Upadek: Sprawa Boeinga a Apple
Na Netfliksie pojawił się ciekawy dokument na temat trzech katastrof związanych z lotnictwem w ostatnich paru latach. Opowiada o dwóch tragicznych wypadkach nowiusieńkich Boeingów 737 Max, w których zginęło 346 osób oraz o upadku kultury opartej na inżynierii w firmie, która je wyprodukowała – w Boeingu.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 3/2022
Sam dokument jest wyważony i nie stara się dramatyzować pewnych wydarzeń, jak to w zwyczaju mają Amerykanie. Zawiera też zaskakująco wiele szczegółowych twierdzeń. Jeśli sam film Wam nie wystarcza i chcecie się dowiedzieć więcej szczegółów na temat MCAS, jack screw i tego, jak to wszystko działa, to mogę Wam polecić kanał Mentour Pilot na YT. Wracając jednak do upadku najważniejszej wartości w Boeingu – dbania o perfekcję i bezpieczeństwo swoich pasażerów – to ich fuzja z McDonnell Douglas rozpoczęła łańcuch wydarzeń, który doprowadził do wielu niedopuszczalnych sytuacji, w których np. pracownicy firmy mieli potrącane pensje za zgłaszanie usterek, a przepychanie nowego samolotu przez proces certyfikacji bez przeszkolenia pilotów i ukrywanie działania MCAS było robione kosztem wszystkich ich tradycji, w tym dbania przede wszystkim o bezpieczeństwo.
To porównanie Boeinga z Apple nie jest oczywiście perfekcyjne i jest bardzo mocno streszczone, aby nikogo nie zanudzać, ale są pewne podobieństwa.
Winy obecnego stanu firmy można szukać w wielu aspektach zmian po fuzji Boeinga z McDonnell Douglas, ale jedną z nich było niewątpliwie zaspokajanie żądań i oczekiwań Wall Street. To z kolei przypomniało mi o zmianach, jakie Apple przechodzi w ciągu ostatniej dekady pod rządami Tima Cooka. Nie wątpię, że obecny CEO był świetny w tym, co robił, ale za czasów Steve’a Jobsa. Dzisiaj, z perspektywy czasu i wielu różnych wtop, trudno mi zaakceptować jego miejsce w hierarchii firmy jako CEO. Steve oczywiście miał „to coś” i nie był wolny od podejmowania błędnych decyzji, ale za tym wszystkim stało przekonanie, że Apple to firma, która wyznaje zasadę tworzenia jak najlepszych produktów, a jeśli to im się powiedzie, to za tym przyjdą zyski. Podobnie postępował kiedyś Boeing. Dzisiaj Tim Cook jednak próbuje wycisnąć każdego centa z wszystkiego, co się da. W komplecie z komputerami nie ma ściereczek, z telefonami nie ma ładowarek (cena telefonów nie spadła o te ładowarki), firma wiele lat wstrzymywała się z przeprojektowaniem wadliwej klawiatury w MacBookach z lat 2016–2019 i wiele lat chowała głowę w piasek w związku z konstrukcją „trashcan Mac Pro” (modelu w kształcie kosza na śmieci). Nawet ładowarka do MacBooków do niedawna składała się z dwóch niezależnych elementów – samego zasilacza i kabla do niego. Tego typu przykładów jest mnóstwo i jedyne, z czego możemy się naprawdę cieszyć, to fakt, że Apple nie produkuje samolotów. Trochę obawiam się, co będzie, gdy wejdą na rynek samochodów… No i nie przestaję się zastanawiać, co by było, gdyby to Scott Forstall został CEO.
(…) wystarczy sekunda, aby stracić to, na co pracowało się dekadami (…)
To porównanie Boeinga z Apple nie jest oczywiście perfekcyjne i jest bardzo mocno streszczone, aby nikogo nie zanudzać, ale są pewne podobieństwa. Obie firmy dla wielu osób straciły „to coś”, tę magię, tajemniczy składnik, który czynił je wyjątkowymi. Boeing bardziej niż Apple w moim przypadku, tego nie ukrywam, ale jednak. Przyznam też, że firma z Cupertino trochę nadrobiła u mnie najnowszymi MacBookami Pro z M1 Pro/Max, ale to jeszcze za mało, o wiele za mało, aby odbudować pełne zaufanie.
Zmierzam w każdym razie do tego, że wystarczy sekunda, aby stracić to, na co pracowało się dekadami. Teraz pozostaje poczekać, aby zobaczyć, co przyniosą kolejne i czy obie firmy będą starały się to zaufanie i tę magię odbudować.