Jak zgubić i odnaleźć po pół roku iPhone’a 11 Pro
Historia z kategorii tych nieprawdopodobnych, jednak zdarzyła się naprawdę. Mój bliski znajomy zgubił swojego iPhone 11 Pro nad jeziorem i… po pół roku go odnalazł.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 4/2021
W sieci możemy znaleźć kilka podobnych historii, nawet ostatnio Krzysiek Kołacz opisywał jedną z nich na stronie iMagazine. Wszystkie z tych opowieści zdarzyły się za granicą i, przyznam szczerze, traktowałem je trochę jak legendy miejskie. Tymczasem opowiem Wam historię, która wydarzyła się pod Warszawą.
6 września 2020 roku. Niedziela. Piękna pogoda. Znajomy wybrał się na spacer z psem nad pobliskie jezioro. Pies wodny – lubi pływać. Jezioro spore. Okolica spokojna, niezamieszkała. Pies, jak to ma w zwyczaju, lubi aportować, zatem znajomy chodzi wzdłuż linii brzegowej i rzuca mu patyki. W którymś momencie niepostrzeżenie wypada mu z kieszeni telefon. Dopiero w domu orientuje się, że go nie ma, po jakimś czasie.
Dzwoni do mnie zestresowany z pytaniem, co ma zrobić. Tradycyjnie polecam mu chodzić w okolicy, gdzie mógł go zgubić i dzwonić oraz uruchomić Find My iPhone. Ale to nie takie proste. Na to sam wpadł. Dodał od razu, że… telefon mu się prawdopodobnie rozładował, bo jak wychodził z domu, miał już rezerwę. No to klops. Faktycznie, telefon jest martwy. Nigdzie go nie widać ani nie słychać. Przez myśl oczywiście od razu przeszło, że może ktoś był w okolicy i go znalazł. Poszkodowany od razu umieszcza ogłoszenie na Facebooku na grupie okolicznych mieszkańców, jednak bez odzewu. Telefon został zgłoszony w Apple jako zgubiony i wydawało się, że temat tak się zakończy.
Mija dokładnie sześć miesięcy, 6 marca dzwoni do znajomego nieznany numer. Odbiera. Gość po drugiej stronie przedstawia się, mówiąc, że znalazł ogłoszenie na Facebooku sprzed pół roku i chciałby zweryfikować, czy telefon, który znalazł podczas fotografowania ptaków nad jeziorem, może należeć do mojego znajomego. Wszystko się potwierdza. To zguba. Szok! Okazuje się, że przeleżał nietknięty w krzakach na podmokłym terenie przez pół roku… pod śniegiem.
Znajomy od razu dzwoni do mnie, cieszy się ze znaleziska. W trakcie rozmowy zaczęliśmy zastanawiać się, co z nim zrobić. Może uda się odzyskać z niego chociaż jakieś dane, bo nie był przez dłuższy czas przed zgubieniem backupowany do iCloud. Dzwonię do chłopaków z MacLife i pytam się, co zrobić w takiej sytuacji. Czy przywieźć go do nich, aby go oczyścili i może dane wyciągnęli? Tymczasem odpowiedź z ich strony jest prosta i szybka:
„iPhone 11 Pro jest turbowodoszczelny, jeśli nie był uszkodzony, to wyczyśćcie go i podłączcie do ładowania. Powinien ruszyć”.
Faktycznie, telefon jest w doskonałym stanie. Brudny, ale niepopękany ani nieporysowany. Był w obudowie. Widać tylko wilgoć pod pleckami i… pajęczynę w złączu Lightning. Czyścimy i podłączamy do ładowania. Kolejny szok! Od razu pojawia się ikona rozładowania, a po paru minutach telefon wstaje, jakby nigdy nic. Po naładowaniu do pełna MacLife zrobił test serwisowy telefonu i wiecie co? iPhone 11 Pro przeszedł go bez żadnych uwag, wszystko na zielono. Jedyna dodatkowa informacja brzmiała: „telefon nie był backupowany w ostatnich dwóch tygodniach”… Komedia! Po pół roku leżenia w wilgoci bateria pokazuje 97% sprawności, a umyty telefon wygląda i działa jak nowy.
Niezwykle pozytywna historia. Pokazująca, że z jakiegoś powodu te telefony są uznawane za jedne z najlepszych na rynku, jeśli nie najlepsze. Znajomy na koniec powiedział, że po tej przygodzie jest już pewien, że nigdy nie kupi innego telefonu niż iPhone. Ja się mu nie dziwię.
Komentarze: 3
Najlepsze z tego wszystkiego, to uczciwy znalazca.
Sam zgubiłem nowego iPhone’a na imprezie w lokalu i ktoś na szczęście oddał na bar.
W moim przypadku dwie osoby zachowały się prawidłowo.
Myślę, że spora część ludzi ma świadomość tego, że taki telefon jest bezużyteczny dla kogoś innego niż właściciel… ale z drugiej strony wolę wierzyć, że jednak trafiło na dobrych ludzi.
Uczciwość to jedno, a drugie to fakt, że wszyscy już wiedzą, że znaleziony iPhone nie nadaje się kompletnie do niczego…