka, w związku z tym jest znacznie mniej ludzi, czuję się sam, w otoczeniu ogromnej natury i to jest ten moment, w którym mogę słyszeć swoje myśli, działać w swoim tempie, obcować z aparatem i pokazać, co w danym momencie widzę. Dlatego preferuję miejsca, gdzie jest znacznie mniej osób, gdzie mogę być sam ze sobą.
DŁ: Dlatego Defender, żeby dojechać tam, gdzie inni nie mogą?
MB: Tak, jest taki żart, że jak się Defenderem nie da, to tylko helikopter. To było też takie odwieczne może nie marzenie, ale podziw chłopca, ponieważ Defender zawsze kojarzył mi się z taką ikoną podróży. Z dotarciem do najdalszych zakątków świata. To jest chyba pierwszy samochód, którym przejechano najpierw przez Rosję, potem przez Afrykę. Śledzę wiele osób, które dzięki Defenderowi w ogóle zaczęły swoją przygodę z podróżami. W moim wypadku to było bardziej entuzjastyczne podejście do tej maszyny. Podejście do tego samochodu poprzez pryzmat historii, którą ze sobą niesie, ale nigdy nie uwierzyłem, że będę jego właścicielem. Ale jak to zazwyczaj w życiu bywa, los tak spowodował, że mój sąsiad sprzedawał dwa, jeden w bardzo dobrym stanie, to pomyślałem, że jak nie teraz, to nigdy, i że wreszcie mogę zrobić taki samochód pod siebie i będę mógł dotrzeć do miejsc, do których będę chciał.
DŁ: A gdzie Ty nim w ogóle dojechałeś? Bo masz go chyba relatywnie krótko.
MB: Mam go od maja.
DŁ: No właśnie. Ale w tym czasie chyba już całkiem dużo przejechałeś.
MB: Byłem nim w jednej podróży, ale przez trzy miesiące zrobiliśmy nim 22 108 km, to jest dokładna liczba. Przejechaliśmy wraz z moją partnerką całą Skandynawię, Wyspy Owcze, Szkocję, Wielką Brytanię, a później wybrzeżem przez Hiszpanię, aż do Portugalii, a potem prosto do Warszawy. Mógłbym tę podróż powtórzyć, nawet tak z 2–3 miesiące dłużej, żeby dokładniej to wyeksplorować, ale to jest to, o czym mówiłem – staram się zobaczyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, co jest wynikiem tego, że to nie jest mój przedmiot utrzymania, nie żyjemy z tego. Dlatego staram się, jako osoba pracująca na pełen etat, wykorzystać ten czas na maksa.
DŁ: Ale jednocześnie widzę, że zaczęły się u Ciebie pojawiać współprace komercyjne z jakimiś klientami. Długo Ci zajęło wypracowanie takiej współpracy czy sami zaczęli się do Ciebie zgłaszać? Czy to jest trudne w kontekście profilu, jaki masz?
MB: To jest ciekawy element mojej twórczości, relatywnie nowy dla mnie, ponieważ z racji z tego, że Instagram i fotografia nie są moim źródłem utrzymania, a tylko i wyłącznie pasją, która pcha mnie coraz dalej w te dzikie miejsca i umożliwia mi odłączenie się od codziennego świata i robienie zdjęć, to nie traktowałem tego zarobkowo. Dlatego mogłem starać się być jak najlepszym, to znaczy być najlepszym przed sobą, nie konkuruję z nikim oprócz siebie samego. Jestem dosyć krytyczny, z żadnego z moich zdjęć nie jestem zadowolony i wydaje mi się, że mogłem je zrobić lepiej, więc tych współprac wcale nie było. Nie dążyłem do nich. Myślę, że pierwsze współprace wychodziły z mojej inicjatywy i były to bardziej współprace barterowe. Starałem się dotrzeć, skontaktować z danym miejscem, przewoźnikiem, operatorem, na przykład promów, oferując w zamian pokazanie danej usługi, danego miejsca w swoich social mediach. Natomiast z biegiem czasu, kiedy nabrałem pewnej renomy w Polsce, zostałem zauważony przez firmy, które oferują produkty w ramach podróży. Przez dłuższy czas zadawałem sobie pytanie, w jaki sposób mogę to pokazać, pokazać produkty, nie zmieniając formy i treści, w jakiej je publikuję, i myślę, że na chwilę obecną jest to w miarę naturalne. Pokazuję produkty, z których i tak korzystam i które zawsze były częścią mojej podróży, czy to jest sprzęt, prowiant, czy ciuchy, to akurat w ramach współpracy, czemu nie miałbym pokazać osobom, które być może akurat są w takim miejscu, w którym ja byłem dwa lata temu, szukają jakichś inspiracji, ale też i podpowiedzi, jak się przygotować, co ze sobą zabrać. Więc wydaje mi się to w pełni OK, żeby pokazać, jak podróżuję i z czego korzystam.
DŁ: A czy uważasz, że teraz jest trudniej niż dwa lata temu, tak działać na Instagramie i pokazywać się w internecie, czy cały czas jest miejsce dla wszystkich, którzy mają jakiś pomysł? Czy jest inaczej?
MB: Myślę, że jest zdecydowanie inaczej, to też jest kwestia, co masz na myśli, jest zdecydowanie trudniej budować skalę i audiencję przez wiele różnych zmian, nie zapominajmy, że Instagram, Facebook, to są bardzo duże korporacje, które muszą wykazywać kwartalnie profit swoim inwestorom, więc zmieniają produkt w taki sposób, żeby stymulował do promowania, do zakupu reklam, do angażowania reklamodawców. Jest zdecydowanie trudniej, żeby ten kontent docierał do odbiorców. Ale z drugiej strony, jak o tym myślę, to social media dziś są nadal najlepszym miejscem do prezentowania swoich pasji, docierania do osób, które mogą dać pozytywny, ale też i krytyczny feedback, który stymuluje do działania w tym. Dlatego też zachęcam zdecydowanie każdego, kto coś tam tworzy, czy to są zdjęcia, czy kwestie kulinarne, jakakolwiek jest Twoja pasja, to myślę, że jest warto dzielić się nią z innymi, bo jak zachowamy ją tylko dla siebie, to nie pomagamy innym zrobić kroku w przód.
DŁ: Ostatnie pytanie – dokąd się teraz wybierasz?
MB: W przyszłym tygodniu lecę ponownie na Lofoty. To jest już trzeci raz w tym roku. Byłem na Lofotach w Norwegii już kilka razy, to będzie chyba mój ósmy raz. Zazwyczaj latałem tam zimą, na polowanie na zorzę polarną, w taką typowo śnieżną aurę. W tym roku byłem tam Defenderem latem, zupełnie inna pogoda, letnia, umożliwiająca znacznie więcej hikingów po tamtejszych szlakach. Teraz lecę na taki spontaniczny wyjazd w grupie fotografów, żeby pokazać miejsca, w których się dobrze czuję, lubię fotografować, ale jednocześnie nauczyć się czegoś od innych. Jestem samoukiem, uczącym się w terenie, eksperymentującym. Myślę, że teraz chętnie bym poznał styl fotografii od innych osób, podpatrzył, jak inni fotografują i podchodzą do podróży. Lecę w grupie kilku osób, które znam tylko z Instagrama. Z niektórymi z nich się jeszcze nie poznałem prywatnie, i to jest właśnie kolejny plus takich rzeczy jak Instagram: możesz poznawać ludzi dzielących tę samą pasję, bardzo dobrze Cię rozumiejących, chcących docierać do jak najdalszych zakątków, fotografować przy -40 stopniach. To jest moim zdaniem piękno fotografii. To mnie wypchnęło zza biurka w góry, do których pewnie nigdy bym nie dotarł, gdyby nie fotografia, za co jestem niesamowicie wdzięczny. Dlatego liczę na ten wyjazd, teraz, w grupie osób, w której nauczę się nowych technik i będę się mógł nimi dzielić z innymi.