Rzucanie palenia
Palę od dawna. Bardzo dawna. Wszyscy „u nas” palili i większość nadal pali. Jakiś czas temu jednak postanowiłem rzucić, ale chciałem to zrobić w miarę bezboleśnie. Tak się jednak nie da, zawsze będzie się cierpiało.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2022
Jak miałem dwadzieścia parę lat, to miałem w życiu cztery miesiące, podczas których byłem wolny od fajek. Detoks zajął mi od pięciu do siedmiu dni i polegał na tym, że zamknąłem się w mieszkaniu z zapasem picia i jedzenia, które nie wymagało wysiłku w przygotowaniu do spożycia. Dodatkowo pozbyłem się wszystkich zapalniczek i popielniczek. Zapewniłem sobie też bogatą bibliotekę filmową oraz gier na komputerze, aby mieć jakieś zajęcie. Najważniejsze dla mnie było niewychodzenie z domu, bo każde wyjście skończyłoby się na odwiedzeniu pobliskiego kiosku. Nie pamiętam teraz, jak to dokładnie wyglądało, ale albo spaliłem ostatniego papierosa wieczorem, przed snem, albo rano, po przebudzeniu się. Raczej to drugie. Do wieczora jakoś funkcjonowałem, ale czułem się coraz gorzej. Skończyło się na tym, że leżałem na kanapie przed telewizorem i nie miałem ochoty nawet patrzeć na to, co się tam wyświetlało. Zasnąłem, obudziłem się, leżałem zalany potem i wstawałem tylko do łazienki. Nic nie jadłem, niewiele piłem. Niedługo później pojawiły się pierwsze drgawki i detoks zaczął się na dobre. Tak przeleżałem 3–4 dni, na tej kanapie, zalany potem i pragnieniem. Ale wytrzymałem i po pięciu dniach jakoś zacząłem funkcjonować.
Byłem wolny od papierosów przez najbliższe cztery miesiące, dopóki nie nastąpiło wydarzenie, które mnie zdenerwowało, ujmując to szalenie delikatnie. Wieczorem wpadł do mnie przyjaciel. Z flaszką oczywiście. No i napiliśmy się. Ale alkoholu nie da się pić bez fajki, więc zapaliłem tego „cudzesa”. Potem kolejnego. Mało co się nie porzygałem, takie to było niedobre, ale po tak długiej przerwie palenie dodatkowo dawało lekki haj, więc w lepszym, pozornie, humorze poszedłem spać. A rano poszedłem do sklepu i kupiłem paczkę fajek. Taką na specjalne okazje, od święta. Dwa lub trzy dni później okazało się, że specjalnych okazji było na tyle dużo, że poszedłem po kolejną. No i palę do… nawet nie wiem kiedy, jeśli interesuje Was konkretna data, ale „do dzisiaj”.
Kilka tygodni, a może już nawet miesięcy temu, postanowiłem jednak rzucić palenie, ale tak na poważnie. Podobnie, jak ten 70-letni Irlandczyk, który rozpisał sobie plan przestania picia piwa na 50 lat, rozplanowałem całość. Najpierw przesiadłem się na Glo i paliłem go zamiast oraz obok papierosów, co zredukowało liczbę spalanych fajek o 1/3. Glo, podobnie jak Iqos, polega na podgrzewaniu tytoniu i jest rzekomo bezpieczniejszy dla nas, ale nie ma na to niezależnych badań. Za krótko zresztą podgrzewamy tytoń, aby można było wyciągnąć jakieś wiarygodne wnioski. Niestety, nie podszedł mi i bardzo drażnił gardło, przez co go odstawiłem i nabyłem Iqosa. Ten okazał się lepiej do mnie dopasowany i sukcesywnie redukował liczbę spalanych papierosów. Pewnego dnia spaliłem ich już tylko sześć, a resztę podgrzałem. Iqos może i jest bezpieczniejszy, ale na pewno nie jest tańszy – paczka kosztuje tyle samo, co tradycyjnych. To był więc środek tymczasowy i jak już doszedłem do tych sześciu spalanych fajek dziennie, to nabyłem coś, co nazywają mod. To urządzenie, do którego mocuje się ustnik i grzałkę, które podgrzewają tzw. liquid tak mocno, że zamieniają go w parę. Było sporo badań na temat szkodliwości vapingu w porównaniu do papierosów. Większość z tych badań obalili Ci sami naukowcy, którzy wykonali te pierwsze, ale na to potrzebnych było kilka ładnych lat. Dzisiaj nie ma nadal jednoznacznej opinii, ale spodziewam się, to zdrowsze od palenia papierosów, co nie znaczy, że vaping nie jest szkodliwy. Nie jestem całkowitym idiotą. Dzisiaj mam dwa urządzenia do vapingu – jedno większe, bardziej „wypasione”, którego używam w domu, bo jest nieporęczne oraz drugie, mniejsze i smuklejsze, którego używam poza domem.
Przesiadając się na vaping, musiałem dobrać sobie odpowiedni liquid – płyn z nikotyną. Tych jest mnóstwo, od smakowych po zapachowe i cholera wie, co jeszcze. Ponoć najbardziej szkodliwe są właśnie te dodatki, więc wybrałem najbardziej neutralny, jaki znalazłem. Jak się okazało, za pierwszym podejściem trafiłem w dziesiątkę i liquid przypadł mi do gustu. Oczywiście wybrałem ten o mocy 18 mg nikotyny, żeby nie cierpieć. Podczas przestawiania się na vaping sukcesywnie odstawiałem Iqosa i dzisiaj już sięgam do niego bardzo rzadko, chociaż w ciągu ostatnich dni częściej, ale o tym za chwilę. Po 18-tce przesiadłem się na 12-tkę, co było w miarę bezbolesne, a potem na 6-tkę, z okresem przejściowym, gdzie mieszałem oba, uzyskując coś w rejonie płynu z 9 mg nikotyny. Niedawno wziąłem się za 3-kę, mieszając ją od czas do czasu z 6-tką. No i zaczął się mój kryzys i nie wiem, z czego on wynika…
Nie mogę teraz znaleźć linka, ale ponoć nikotyna zatrzymuje się w naszych komórkach czy innych partiach ciała, więc organizm ją sobie zużywa, gdy likwidujemy jej dostawy. To może nie być prawda. Niezależnie od tego, gdy przesiadłem się na 3 mg, to poczułem się bardzo źle, trochę jak podczas detoksu wiele lat temu. Nie wiem, czy zapasy nikotyny się skończyły, czy są na wyczerpaniu, czy to po prostu jakaś silniejsza reakcja na niewielką ilość nikotyny, jaką teraz „palę”, ale jest mi źle. Denerwuję się łatwo, jestem niespokojny, często nie mogę się skupić na wykonywanym zadaniu i zostawiam je rozgrzebane, przesiadając się na inne. Ten brak możliwości skupienia jest irytujący jak cholera, bo jak zaczynam jeden temat i go nie kończę, np. pisać ten artykuł, to potem tracę czas na przypomnienie sobie tego, co miałem napisać i wszystko zajmuje mi dłużej. W każdym razie wróciłem do Iqosa i podgrzewam kilka wkładów dziennie, ale jednak. 3-kę nadal mieszam z 6-tką, ale ta druga mi się już kończy, więc zaraz będę „leciał” tylko na tej pierwszej. Potem będzie okres na vapingu liquidu bez nikotyny, a finalnie, mam nadzieję, uda się to całkowicie odstawić.
Myślałem, że pisząc te słowa, będzie mi łatwiej. Ale nie jest. Nadal chce mi się zapalić „normalną” fajkę. Ciężko jest mi przechodzić obok sklepu, w którym sprzedają papierosy. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak ciężko mi było na wyjeździe służbowym, gdzie wszyscy wokół palili. Powstrzymałem się. Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem. Odstawienie palenia oznacza również odstawienie alkoholu, bo u mnie to drugie nie istnieje bez tego pierwszego. Szkoda. Bardzo szkoda.
Trzymajcie kciuki, może się uda.