Wahoo Elemnt Roam – komputer do roweru
O tym, jak ważny jest dobry licznik do roweru, wie każdy kolarz. W ostatnich latach zdecydowanie najpopularniejsze zrobiły się bardzo rozbudowane liczniki, do których możemy podłączyć inne przydatne akcesoria i które działają, opierając się na GPS. Są to już pełnoprawne komputery rowerowe. Do tej pory prym w tej kategorii wiódł Garmin. Jednak obecnie coraz więcej osób wybiera rozwiązania Wahoo. Ja się zdecydowałem na Wahoo Elemnt Roam.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMag Fitness & Bike 3/2020
Od startupu do największego konkurenta Garmina
Właśnie tak w skrócie można by określić firmę Wahoo. Zaczynali od poszukiwania wsparcia finansowego dla swoich produktów na Kickstarterze, a dzisiaj w swojej ofercie mają poza licznikami też różne czujniki oraz trenażery.
W moim przypadku wybór licznika był bardzo podobny do wyboru roweru. Im więcej czytałem na temat liczników, tym więcej miałem wątpliwości i… głupich pomysłów. Całe szczęście ostudzili mnie koledzy. Kilku, z którymi jeżdżę w dłuższe trasy, sugerowało właśnie rozwiązania Wahoo, przede wszystkim ze względu na prostotę obsługi, różnorodną integrację z usługami takimi jak Strava, Komoot, RidewithGPS i innymi, a także cenę. O ile do krótkich przejażdżek w zupełności wystarczał mi telefon jako licznik, to przy dłuższych wyprawach był już problem przede wszystkim z baterią, która znikała w oczach i właśnie ten argument ostatecznie mnie przekonał do licznika.
Ekran
Wahoo Elemnt Roam jest najwyższym modelem dostępnym z gamy liczników Wahoo. Jest pierwszym licznikiem producenta z kolorowym wyświetlaczem. Ekran jest dość duży, ma 2,7″ i jest bardzo wyraźny. Sprawia podobne wrażenie jak e-inkowy ekran jakiegoś czytnika ebooków. Zabezpiecza go z wierzchu Gorilla Glass, niestety nie wiadomo, której generacji.
Obudowa
Sam licznik jest dosyć kompaktowy, waży 93 g. Ma opływową budowę. Wykonany jest z pancernego plastiku. Z lewego boku obudowy mamy przycisk włączania, który jest jednocześnie przyciskiem uruchamiającym menu. Po drugiej stronie obudowy mamy dwa przyciski służące do przybliżania mapy i zmieniania widoku ekranu licznika. Od strony ekranu mamy jeszcze trzy przyciski. O ile boczne przyciski są wygodne, to te trzy na ekranie, ukryte pod gumą, są trudne do wciśnięcia, a w szczególności w rękawiczkach rowerowych. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Licznik jest oczywiście wodoodporny, wykonany w standardzie IPX7. Jest jedna ciekawostka związana z obudową – od strony mocowania jest mała dziurka, a w zestawie śrubka. Gdy przykręcimy licznik do mocowania, staje się integralną, niezdejmowalną częścią roweru i może być wliczany do wagi roweru podczas zawodów.
Bateria
Jak wspomniałem już wcześniej, głównym motywatorem dla mnie odnośnie do decyzji o zakupie licznika, była bateria mojego telefonu. Jazda na rowerze z włączoną Stravą w telefonie ogranicza się w praktyce do jakichś 3–4 godzin i mamy po baterii. A jak do tego dodamy jakieś telefony w międzyczasie czy robienie zdjęć z trasy, to sytuacja wygląda nie za różowo. Odkąd kupiłem Wahoo Roam, problem się skończył. Licznik spokojnie wytrzymuje deklarowane przez producenta 16 godzin pracy. Podczas intensywnego weekendu na Mazurach, gdy przejechałem ponad 230 km, licznik był włączony przez 15,5 godziny, a na końcu zostało mi jeszcze jakieś 15% baterii. To bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę, że miałem go ustawionego standardowo, czyli działał włączony automatyczny czujnik podświetlenia, działała nawigacja i przychodziły powiadomienia z telefonu. Wyłączając to wszystko, spokojnie czas podtrzymania wydłużyłby się znacznie. W skrócie – mając licznik, oszczędzamy baterię w telefonie do innych, ważniejszych celów.
Siłą licznika jest jego aplikacja
System Wahoo jest bardzo prosty i to jest jego największa siła. Z jednej strony bardzo prosta nawigacja i ustawianie funkcji w samym urządzeniu. Z drugiej strony genialna aplikacja na telefon (zarówno iOS, jak i Android). Aplikacja świetnie integruje się z serwisami i usługami zewnętrznymi Strava, Komoot, RidewithGPS i innymi. Po zakończonym treningu licznik synchronizuje się przez nasz telefon po Bluetooth lub Wi-Fi i sam zapisuje wyniki w wybranych przez nas serwisach. Co ciekawe, Wahoo Roam ma wbudowany moduł Wi-Fi zarówno 2,4, jak i 5GHz. Licznik jest… Androidem. Nie zdziwiłbym się, jakby producent w przyszłości nie zdecydował się na dodawanie kolejnych ciekawych funkcji programowo.
Aplikacja umożliwia dużo opcji zmiany ekranu i dostosowywania go pod nasze potrzeby, aby wybrać tylko te informacje na ekranie, które nas interesują. Możemy podłączać do licznika różne czujniki pracujące w standardzie ANT+, czyli np. czujniki kadencji, tętna czy prędkości (np. świetny do trenażera).
W miejscach, w których jesteśmy pierwszy raz, idealnie sprawdza się wbudowana nawigacja „turn-by-turn”, która nas prowadzi po trasie. Wahoo Roam przychodzi do nas z wgranymi mapami praktycznie całego świata. Warto jednak skasować te, których nie używamy i zostawić tylko te najbardziej potrzebne. Dzięki temu będzie więcej pamięci, którą będzie można wykorzystać np. na aktualizację – zorientowałem się właśnie w tej kwestii, gdy nie mogłem zaktualizować mapy Polski, bo nie było wystarczająco miejsca. Zawsze, w przyszłości, gdy będziemy potrzebowali, będzie można dograć brakujące mapy. Generalnie Wahoo dba o swoich klientów i dostarcza dość często aktualizacje – ja już miałem dwie, odkąd miesiąc temu kupiłem licznik.
Wygodną funkcją jest odczytywanie powiadomień z telefonu, który mamy sparowany z licznikiem. Telefonu nie musimy wyjmować z kieszeni w czasie jazdy, tylko widzimy, kto do nas dzwoni lub wysyła wiadomości. Można ustawić oczywiście też opcję „nie przeszkadzaj”, aby podczas treningu nikt nas nie rozpraszał.
Wahoo Roam pomaga też w trenowaniu stacjonarnym na trenażerze. Mamy możliwość zgrywania planów treningowych np. z TrainingPeaks, Today’s Plan i TrainerRoad.
Ostatnią funkcją, o której warto wspomnieć, jest opcja Live Track. Gdy ją włączymy, możemy widzieć na mapie w okolicy innych użytkowników lub znajomych korzystających z Wahoo.
Podsumowanie
Wahoo Roam kompletnie odmienił moją jazdę na rowerze. Dokładne pomiary treningu, szybka i stabilna synchronizacja ze Stravą, w tym autopauzowanie, które na telefonie różnie działa. Świetna opcja wbudowanej nawigacji. Wszystko to bardzo poprawia komfort trenowania, a nawet zwykłych przejażdżek. Jedyne, do czego można by się przyczepić, to brak polskiej lokalizacji zarówno w aplikacji, jak i w samym liczniku. Wahoo Roam jest dostępny jako sam licznik albo w pakiecie z czujnikami kadencji, prędkości i tętna. Obie wersje mają w komplecie dwa mocowania, których możemy używać np. w dwóch różnych rowerach. Sam licznik kosztuje 1599 zł, w pakiecie 1999 zł. Dystrybutorem w Polsce jest Pro Bikes.
Komentarze: 1
Jedna wywrotka o po 2k :(