Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Jakościowy triumf Apple TV+

Jakościowy triumf Apple TV+

3
Dodane: 4 lata temu

Pamiętam ten dzień. Apple zaprosiło całą śmietankę Hollywood na konferencję (wtedy jeszcze na widowni Steve Jobs Theater siedzieli dziennikarze) i ogłosiło światu, że jako ostatnie dołącza do wyścigu platform VOD. Apple TV+ zadebiutowało z tak ubogą ramówką, że większość moich znajomych, po początkowej ekscytacji, odpuściła dalszą dyskusję. Nie dziwię się im do dziś, ponieważ po obejrzeniu raptem dwóch produkcji nie za bardzo wiedzieliśmy, co z faktem posiadania darmowego Apple TV+ zrobić. Fantastyczne „The Morning Show” oraz „Servant” to było zdecydowanie za mało. Minął ponad rok. Teraz znajomi dziwią się, że mogą z Apple TV+ korzystać na swoich telewizorach czy konsolach, a u nas, w styczniu 2021 r., jest to jedyny serwis VOD, za który od lutego będziemy chcieli intencjonalnie płacić. Dlaczego?


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2021


Rok później

Skupiając się tylko na tym, co wydarzyło się na platformie Apple TV+ w roku globalnej pandemii, w lutym 2021 r. możemy powiedzieć z ręką na serduchach, że treści, które serwowało nam Apple TV+ w trakcie pandemii pomogły w dużej mierze w dwóch sprawach. Po pierwsze, umocniły wiarę w ludzkość i dobre dziennikarstwo. Po drugie, nie zmarnowały ani minuty z żadnego z wieczorów im poświęconych.

Kiedy Netflix serwował nam absolutnie wszystko, co się dało, a nawet więcej na temat pandemii, rozrywki (bardzo niskich lotów) oraz kilku genialnych wyjątków, jak chociażby filmowe świadectwo Dawida Attenborough (koniecznie obejrzyjcie!) czy „Gambitu Królowej”, HBO miało nieustanne, trwające latami problemy z jakością działania absolutnie każdej ze swoich aplikacji. Prime Video to nic innego jak kopalnia seriali, które pamięta się z dzieciństwa. Oczywiście zdarzają się perełki, ale raczej nie mamy tam czego szukać. Disney+ oficjalnie nie ma w Polsce, ale do niego wrócimy potem.

HBO w czwartym kwartale 2020 r. w końcu podniosło jakość streamingu, dorównując, powiedzmy, do poziomu absolutnego minimum w obecnych czasach, ale rozwój aplikacji i usług leży i kwiczy. Nadzieja w debiucie HBO Max, który czeka nas tym roku, ale osobiście, dopóki nie zobaczę, że pójdzie on w parze z premierą całkowicie nowych (napisanych od zera) aplikacji na wszystkie platformy, to nie uwierzę. Gdzieś pomiędzy dokumentami Netfliksa nt. śmiercionośnego wirusa, którego mamy w sumie za oknami, serialami o globalnej pandemii (patrz punkt poprzedni), jakościowymi perełkami od HBO, których oglądanie nie może być perfekcyjnym doświadczeniem z powodów technicznych a muzeum na Prime Video – stoi Apple TV+, które po prostu robi swoje. Disney+ ma swojego (kapitalnego) „Mandalorianina” oraz absolutnie wszystko, co wyszło spod ich ręki, ale to tyle. Aż i tylko. Jeśli nie chcecie wybierać się w sentymentalną podróż w czasy dzieciństwa, to za płaceniem Disneyowi po debiucie w Polsce przemówić mogą do mnie tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, „Star Wars” i „Mandalorianin”. Po drugie, Pixar i jego najnowsze animacje, które regularnie tworzy. W ogóle polecam Wam obejrzeć (gdy już Disney+ zawita nad Wisłę) dokument poświęcony historii studia, które współzakładał Steve Jobs. I koniecznie obejrzyjcie „The Soul” oraz „Inside Out”, które polecał w poprzednich numerach Jasiek. Jest jeszcze jedno, co wyróżnia na tle konkurencji Disney+, a mówimy tutaj o jakości, którą oferuje. Stoi ona na równi z tym, co możemy otrzymać od Apple TV+. O tym za chwilę.

Robi to w najwyższej, dostępnej obecnie na rynku jakości audio i wideo. Robi to solidnie, powoli, ale dając pełne i kompletne doświadczenie. Od połowy roku przygotowuję dla Was co dwa tygodnie podsumowania zapowiedzi i premier na Apple TV+ na stronie iMagazine. Ci z Was, którzy na nie trafili, już pewnie wiedzą, co chcę dalej napisać. W ciągu roku, co miesiąc Apple zapowiada 5–10 nowych produkcji, które pojawiają się w kolejnych kwartałach, a spora część z nich w 2021 r. Rozpędzili maszynę, ale wiernie trwając przy ich podejściu do jakości. Nie ilość, a jakość. Tak mógłbym podsumować to, co obecnie oferuje ramówka Apple TV+. Kiedy w ubiegłym roku Netflix proponował nam kolejne filmowe fiolki z eliksirem pozwalającym zapomnieć o złym świecie, Apple TV+ dało nam lepiej poznać piękno i cudowność tego świata. Czego bardziej potrzebowaliśmy? Co będzie miało lepsze skutki w przyszłości? Kto tę przyszłość będzie tworzył, hmm?

Kultura i rozrywka

Nie chcę wynosić do boskiej rangi Tima Cooka ani ludzi z Apple TV+, ale szczerze, dla nas serwis VOD ma dostarczać kulturę i rozrywkę. Te dwa filary są nierozłączne. Przykłady? „Tiny World”„Earth At Night In Colour”, które są małymi, filmowymi dziełami sztuki, ukazującymi piękno świata, na którym mamy ogromny zaszczyt żyć. Mój dobry znajomy zaczął uczyć angielskiego dzieciaki z podstawówki, puszczając im właśnie odcinki tej serii. Wiecie, o ile więcej te dzieciaki zobaczyły dobra i nadziei niż ich rówieśnicy? O całe tuziny. „Ted Lasso”, komedia, z której wszyscy śmiali się jeszcze przed debiutem, a tuż po premierze całego sezonu krytycy i widzowie okrzyknęli ją zgodnie objawieniem w tym segmencie kultury. Serial dostanie trzy kolejne sezony. Dlaczego? Bo widzicie, Apple udała się rzadka sztuka połączenia komediowej narracji z podstawowymi prawami o życiu, grze zespołowej i tym wszystkim, co drzemie w duszy każdego z nas. Bez patosu, bez sztampy, a naturalnie i ze smakiem. „Defending Jacob”, czyli jeden z najlepszych procedurali ostatnich lat, którego drugiego sezonu nie możemy się doczekać na równi z „The Morning Show”, choć to zupełnie dwa różne światy. „Defending Jacob” dorównał w tym roku jedynie świetny serial od HBO, pt. „The Undoing”. Obie produkcje gorąco polecam!

„The Banker”, czyli absolutnie fantastyczny film, który prywatnie stawiam na równi z „Green Book”, jeśli chodzi o scenografię i dbałość o detale. „The Little Voice”, „Home Before The Dark”, „Ghostwriter” oraz „Amazing Stories”, czyli propozycje dla nieco młodszych widzów, które genialnie sprawdziły się także u nas. Co ciekawe, od drugiej pozycji z tej trójki odbiliśmy się za pierwszym razem, gdy debiutowała wraz z serwisem Apple. Wystarczył jednak rok kaleczenia oczu dziwactwami od innych serwisów, aby intencjonalnie do niej wrócić i zakochać się po uszy. Nie widziałem jeszcze tak dobrego – w sumie procedurala – którego główna bohaterka miałaby dziewięć lat.

„The Oprah Conversation” z udziałem takich nazwisk jak McConaughey, Wonder czy Obama to przykład na to, za jakim dziennikarstwem tęsknimy. Szczególnie w sercu zostanie nam odcinek z Matthew McConaughey, który pokazuje więcej dziennikarskiego warsztatu i sztuki wywiadu niż wszystkie podręczniki, które miałem przed oczyma w czasie studiów. „The Letter To You”, czyli zapis procesu twórczego Bruce’a Springsteena nad jego najnowszym albumem. Czarno-biała produkcja, którą obejrzałem dwa razy, ponieważ stanowi kopalnię inspiracji, a dodatkowo dzięki jakości, którą oferuje Apple TV+, potrafi rozsadzić nawet bardzo dobre głośniki.

A przed nami naprawdę ciekawy rok, w którym nie tylko w ramach Apple TV+ jeszcze urośnie, ale w którym trwająca transformacja rynku kinowego oraz szerzej – rynku rozrywki – przybierze na sile. Gdyby w grudniu 2019 r. ktoś powiedział nam, że to Apple TV+ będziemy dziś najbardziej doceniać i to jedynie za niego (w ramach Apple One) płacić, to bym nie uwierzył. Tymczasem skorzystaliśmy na tym absolutnie na każdym polu. Bo widzicie, tego, co jedynie bawi (często przez łzy), mamy wszędzie pełno. Zaczynamy jednak szukać tego, co przede wszystkim pozwala wzrastać nam jako ludziom, bo kultura i rozrywka to często jeden świat, w który chcemy się zagłębiać i z którego chcemy wynieść jak najwięcej jakościowych doświadczeń.

Jeśli jesteście ciekawi, co słychać w świecie Apple TV+, zapraszam tutaj (co dwa tygodnie w piątek).

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 3