Porsche Cayenne Turbo S E-Hybrid Coupé – niezły kocur…
Lubię SUV-y. Do niedawna sam takim jeździłem, teraz żona ma służbowy. SUV to bardzo praktyczny samochód – jest duży, pojemny, jednocześnie nie ma strachu przed zjechaniem z głównej drogi, zarówno w kwestii wybojów, jak i typu podłoża. Napęd na cztery koła i większy prześwit robi robotę. W SUV-ie siedzimy wysoko, lepiej widzimy drogę, czujemy się bezpieczniej. Jednocześnie musimy liczyć się z tym, że więcej paliwa będziemy spalali i osiągi będą słabsze niż w „normalnych” samochodach. Chyba że zdecydujemy się na… Porsche Cayenne Turbo S E-Hybrid Coupé.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2020
Gdy zadzwonił telefon z propozycją testu Porsche Cayenne Turbo S E-Hybrid Coupé, zacząłem się zastanawiać, kto go będzie testować… No dobra, długo mi nie zajęło to zastanawianie. Zawsze chciałem takim samochodem pojeździć. Szybka odpowiedź i na drugi dzień siedziałem za kierownicą wyjątkowej wersji sygnowanej Porsche Exclusive Manufaktur. „Moja” Cayenne wyjątkowo ładnie się prezentuje – czarne felgi 22″, szary lakier, czarny karbonowy dach oraz wyjątkowy środek.
Tu muszę opowiedzieć szybką anegdotę. Gdy odbierałem samochód z salonu Porsche w Warszawie przy Połczyńskiej, rozegrała się przed nim zabawna scena. Otóż wychodzę z salonu po dokonaniu formalności, a przed samochodem stoi para, facet i dziewczyna, dość młodzi, „markowo” ubrani, z wyglądu aspirujący. Z dużym zainteresowaniem oglądają „moje” Porsche, jednocześnie komentując świetny kolor, felgi, zaczynają nawet robić sobie z nim zdjęcia. W pewnym momencie dziewczyna zagląda przez okno i mówi teatralnym szeptem, takim, że wszyscy dookoła słyszą: „O rany, jaki beznadziejny środek”. W tym momencie podchodzę do samochodu, pilotem otwieram drzwi, a oni, widząc to, w popłochu uciekają. Zaglądam do środka i widzę absolutnie klasyczną tapicerkę w pepitkę, taką, jaką mieli moi rodzice w swoim Golfie w latach 70. Cudo. Niesamowite nawiązanie do historii. No, ale na tym trzeba się znać.
Ale wracając do Porsche Cayenne Turbo S E-Hybrid Coupé, to jest samochód, który bardzo mi podszedł. Porsche konsekwentnie koncentruje się na elektromobilności. Po linii modelowej Panamery teraz Cayenne ma opcję hybrydową w standardzie plug-in. Dzięki temu mamy w SUV-ie moc 680 KM i moment obrotowy na poziomie 900 Nm, pozwalający osiągnąć 100 km/h w około 3,8 s. Kosmos, tym większy, że takie osiągi nie muszą oznaczać wielkiego spalania. Absolutnie zaskoczyło mnie, gdy komputer pokładowy przy normalnej jeździe pokazywał spalanie na poziomie… ok. 4 l/100 km. Serio. Odlot. Pamiętajmy, że mówimy tutaj o silniku V8, 4-litrowym i masie całego samochodu sięgającej 2600 kg. Nieprawdopodobny wynik, ale prawdziwy.
Silnik elektryczny pozwala nam na przejechanie tylko ok. 40 km z maksymalną prędkością 135 km/h, jednak w trybie hybrydowym robi właśnie cuda ze spalaniem. Akumulatory o pojemności 14,1 kWh znajdują się pod podłogą bagażnika i możemy je naładować w ok. 2 godz. z szybkiej ładowarki lub w 6 godz. z domowego, zwykłego gniazdka 230 V. Oczywiście ładowanie akumulatorów odbywa się też podczas jazdy.
Porsche Cayenne Turbo S E-Hybrid Coupé jest duże i ciężkie, jednak prowadzi się genialnie, jak po sznurku. Świetne właściwości jezdne, kocia zwinność. Czysta przyjemność i adrenalina podczas jazdy. Z drugiej strony spokojna jazda ze świadomością, że praktycznie nikt nie jest w stanie ci „podskoczyć” na ulicy, jest bardzo relaksująca.
Oczywiście nowe Porsche Cayenne jest w pełni wyposażone we wszystkie możliwe opcje i funkcje związane z komunikacją. Mamy zdalny dostęp przez aplikację Porsche Connect, obsługę głosową, wyszukiwarkę publicznych stacji ładowania, bezprzewodowy CarPlay, wbudowane złącza USB-C oraz panel z ładowaniem indukcyjnym idealnym dla najnowszych telefonów.
Czego chcieć więcej?
O cenach dżentelmeni nie rozmawiają. Uchylę tylko rąbka tajemnicy i powiem, że za taką wersję, jaką jeździłem, trzeba zapłacić, bagatela, 1 088 543 zł…