Update do macOS Big Sur 11.3 przebiegł u mnie inaczej niż dotychczas…
Dawno już nie pisałem nic o nowych update’ach macOS-a, bo żaden z nich nie był problematyczny (dla mnie) w ostatnich miesiącach. Poza tym przypadkiem, że brickowane były MacBooki. Ale to mnie nie dotyczyło. Dzisiaj w każdym razie było ciut inaczej niż zwykle.
Update musiałem zrobić z pewnych względów i zdecydowałem się na to dzisiaj, pomimo że takie tematy zazwyczaj zostawiam na weekend. Od razu podpowiem, że obyło się bez problemów, a jedynie proces update’u był inny niż zwykle.
Po pierwsze, Big Sur ciut inaczej procesuje update’y niż poprzednie wersje. Więcej rzeczy robi instalator (podczas gdy my możemy sobie dalej pracować), a potem jest tylko szybki restart, nadpisanie partycji i system jest gotowy do pracy. Po drugie, pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją, jak dzisiaj. Na koniec jeszcze przypomnę, że update’owałem MacBooka Pro (late 2016) z dwoma portami Thunderbolt i bez Touch Bara.
Co mi z kolei przypomina, jak szliśmy tą starą ulicą w New Delhi w Indiach, której nazwy teraz nie pamiętam, na targ przypraw.
– Przepraszam, jak daleko na targ przypraw?
– 10 min… 10 minut później …
– …jak daleko…?
– 10 min15x 10 min później dotarliśmy. pic.twitter.com/Y1mXuNIJIg
— Wojtek Pietrusiewicz (@morid1n) April 28, 2021
Instalator bardzo długo i uparcie twierdził, że potrzebuje jeszcze 10 minut. Jeśli prześledzicie czasy publikacji tweetów w powyższym wątku, to zauważycie, że pobieranie rozpocząłem ok. 12:20, instalację chwilkę później, potem przez 10 minut twierdził, że pozostało 15 minut, 5 minut później zjechał do 10 minut, po kolejnych 16 minutach pokazał, że zostało 5 minut, a po 6 minutach był gotowy do restartu.
Jak zaczynałem, miałem 80% baterii w MBP 2016.
Instalator nadal coś mieli. Mam już 52%, komp obciążony non-stop 23-30 W i baterii zostało na godzinę.
Jeszcze NIGDY w mojej historii na macOS na jakimkolwiek MacBooku nie widziałem czegoś takiego.
Ciekawy czy w ogóle wstanie po. pic.twitter.com/SZJkVvKuRn
— Wojtek Pietrusiewicz (@morid1n) April 28, 2021
Nie mam pretensji do samego czekania, w końcu ten Intel w tym MBP nie jest przesadnie wypasiony. Gorzej natomiast było z baterią. W trakcie tych ~40 minut bateria zjechała mi z rejonu 80-82% do ~46%, co wymagało powędrowania w poszukiwaniu gniazdka zasilania. Spowodowane było to ciągłym obciążeniem CPU, na poziomie 23,6-33,6 W (normalnie pobiera mi ok. 8 W). To oczywiście przekładało się na wentylator odpalony na maksa przez te 40 minut, a komputer jednocześnie był prawie nieużywalny – wszystko działało na maksa powoli.
Osoby z MacBookami z Apple M1 – widziałem Wasze tweety. Wiem, że w tym czasie Wy straciliście 3-5% baterii. Wiem, co M1 potrafi. Ale nie mam M1. Jeszcze. Chociaż może będzie się inaczej nazywał, prawdopodobnie M1X lub M2.
Nie zmienia to faktu, że to pierwszy update macOS na MacBooku, jaki pamiętam od czasów Mac OS X 10.5, który tak obciążył mi CPU i baterię. Czasowo trwało przeważnie podobnie, chociaż pamiętam 10-15 minutowe uaktualnienia, ale nie przypominam sobie, abym stracił więcej niż 15% baterii przy takiej operacji, nie wspominając już o obciążeniu CPU, co wyzwalało pełne obroty wiatraków.
Być może ten update został zoptymalizowany pod Apple Silicon i Intele sobie z nim średnio radzą. Może to coś z moim MacBookiem. A może po prostu Apple coś skopało. Tak czy siak, update się powiódł, jak już wspominałem, ale ciekawy jestem Waszych doświadczeń (głównie na Intelach, a na M1 jeśli były problemy). Dajcie znać w komentarzach poniżej. Dzięki!
Komentarze: 6
U mnie też ten update bardzo długo mielił się na MBP 16″ (2019). Ale jak się okazało problem leżał gdzieś w sieci. Wystarczyło włączyć i wyłączyć WiFi. Pierwszy raz musiałem tak robić, ale pomogło.
Ja wczoraj aktualizowałem MacBooka Air 2020 (model podstawowy, z dwurdzeniowym i3). Faktycznie dosyć długo się mieliło po pobraniu. Miałem coś takiego, że przez chyba kwadrans było „pozostało 5 minut”. Podobnie jak u Ciebie. Komputer był nieco ciepły i włączył się (cicho) wentylator. Aczkolwiek ja nie jestem miarodajny, bo mój własny komputer ma M1 i jestem rozpieszczony pod względem wiatraków i baterii.
Nadmienię, że ten MacBook jest prawie taki, jak z fabryki. Tzn. tam nie ma dziwnych rzeczy doinstalowanych, są ze trzy czy cztery aplikacje firm trzecich i tyle (to taki zapasowy komputer w domu).
O swoim M1 nie piszę, bo miałem 11.3 wcześniej (bawiłem się w bety).
U mnie poszło sprawnie, jak zazwyczaj. MBP 2015 i5:)
bardzo sprawnie poszło no MBP 13″ 2015 z i5 2.9 i 8 GB Ram.
Zauważyłeś spadek wydajności, gorszy czas pracy na baterii, lub większą temperaturę CPU? Sorki za zadanie pytania po 23 dniach, ale uważam, że to najwłaściwszy moment, gdyż pliki powinny się już zindeksować i wszelkie problemy związane ze świeżą aktualizacją – ustąpić.
To u mnie na MBP M1 poszło szybko, tylko mam wrażenie, że bateria zamiast się poprawiać przez wprowadzenie hibernacji pozostaje dalej drenowana tak samo jak nie bardziej.
Wczoraj na przykład wieczorem oglądałem film na yt, dałem pauzę, złożyłem klapę i poszedłem spać. Rano już z 50 zrobiło się trochę ponad 30%, a w czasie przed ekranem taki smaczek https://uploads.disquscdn.com/images/9190d612af4a65799b071016081c33fab2626a33db7fd8b12494aa4b0a42c000.png