Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu ASUS ROG Zephyrus G15 – biały potwór

ASUS ROG Zephyrus G15 – biały potwór

0
Dodane: 3 lata temu

Jest biały, smukły i piekielnie szybki. Po uruchomieniu wita nas drapieżnym dźwiękiem. Nie, to nie samochód sportowy – to najnowszy Zephyrus, czyli gamingowy laptop z serii ASUS ROG.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 4/2021


ASUS ROG Zephyrus G15 GA503, bo tak brzmi jego pełna nazwa (choć pozwólcie, że będę używał jakiejś skróconej formy), to kolejna odsłona potężnych, gamingowych laptopów od firmy ASUS. Jest produktem premium i czuć to od samego początku, czyli otwarcia pudełka. Sprytny, kartonowy mechanizm podnosi laptop, gdy tylko otworzymy wieko pudełka, dzięki czemu bez problemu go wyciągniemy. Na wewnętrznej stronie wieka, na czarnym, matowym kartonie, widnieje ładny, lakierowany napis Republic Of Gamers (zwracam na to uwagę, bo to takie moje zboczenie zawodowe).

Prócz samego laptopa w kartonie znajdziemy także pudełko ze skróconą instrukcją, kartę gwarancyjną oraz oczywiście zasilaczem. Ten ostatni jest dość słusznych rozmiarów, bo też ma co zasilać.

Jak wspomniałem na wstępie, Zephyrus G15, który do mnie przyszedł, jest w kolorze białym. W ofercie znajduje się także wersja w bardziej tradycyjnym, ciemnoszarym malowaniu. To, co rzuca się w oczy, to specyficzny wygląd pokrywy. Podobnie jak obudowa wykonana jest ze stopu magnezu i aluminium, ale białe malowanie jest perforowane. W efekcie, gdy na pokrywę pada światło, daje bardzo ciekawy efekt pryzmatycznego połysku.

Po bokach znajdziemy standardowo szereg portów, a przynajmniej z lewej strony. Tam bowiem umieszczono port zasilający (dziwnie jak dla mnie – pośrodku), HDMI, Ethernet, USB-A, 2 porty USB-C oraz wejście audio. Z prawej strony jest tylko jeden port USB-A oraz czytnik kart pamięci.

Czas na odchylenie pokrywy. Tę można ustawić pod kątem 180° do obudowy dzięki zawiasowi ErgoLift, więc komputer można trzymać na podniesionych kolanach w pozycji leżącej i na przykład komfortowo oglądać filmy.

Kolejna kwestia to klawiatura. Bardzo przyjemna, miękka, mocno przypomina mi w skoku starsze klawiatury stosowane w MacBookach, może jest nieco twardsza, ale minimalnie. Oczywiście jest podświetlana. Rozstaw klawiszy jest bardzo wygodny. Co więcej, nad głównym układem mamy jeszcze pięć przycisków – cztery z lewej i jeden z prawej strony. Te pierwsze służą do zmiany poziomu głosu, wyciszenia mikrofonu oraz włączenia aplikacji Armoury Crate, która służy między innymi do przełączania laptopa w tryb wydajnościowy, oszczędzania energii itd. Wspomniany osobny przycisk, ten z prawej strony, to nic innego jak włącznik. Ale dodatkowo spełnia również funkcję czytnika linii papilarnych. Dzięki niemu zalogujemy się do systemu bez wpisywania hasła. Co ciekawe, choć w opisie funkcja czytnika jest wspomniana, to w specyfikacji technicznej przy rubryce Czytnik linii papilarnych widnieje napis brak i to samo kopiują między sobą wszystkie sklepy, w których laptop jest dostępny. Niemniej jednak mogę potwierdzić, że ów czytnik jest i nawet działa, choć czasem nie chciał załapać mojego palca za pierwszym razem.

Warstwę zewnętrzną mamy już więc za sobą, pełnia potęgi kryje się natomiast w środku. Sercem Zephyrusa G15 jest procesor AMD Ryzen 5900HS o taktowaniu 3,1 GHz. Wspomaga go 32 GB pamięci RAM DDR4 o częstotliwości 3200 MHz. Za grafikę odpowiedzialna jest laptopowa wersja NVIDIA GeForce RTX 3080 o pamięci 8 GB. Do tego mamy jeszcze 1 TB dysk wpięty w magistralę M.2 NVMe PCIe. ASUS nie oszczędził więc na niczym. Choć może niektórzy chcieliby więcej pamięci RAM w karcie graficznej (wersje desktopowe mają 10 GB pamięci).

No i wreszcie monitor – pod matową powłoką znajdziemy matrycę IPS o przekątnej 15,6 cala i rozdzielczości WQHD, czyli 2560 × 1440 px i odświeżaniem o częstotliwości 165 Hz. Mam raczej zwykły monitor (odświeżanie na poziomie 75 Hz) i muszę powiedzieć, że różnica jest kolosalna, jeśli chodzi o płynność dosłownie wszystkiego.

Patrząc na powyższą konfigurację, do głowy przychodzi mi jedno słowo – potwór. Ale nie jakiś ociężały i przerośnięty, tylko smukły i zwinny! Do tej pory laptopy gamingowe kojarzyły mi się ze sprzętem przenośnym tylko w… przenośni. Bo zawsze miałem przed oczami produkty masywne, ciężkie i nieporęczne. Przyznam się bez bicia, że z serią ROG Zephyrus stykam się pierwszy raz (po prostu wcześniej laptopy tego typu nie były obiektem mojego zainteresowania). I muszę przyznać, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Po pierwsze właśnie swoimi gabarytami i wagą – tylko niecałe 2 kg. No a po uruchomieniu…

Po uruchomieniu przywitał mnie dźwięk, który wyróżnia produkty ROG. Tak jak Apple miało do niedawna swoją melodyjkę przy starcie, tak i Zephyrus G15 ma swój metaliczny „szłing”, a przynajmniej taką onomatopeję bym zaproponował. Dźwiękowi towarzyszy też pojawienie się logo ROG, aby po chwili przywitał nas system, oczywiście Windows 10. Do zalogowania posłuży nam wspomniany już czytnik linii papilarnych, a gdyby jednak zdarzyło się, że nie załapie palca, to pozostaje tradycyjna metoda wprowadzenia hasła.

System, jak można spodziewać się po całej specyfikacji technicznej, wręcz śmiga. I nie dlatego, że tak szybko kręcą się wiatraczki, bo te są niesłyszalne pod małym obciążeniem. Po prostu wszystko działa lekko i szybko. Zephyrus ma wbudowany duży gładzik, przykryty szkłem i dzięki temu jeszcze łatwiej sterować kursorem. Choć z drugiej strony nieraz zdarzało się, że laptop wyłapywał ruch, gdy, mógłbym przysiąc, miałem rękę nad gładzikiem. Bardzo płynnie i dobrze działają natomiast gesty na gładziku. I choć wiadomo, że w grach, które wymagają użycia myszy, raczej żaden gracz nie będzie korzystał z gładzika, to dobrze wiedzieć, że ten ostatni sprawi się nieźle do innych, mniej wymagających zastosowań.

Przejdźmy do esencji, czyli grania. Jeśli są tu osoby, które czytają moje teksty, to być może pamiętają, że wydajność komputera lubię sprawdzać przy pomocy jednej z moich ulubionych gier – ARK Survival Evolved. Nie jest to jakiś nowy tytuł, ale potrafi wycisnąć ze sprzętu ostatnie poty. A jak sprawa przedstawiła się w pojedynku z Zephyrusem G15? Otóż miło mi poinformować, że odpaliłem ARK-a w najlepszej możliwej konfiguracji i wszystko w końcu śmigało, nic się nie zacinało! Choć gdyby ARK obsługiwał technologię Ray Tracing, to mógłby stanowić większe wyzwanie dla tego laptopa.

Oczywiście podczas grania jasne jest, że komputer pracuje pod większym obciążeniem. To wiąże się z wydzielaniem ciepła, które musi być usunięte na zewnątrz. Tym zadaniem zajmuje się układ chłodzenia i radzi sobie bardzo dobrze. Przestrzeń do wymiany powietrza zajmuje niemal połowę powierzchni boków laptopa, dlatego pewnie gniazdo zasilające jest tak bardzo wysunięte do przodu względem innych, bardziej tradycyjnych konstrukcji. Ciepłe powietrze jest więc wypychane na boki i do tyłu urządzenia. O ile mamy dużo miejsca wokół laptopa, to nie powinno nam to w ogóle przeszkadzać, jeśli trzymamy ręce blisko komputera, np. z prawej strony na myszce, to będzie je owiewało ciepłe powietrze. I nie wiem, jak u Was, ale w moim przypadku po dłuższym czasie taki wpływ na rękę zaczyna po prostu podrażniać jej skórę.

Pozostaje jeszcze dźwięk, bo w końcu to też jest ważne w graniu, prawda? Tu sprawa przedstawia się podobnie jak z gładzikiem. Może z tą różnicą, że gładzik jest jeden, a wbudowanych głośniczków w Zephyrusie jest aż sześć. To sprawia, że dźwięk, jak na laptop, jest bardzo przyjemny. Jeśli oglądamy jakieś treści na YouTube, to podejrzewam, że w 99% przypadków system dźwiękowy dostarczy nam wystarczających wrażeń, aby nie było potrzeby podłączania słuchawek czy głośników zewnętrznych. Ale podobnie jak z gładzikiem, nie będziemy chcieli raczej korzystać z głośników, gdy na przykład rozgrywka opiera się na wrażeniach audio. Wtedy sięgniemy po coś lepszego. Niemniej jednak system dźwiękowy w G15 jest bardzo porządny do zwykłych zadań.

Co odróżnia laptop od stacjonarnego komputera? Ano to, że ten pierwszy może działać zazwyczaj o wiele dłuższej bez zasilania z gniazdka. Z Zephyrusem jest podobnie. Bateria o pojemności 90 Wh wystarczy na ponad 10 godzin zwykłego użytkowania (np. oglądania filmów czy surfowania po internecie). W przypadku gier jest to oczywiście wartość mniejsza. Mnie udało się wyciągnąć około dwie godziny. Jeśli energii zacznie brakować, z pomocą przychodzi załączona ładowarka, która wspiera szybkie ładowanie. W ciągu pół godziny jest w stanie doładować baterię do połowy. A jeśli akurat nie mamy ze sobą zasilacza, to pomocny może się okazać choćby powerbank, o ile tylko łączy się przez USB-C.

Czas chyba przejść do podsumowania. Powtórzę więc jeszcze raz – Zephyrus G15 to potwór, jeśli chodzi o prędkość i płynność działania. To również ładny potwór – ze zwinną i smukłą sylwetką, której jednak nie brakuje ostrego zacięcia. To wreszcie także drogi potwór. Ponad 13 000 zł to nie jest mała kwota, choć z drugiej strony wielu z nas ma MacBooki, które tyle kosztowały. A ta maszyna, z takimi podzespołami, może podziałać kilka ładnych lat i się zwrócić, jeśli oprócz gier wykorzystamy ją również do pracy, bo w końcu z tym także nie powinna mieć problemu.

Producent: ASUS

Maciej Skrzypczak

Użytkownik sprzętu z nadgryzionym jabłkiem, grafik komputerowy, Redaktor iMagazine.pl. Mastodon: mcskrzypczak@c.im

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .