Czelendż 2023 – podsumowanie czerwca
Kolejny miesiąc mojego sportowego czelendżu za mną. Czerwiec to wreszcie piękna, letnia pogoda. To czas, w którym zaczynamy wakacje i urlopy, wreszcie to czas, w którym jesteśmy w stanie więcej się ruszać. Ja w czerwcu postawiłem na bieganie i pływanie. Cisnę dalej.
Wyniki czerwca
Tak wyglądał czerwiec:
- przebiegłem 106,33 km (6x zrobiłem 10km i 1x 15km plus krótsze dystanse)
- przepłynąłem 26,7 km (z czego 15,3km na otwartym akwenie – w morzu)
- dynamicznie przeszedłem 60,99 km
- w plenerze przejechałem 446,46 km
- miałem w sumie 2574 m przewyższenia
W “naszym” przeliczeniu, dało mi to 1666,15 km. To o ponad 300km mniej niż w maju, gdy miałem RoweroweSPA na Morawach (w trakcie którego zrobiliśmy akurat właśnie ok 300km). Dodatkowo ani razu w czerwcu nie przejechałem 100km rowerem jednorazowo. Raz planowo miałem przejechać ~105km, ale na 87km złapałem gumę i potrzebny był „wóz techniczny”…
Z drugiej strony sporo więcej biegałem i pływałem.
W czerwcu ponownie udało się zamknąć wszystkie kółka.
Kajaki na Wkrze
Jeśli mieszkacie w okolicy Warszawy to szczerze polecam jednodniowe spływy kajakowe Wkrą. Stanica wodna znajduje się w Pomiechówku i mamy do wyboru kilka długości tras. Najkrótsza – ~7km – zajmuje około 2h. Po drodze płyniemy piękną, wijącą się przez lasy trasą. Możemy cały czas płynąć lub zatrzymywać się na kąpiel lub inne atrakcje. W samym Pomiechówku jest też bardzo fajny park z opcją „spaceru w koronach drzew”, podczas którego możemy poznać jakie ptaki i rośliny żyją w okolicy. Świetna opcja na spędzenie czasu z dzieciakami.
Problemy z Apple Watch Ultra podczas pływania
Taka ciekawostka. Okazuje się, że Apple Watch Ultra w otwartych akwenach potrafi mierzyć tylko crawla lub styl dowolny. Nie mierzy klasycznego, czyli żabki. Nawet nie przeszło mi to przez myśl, że tak może być, skoro na basenie wszystko działa. Okazuje się, że trzeba czytać instrukcję w internecie, gdzie wszystko Apple opisuje. Na basenie pomiary są oparte o algorytm, i dlatego podajemy długość basenu w jakim pływamy przy starcie treningu. Na otwartych akwenach Apple Watch posiłkuje się GPS, który jak wiemy nie działa pod wodą. Płynąc crawlem wystawiamy ręce NAD wodę i to wystarczy aby łapał fixa. Gdy płyniemy stylem klasycznym, ręce mamy praktycznie cały czas pod wodą i tu jest problem.
Niestety mój fizjoterapeuta, ze względu na moją kontuzję barku zabrania mi pływać crawlem (nie zmienia to faktu, że i tak nie umiem nim pływać w taki sposób aby się nie męczyć…), z drugiej strony zaleca żabkę. Kwestia wykonywanego ruchu i używanych mięśni. A że pływanie ma dobry przelicznik, to idealnie wlicza się do naszego czelendżu. Tylko co zrobić skoro nic mi się nie zliczało?
Całe szczęście miałem ze sobą jeszcze inną „Ultrę”. Co ciekawe Amazfit T-Rex Ultra radzi sobie z tym fantem i potrafi zliczać przepłyniętą odległość w stylu klasycznym połączeniem algorytmu i GPSa. Dla pewności przepłynąłem supem ten sam odcinek, po którym pływałem i potwierdziła się odległość. Jedyny minus, to podobnie jak w Apple Watch Ultra, nie działa wtedy GPS i nie ma opcji na zapisane poprawnej mapy.
Pierwsze 15km
Pierwszy raz w życiu udało mi się przebiec ponad 15km. Już wiem, że dystans to nie jest problem. Problemem robi się czas. Przy takich dystansach zaczynamy podchodzić z treningiem pod 2h. Ciężko w takim przypadku wytłumaczyć sobie, a tym bardziej rodzinie, że nie ma się czasu na inne rzeczy. Niestety, coś za coś. Wrażenia z takiego dystansu są dość zaskakujące – rytm, który mnie satysfakcjonował złapałem dopiero około 9-10km i dalej biegło mi się idealnie, wręcz miałem wrażenie, że mógłbym spokojnie pociągnąć dalej. W lipcu planuję zrobić 21km – zobaczymy czy mi się uda.
Nowy sprzęt
Po pierwsze zdecydowałem się, siłą rzeczy, na serwis mojego roweru szosowego. Musiałem wymienić łańcuch bo już się trochę rozciągnął. Dodatkowo, niestety, gdzieś uderzyłem przerzutką, być może w transporcie, i się wykrzywiła. Serwis powiedział, że nie ma sensu prostować, bo na niewiele się to zda. W związku z tym wjechała też zupełnie nowa tylna przerzutka, do tego nowszy model. Może to nic odkrywczego, ale zmiana łańcucha i przerzutki to absolutnie inne wrażenia z jazdy – wszystko cicho i szybko chodzi. Ideał.
Druga nowość to sup. Sup choć jest przecież znany od kilku lat, to ewidentnie w tym roku jest hitem sprzedażowym. Kupiliśmy go na wyjazd wakacyjny do Chorwacji. Opcja pływania supem, albo z dopiętym siedzonkiem, jak kajakiem to strzał w dziesiątkę. Dzieciaki zachwycone. Ja też. Nawet moja Luca chętnie z niego korzystała, co mnie totalnie zaskoczyło. W Chorwacji odniosłem wrażenie, że przynajmniej co drugi turysta ma lub wypożycza supy. Jest ich zatrzęsienie. Hitem była rodzina z Czech, która miała ich…pięć. Nie wyobrażam sobie nawet jak się zapakowali do jednego samochodu z nimi wszystkimi.
Swojego supa kupiłem w… Lidlu. Znajomy, dzięki Julek, podrzucił informację, że jest „drop” do sklepów stacjonarnych modelu, który w sklepie internetowym kosztuje 1600PLN za… uwaga… 1100PLN. Produkt Mistrala, czyli dobrej, niemieckiej firmy znanej m.in. z windsurfingu. Komplet zawiera supa, wiosła, pompkę, siedzisko do pływania jak w kajaku, torbę wodoszczelną oraz plecak do przenoszenia. Świetna opcja. Przejechałem wszystkie okoliczne Lidle i dowiedziałem się od sprzedawczyni, że „Panie, rzucali po 1-2 sztuki na sklep i od razu wyprzedawały się”. Oczywiście nigdzie już ich nie było. Cóż… Ostatecznie udało się kupić przy okazji podróży służbowej mojej żony, która akurat przejeżdżała przez miasto Koło i po drodze był Lidl, w którym czekała na nas ta właśnie JEDNA sztuka.