Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Devialet Gemini – reaktor w uchu

Devialet Gemini – reaktor w uchu

1
Dodane: 3 lata temu

Devialet długo kazał czekać na swoje pierwsze słuchawki true wireless. Spodziewałem się, że będą dobre, lecz się myliłem. Gemini są niemal doskonałe.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 6/2021


Bezprzewodowe pchełki pojawiły się w ofercie większości producentów sprzętu audio, przez co konkurencja na rynku jest spora. W przypadku segmentu premium wygląda to trochę inaczej, modeli jest mniej, aczkolwiek większość z nich zbiera pozytywne opinie. Z ceną sięgającą niemal 1400 PLN Devialet Gemini jest jedną z najdroższych propozycji dostępnych na rynku. Marka zawsze jednak zapewniała najwyższą jakość brzmienia, a i tym razem nie zrobiła wyjątku. Jak na tak drogie słuchawki Gemini wyglądają bardzo klasycznie. Mają prostą bryłę z dwoma wgłębieniami na froncie, nawiązującymi kształtem do wyglądu bocznego panelu głośników Phantom Reactor. Wykonano je z porządnego plastiku, matowego na korpusie i delikatnie błyszczącego na froncie. Ich kształt sprawia, że za dopasowanie do ucha odpowiadają przede wszystkim gumowe nakładki. W komplecie dostajemy cztery komplety w różnych rozmiarach. Zdecydowanie nie są to słuchawki sportowe, nie trzymają się w uchu wystarczająco mocno, ale do chodzenia po mieście z powodzeniem wystarczą. Dzięki temu, że mają IPX4, niestraszny im deszcz (mogą zostać zawilgocone). Integralną częścią zestawu jest etui, zaprojektowane tak, by przede wszystkim robić wrażenie. Klapka odsuwa się w górę, a działanie mechanizmu przywodzi na myśl telefony sprzed 15 lat, które często były właśnie „sliderami”. Do ładowania go służy port USB-C, ale można też użyć ładowarki bezprzewodowej w standardzie Qi. Etui wykonano równie solidnie, co słuchawki, mam nadzieję, że tyczy się to również mechanizmu klapki (machinalnie otwieram ją i zamykam, gdy etui trafia w moje ręce). Niestety, jest dość grube, przez co noszone w kieszeni spodni może przeszkadzać. Pozwala za to doładować słuchawki do pełna nawet trzykrotnie, co daje łącznie do 24 godzin pracy z włączonym ANC. Akumulatory słuchawek wytrzymują bowiem sześć godzin, a po wyłączeniu ANC nawet osiem.

Gemini nie mają żadnych przycisków – ich frontowe panele są dotykowe. Nie przepadam za takim rozwiązaniem, ale tu sterowanie jest na tyle proste, że na co dzień się sprawdza. Pojedyncze stuknięcie wstrzymuje lub wznawia odtwarzanie, podwójne może przełączyć na następny utwór lub wywołać asystenta głosowego (nie da się niestety przypisać dwóch różnych akcji do każdej ze słuchawek). Przytrzymanie służy natomiast do przechodzenia między trybem transparentnym (gdy słyszymy otoczenie) a ANC. Ten pierwszy jest jednym z najlepiej przemyślanych, jakie miałem okazję testować. Po włączeniu go słyszymy dźwięki otoczenia, ale selektywnie – wciąż wycinana jest część pasma, w której nie mieści się ludzka mowa. Dzięki temu jeszcze lepiej słyszymy innych, choć możemy już nie odnotować zbliżającego się pojazdu. Tryb transparentny ma dwa poziomy intensywności działania, więc można go dostosować do aktualnych potrzeb. W przypadku ANC poziomy są aż trzy i bardzo żałuję, że nie mogłem przetestować w docelowych warunkach najwyższego z nich. Nazwano je kolejno „low”, „high” i „plane”, dwóch pierwszych używałem zamiennie, w zależności od tego, czy korzystałem ze słuchawek w mieszkaniu lub innym, dość cichym miejscu, czy też na ulicy. Nie znalazłem jednak zastosowania dla najwyższego poziomu, bo nie przebywałem w tak dużym hałasie, by różnica w wyciszaniu pomiędzy „high” a „plane” była zauważalna. Było za to słychać trochę większe szumy, więc ostatecznie na ulicy korzystam co najwyżej ze środkowego poziomu. Jakość wyciszenia jest świetna, porównywalna z Bose QC Earbuds. W przypadku Bose jest odrobinę lepiej, natomiast mam wrażenie, że wynika to też z lepszego dopasowania do ucha i szczelniejszego zatkania kanału słuchowego.

Testowane słuchawki są na tyle złożonym urządzeniem, że korzystanie z nich bez aplikacji nie pozwala wykorzystać w pełni ich potencjału. Appka Devialet jest bardzo dobrze zaprojektowana: na głównym ekranie pokazuje stan naładowania obu słuchawek lub etui, poniżej wyświetla się też suwak zmiany trybu pracy i przełączniki do regulacji poziomu ANC i transparentności. W menu ustawień możemy natomiast zmienić korekcję brzmienia, oprócz kilku gotowych presetów możemy też stworzyć ręcznie własny, a także zmienić balans dźwięku. Warto spędzić tu chwilę, bo domyślny, płaski korektor nie nadaje się do każdego rodzaju muzyki (najbardziej spodobało mi się ich brzmienie przy delikatnie zmodyfikowanym presecie „Dynamic”). Aplikacja pozwala też włączyć automatyczne pauzowanie muzyki po wyjęciu słuchawki z ucha. Ta funkcja niestety nie działała prawidłowo w przypadku mojego egzemplarza Gemini i to pomimo zainstalowania najnowszej wersji oprogramowania. Czasami odtwarzanie było wstrzymywane dopiero w momencie włożenia obu słuchawek do etui. Z nielicznych opinii użytkowników wiem, że nikt inny nie miał tego problemu, być może jest to więc kwestia tego egzemplarza.

Od strony technicznej Devialet Gemini są dopracowane w każdym calu. Obsługują kodeki aptX, AAC oraz SBC, mają też autorską technologię Ear Active Matching, która na bieżąco dopasowuje brzmienie do kształtu kanału słuchowego. Słuchawki swoim brzmieniem przypominają mi mocno Phantom Reactor 600. Grają bardzo równo, wszystkie częstotliwości są tak samo dobrze słyszalne, bez wyraźnego podbijania którejkolwiek z nich. Dźwięk jest niesamowicie czysty i szczegółowy, słychać też dużą przestrzeń. Nawet najdrobniejsze dźwięki w tle są słyszalne, nie giną zdominowane przez mocniejsze instrumenty. Bardzo podoba mi się w nich też to, że w razie potrzeby potrafią zejść z basem bardzo nisko, a także uderzyć nim niemal filmowo. Nie udało mi się znaleźć utworu, który sprawiłby, że brzmiałyby źle. Są jednak bezlitosne dla kiepskiego masteringu, wyraźnie słychać też, gdy muzyka jest w jakości bezstratnej.

Debiut Devialet na rynku słuchawek bezprzewodowych jest bardzo udany. Gemini sprawdzają się wyśmienicie w domu i w ruchu, dostarczając fenomenalną jakość brzmienia oraz świetne ANC. To zdecydowanie najlepiej brzmiące słuchawki true wireless, jakich używałem – porównywalnej jakości w dokanałówkach doświadczałem dotąd wyłącznie w przypadku konstrukcji przewodowych. Nie obyło się co prawda bez drobnych problemów, takich jak nie zawsze działające wykrywanie wyjęcia słuchawki z ucha – trudno powiedzieć, czy to wada egzemplarza, czy oprogramowania, ale po opiniach innych użytkowników sądzę, że nie jest to powszechny problem. Na co dzień korzystam z AirPodsów Pro, bo są dobrym kompromisem między jakością a wygodą. Devialet Gemini są pierwszymi słuchawkami, które mogłyby je zastąpić.

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1

Sprzęty od Devialeta mają coś w sobie z Fancji, design i jakość w najwyższym standardzie, chciałbym stestować te słuchawki, bo devialet phantom reactor już zmienił moje oczekiwania względem głośników to ciekaw jestem czy tutaj też coś takiego się stanie.