Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu MINI Cooper SE – taki sam, tylko bez spalin

MINI Cooper SE – taki sam, tylko bez spalin

0
Dodane: 2 lata temu

Małe, miejskie samochody są zazwyczaj nieprzesadnie drogie i proste, wszak poruszają się na krótkich dystansach, więc priorytetem jest rozmiar, a nie wyposażenie. MINI Cooper SE nie tylko zalicza się do segmentu premium, ale i pokazuje, że w niewielkim aucie można zmieścić mnóstwo doskonałych rozwiązań.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2021


Podziwiam konsekwencję, z jaką projektanci MINI trzymają się zapoczątkowanego lata temu wzornictwa. Pomimo tego, że auta stopniowo rosną, MINI Cooper SE pozostaje tak samo małym i zgrabnym pojazdem, jakim był kilkanaście lat temu. Dołożenie napędu elektrycznego i baterii również nie sprawiło, że urósł zauważalnie względem swojego benzynowego odpowiednika. Jest niecałe 2 cm wyższy, ale i ponad 2,5 cm krótszy. Waga oczywiście się zmieniła, elektryczny MINI Cooper SE waży 1440 kg. Uważam, że jak na auto, które nie zostało od podstaw zaprojektowane jako elektryczne, a ten napęd został do niego dodany jako opcja, MINI nie idzie na żadne kompromisy pod względem przestrzeni czy ergonomii. Pod maską znajdziemy silnik, nie wygospodarowano tu miejsca na dodatkowy schowek, w bagażniku natomiast wszystkie kable można wygodnie schować pod podłogą. Do wykorzystania pozostaje 211 l pojemności – to akurat, by wrzucić torbę, kurtkę i średniej wielkości zakupy. Po złożeniu tylnej kanapy przestrzeń rośnie do 731 l. Jak na auto miejskie to wystarczająco dużo. Wizualnie MINI Cooper SE nie różni się znacząco od benzynowej wersji – ma bardziej zabudowany przód, żółty emblemat „S” oraz logo wtyczki, jakim MINI oznacza auta z napędem elektrycznym. Ponadto opcjonalnie dostępne są felgi, przypominające brytyjskie gniazdko, można też wybrać limitowane tylko do tej wersji wykończenie deski rozdzielczej czy żółte lusterka. Jeśli jednak chcemy, by nasze auto wyróżniało się tylko zieloną tablicą rejestracyjną, możemy skonfigurować jego wygląd dokładnie tak, jak w przypadku benzyniaka.

O wzornictwie MINI trudno napisać coś nowego, wszak jest niezmienne od lat. To piękne, małe auto, które zyskuje wraz z czasem, jaki w nim spędzamy. Delikatne detale, takie jak niewielki spojler tylnej klapy, ledwo widoczne logo MINI na reflektorach czy gradientowe wykończenie dachu czynią to auto wyjątkowym. Słupki B i C właściwie giną pod taflą szkła, natomiast dach poprowadzony mocno do przodu sprawia, że przednia szyba ustawiona jest bardziej pionowo niż w wielu innych autach. Wsiadając do środka, od razu zrozumiałem, dlaczego MINI porównuje wrażenia do gokarta – siedzi się nisko, a wszystkie elementy są blisko, tuż pod ręką. Widoczność jest niemal idealna: w lusterkach sporo widać, na dodatek obracają się w dół przy cofaniu, szyby są duże, a słupki wąskie. Problemem jest jedynie dach, który zasłania niemal zawsze sygnalizację świetlną, jeśli stoimy przed nią pierwsi. To uciążliwe, zwłaszcza że MINI Cooper SE jest typowo miejskim autem i takie sytuacje zdarzają się codziennie. Pomimo niewielkich rozmiarów zewnętrznych, za kierownicą komfortowo usiądzie nawet osoba powyżej 190 cm wzrostu; o dziwo nawet z tyłu miejsca jest wystarczająco, by ktoś wysoki przejechał godzinną trasę. Ponadto z tyłu oba fotele mają zagłówki. Właśnie: miejsca są dwa, co nie powinno dziwić – MINI to wąskie auto. Na środku znalazł się jedynie uchwyt na kubek. Oba miejsca z tyłu mają mocowania ISOFIX, fotel pasażera z przodu również je ma.

Wnętrze samochodu zwyczajnie cieszy swoją odmiennością. Dominuje okrągły panel na środku deski rozdzielczej, wypełniony w dużej części ekranem. Fizyczne przełączniki mają formę dźwigni, a nie przycisków – nie zmienia to niczego w ergonomii, ale używanie ich daje po prostu frajdę. Interfejs głównego wyświetlacza również zaprojektowano bardzo czytelnie i elegancko, jest niezwykle przejrzysty, a do tego można obsługiwać go nie tylko dotykowo, ale też za pomocą pokrętła przy dźwigni trybu jazdy na środkowym tunelu. To nawet wygodniejsza opcja, jeśli chcemy szybko przejść na przykład z map do multimediów. Jeśli jesteśmy już przy mapach, nie sposób nie wspomnieć o ich dokładności. Ta niestety nie jest dobra, nie widać w nich adresów, które istnieją już od ponad pięciu lat. Jeżdżąc po Warszawie, korzystałem wyłącznie z map od Google lub Apple (tak, nawet te okazały się lepsze). Ramka otaczająca środkowy panel jest podświetlana, służy nie tylko do dekoracji, ale i kontekstowo informuje o zasięgu, zbliżaniu się do przeszkody podczas cofania czy ustawieniach klimatyzacji. Za niewielką kierownicą mamy natomiast główne zegary, łączące dwa analogowe wskaźniki po bokach z wyświetlaczem na środku. Są funkcjonalne, ale ekran ma matową powierzchnię, która rozmywa obraz. Robi to zaskakująco złe wrażenie. Ponadto zegary nie mają żadnej osłony przeciwsłonecznej, co utrudnia korzystanie z nich w mocnym, popołudniowym słońcu. Wersja z konwencjonalnym napędem też nie ma osłony, niemniej zegary w niej są analogowe i za błyszczącą osłoną, co czyni je bardziej czytelnymi. Wersja, którą jeździłem, wyposażona była też w HUD. Wyświetlany jest na wysuwającej się płytce. Ta jest dość mała, co utrudnia wyregulowanie wysokości wyświetlania treści. Miałem spory problem z ustawieniem jej tak, by jednocześnie nie zasłaniać jej kierownicą, a ta z kolei nie przysłaniała zegarów. Wyświetlenie obrazu bezpośrednio na szybie byłoby znacznie lepszym rozwiązaniem; w aucie określanym przez producenta jako klasa premium wręcz wypadałoby to tak rozwiązać. HUD daje sporo możliwości, pokazuje prędkość, ograniczenia, nawigację, dane połączeń telefonicznych czy nazwy utworów bądź stacji. Zerkałem na niego częściej niż na główne zegary – jest nie tylko prostszy, ale w niektórych sytuacjach również czytelniejszy.

Na co dzień jeżdżę prawie 5-metrowym liftbackiem, dlatego bardzo szybko doceniłem kompaktowe wymiary MINI. Miałem okazję przemieszczać się nim jedynie po Warszawie i okolicy, nie pokonałem nim żadnej trasy. Sprawdziłem go jednak na krótkim odcinku autostrady i pomimo tego, że nie stworzono go z myślą o takich drogach, przy 140 km/h wnętrze pozostaje komfortowo ciche. W mieście niewątpliwą zaletą jest to, że auto mieści się właściwie wszędzie, parkowanie nie jest problemem ze względu na kamerę cofania o wysokiej rozdzielczości i dobrą widoczność. Wyposażenie również ułatwia codzienne przemieszczanie się. W niewielkim podłokietniku znalazła się ładowarka indukcyjna (aczkolwiek duży smartfon może się w niej nie zmieścić), natomiast w konsoli przedniej zainstalowano po jednym gnieździe USB-A i USB-C oraz gniazdo 12 V. Schowki nie są niestety zbyt pojemne, te w drzwiach mieszczą jedynie płaskie przedmioty, mało miejsca mamy też w schowku przed pasażerem. Obok dźwigni trybu jazdy znalazły się natomiast dwa uchwyty na kubki. MINI Cooper SE obsługuje CarPlay bezprzewodowo, a to duże udogodnienie. Do obsługi auta mamy aplikację na iOS, która pozwala zdalnie otworzyć zamki, włączyć światła czy klimatyzację. Można też ustawić harmonogram działania klimatyzacji. Program pozwala oczywiście sprawdzić też lokalizację auta, poziom naładowania akumulatora i zasięg, a także wysyła powiadomienia o stanie ładowania, jeśli podłączymy auto do zasilania. Jest też zintegrowany z MINI Charging, czyli abonamentem na korzystanie ze stacji ładowania, oferowanym przez producenta. Wtedy z aplikacji możemy zarówno wyszukać stacje, jak i rozliczyć ładowanie, skanując kod QR.

MINI Cooper SE dostał napęd, który BMW stosowało już w i3. Jednostka ma 184 KM i pozwala rozpędzić auto od 0 do 100 km/h w 7,3 s. Prędkość maksymalna według producenta to 150 km/h, natomiast zasięg według WLTP sięga nawet 270 km. Wiele zależy zarówno od stylu jazdy, jak i od ustawień auta. Dostępne są cztery tryby jazdy: Green+, Green, Normalny i Sport. Domyślnie włączony jest ten trzeci, mamy wtedy dostępną pełną moc, ale reakcja na pedał gazu nie jest gwałtowna – tryb ten jest idealny na co dzień, pozwala na bardzo płynną jazdę. Sport zaostrza reakcję na wciśnięcie gazu, zwiększa też czułość układu kierowniczego. Ponadto grafiki na ekranach oraz podświetlenie zmienia się miejscami na czerwone. Tryby Green i Green+ pozwalają oszczędzać energię, ten pierwszy zmniejsza dynamikę napędu, natomiast Green+ ma sens, gdy będziemy potrzebować każdego kilometra zasięgu, kosztem wszelkich wygód (w tym trybie wyłącza się nawet klimatyzacja). Oprócz tego mamy do wyboru dwa stopnie rekuperacji: na niższym samochód toczy się po puszczeniu gazu, na wyższym możemy natomiast jeździć niemal bez użycia hamulca, o ile tylko dobrze wyczujemy auto. Sam większość czasu korzystałem z wysokiej rekuperacji i trybu Normalnego lub Sport. Miałem też włączoną klimatyzację (gdy testowałem auto, temperatury sięgały 30 stopni Celsjusza). Realny zasięg na pełnym akumulatorze wyniósł w moim przypadku 150–160 km, co, delikatnie ujmując, nie powala. Jeśli jednak pod uwagę weźmiemy to, że MINI Cooper SE służy przede wszystkim jeździe po mieście, w którym stosunkowo łatwo znaleźć stację ładowania, zasięg nie stanowi aż takiego problemu. Auto obsługuje ładowanie z mocą do 50 kW i wykorzystuje złącze CCS. Po podłączeniu do takiej ładowarki w 30 minut udało się doładować akumulator z 18 do 85% i zyskać w ten sposób równe 100 km zasięgu. Wskazania te nie są do końca miarodajne, bo realnie udaje się przejechać od kilku do kilkunastu procent większą odległość, niemniej niedaleko im do rzeczywistości.

MINI Cooper SE został zaprojektowany tak, by dawać frajdę z jazdy – nie jest ani praktyczny, ani pojemny, ani też nie zastąpi auta z napędem spalinowym, jeśli zamierzamy pokonywać nim duże odległości. Samochód ma sportowe zacięcie, które czuć nie tylko po włączeniu trybu Sport. Fotele są dość głębokie i mają dobre trzymanie boczne, zdecydowanie lepsze, niż bym oczekiwał po aucie miejskim. Ponadto wysuwa się w nich siedzisko tak, by lepiej podpierać uda. Zawieszenie zestrojono dość sztywno, progi zwalniające czuć wyraźnie, ogólnie jednak jest całkiem komfortowo. Mimo tego, że ten sam napęd trafił wcześniej do i3, MINI Cooper SE nie jest tak gwałtowny. Przyspiesza świetnie, wyraźnie czuć, że to elektryk, poczucie kontroli nad autem i jego mocą jest jednak zdecydowanie większe niż w i3. Wrażenie to jest wzmacniane przez odgłosy generowane przez (swoją drogą świetnej jakości) system audio Harman Kardon, odniosłem wrażenie, że przy gwałtowniejszych manewrach słychać nawet imitację cichego pisku opon. Nigdzie nie znalazłem o tym informacji, ale moje wrażenia potwierdziło kilka osób, z którymi jechałem.

Jakie jest MINI, wie każdy – to jedna z najbardziej rozpoznawalnych na drogach marek, która przez lata wypracowała sobie na tyle wysoką pozycję, że teraz nie musi udowadniać już właściwie niczego. MINI Cooper SE nie ogląda się na konkurencję, która w przypadku segmentu B oferuje auta, w których priorytetem jest cena, a nie jakość. Tymczasem elektryczne MINI to auto z segmentu premium, co czuć od samego początku. Tak, jest drogim autem, docelowo dla maksymalnie dwóch osób. Tak, w trasę nim nie pojedziemy, chyba że mamy naprawdę dużo czasu na postoje. I tak, zupełnie mi to nie przeszkadza, bo MINI Cooper SE został zaprojektowany tak, by nawet dojazd do pracy dawał satysfakcję z jazdy.

Autor zdjęcia w nagłówku: Rafał Nebelski

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .