Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Threads opóźniony w Europie – nic dziwnego, to koszmar dla obrońców prywatności

Threads opóźniony w Europie – nic dziwnego, to koszmar dla obrońców prywatności

0
Dodane: 10 miesięcy temu

Wraz z premierą Threads, konkurenta Twittera opracowanego przez Meta (dawn. Facebook), narastają wątpliwości, co do tej usługi. Nieobecność tego rozwiązania w Europie wynika z kilku cech Threads, które nijak nie pasują do reguł ochrony prywatności obowiązujących w UE, ale to nie jedyny problem.

Cechą każdej aplikacji publikowanej w App Store jest to, że Apple wymaga, by opis zawierał dokładne informacje dotyczące prywatności użytkowników i przetwarzania ich danych przez obecne w sklepie Apple’a rozwiązanie. W przypadku Threads nie trzeba się zbytnio zagłębiać w ten opis, by zdać sobie sprawę, że Threads to koszmar dla obrońców prywatności. Nowa aplikacja Meta może gromadzić bardzo poufne informacje o użytkownikach w celu profilowania ich aktywności cyfrowej. Tak, dobrze czytacie: nie profilowania np. reklam wyświetlanych użytkownikom w aplikacji, lecz właśnie profilowania aktywności cyfrowej samych użytkowników!

Meta od dawna zarabia na reklamie behawioralnej, której treść ma być dostosowana do cyfrowo wygenerowanego profilu upodobań np. użytkownika Facebooka. To nie jest żadna tajemnica. Jednak Threads ma iść jeszcze dalej. Aplikacja analizuje i przetwarza dane użytkownika dotyczące zdrowia, finansów, lokalizacji, historii przeglądania i wyszukiwania, kontaktów i wiele więcej.

Threads już szczyci się przekroczeniem 100 mln użytkowników po uruchomieniu tej usługi m.in. w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i szerokiej rzeszy innych państw spoza UE. Widziałem nawet publikacje epatujące hasłem, że Threads rozwija się nawet szybciej niż ChatGPT. Cóż, nie jest to szczególnie dziwne, gdy weźmiemy pod uwagę, jak silnie jest powiązane Threads z Instagramem, usługą która sama w sobie ma ponad 2,5 miliarda aktywnych użytkowników miesięcznie.

Threads koliduje z wieloma zasadami ochrony prywatności użytkowników w UE, nie chodzi tylko o samo przetwarzanie danych, ale też o powiązanie danych Threads z danymi przetwarzanymi w ramach Instagrama, Facebooka, czy WhatsApp. Gdyby Threads był niezależnym produktem przetwarzającym dane użytkowników w obrębie tylko własnej infrastruktury, nie łamał by zasad przyjętych 5 lipca br. dwóch unijnych aktów prawnych: aktu o rynkach cyfrowych i aktu o usługach cyfrowych. Tymczasem powiązanie Threads z innymi usługami Meta jest postrzegane w UE jako oczywisty przykład korzystania z dominującej pozycji technologicznego giganta, co daje mu nie tylko przewagę nad konkurentami na rynku cyfrowym, ale też nadmierny wpływ na demokrację, prawa podstawowe, społeczeństwa i gospodarkę.

Nasz światopogląd jest kształtowany przez to, czym karmią się nasze umysły. Trudno nie doceniać roli mediów cyfrowych, sieci społecznościowych i platform e-handlu w dzisiejszym świecie, jednak platformy, które stają się zbyt duże i integrują we własnych strukturach dane przetwarzane w ramach wielu usług i produktów uzyskują wpływ na przyszłe innowacje i wybory dokonywane przez konsumentów. Gdy dodatkowo zdamy sobie sprawę, że sensem istnienia Meta jest przede wszystkim generowanie zysku, a nie dobro świata jako takiego, to pojawiają się oczywiste, moralne wątpliwości.

Dodatkowym smaczkiem, na który niewielu zwróciło uwagę jest fakt, że to nie UE zablokowała Threads. UE jedynie przyjęła akty prawne mające chronić swoich obywateli przed nadmierną, cyfrową inwigilacją i manipulacją ich wyborami. Decyzja o nie wprowadzaniu Threads na rynek UE leży w gestii Meta i samego Zuckerberga. Skąd taki wybór? Czy to nie oczywiste? Meta doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że skala gromadzenia i przetwarzania danych użytkowników Threads znacznie wykracza poza jakiekolwiek normy obowiązujące w Unii Europejskiej. Sam Zuckerberg ma zresztą wybiórcze podejście do prywatności, chroni własną, a danymi innych handluje i zarabia niespecjalnie interesując się tym, jaki to ma wpływ na tych, których dane są przetwarzane.

O jego moralności wiele świadczy ujawniony jeszcze w 2010 r. fragment rozmowy Zuckerberga z jednym z jego przyjaciół, tuż po uruchomieniu pierwszej wersji Facebooka. Wówczas 19-letni Zuckerberg napisał: „Chcesz jakieś informacje o kimkolwiek z Harvardu? Mam 4 tys. maili, zdjęć i adresów“. Gdy przyjaciel zapytał, skąd?, Zuckerberg odpowiedział: „Ludzie sami mi je przysyłali, nie wiem dlaczego. Zaufali mi. Głupie ch***”. Powierzylibyście swoje sekrety komuś takiemu?

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .