Auto tygodnia #41 – Mitsubishi ASX
Ile Japonia ma wspólnego z Francją? Okazuje się, że całkiem sporo, przynajmniej w przypadku nowego Mitsubishi ASX. Odświeżenie modelu było już potrzebne, choć trudno nie odnieść wrażenia, że firma zrobiła je minimalnym kosztem.
Nowe Mitsubishi ASX to bliźniak ostatniego Renault Captur z 2019 roku, a więc auta o dziewięć lat młodszego od pierwszej generacji ASX. Nie sposób więc nie poczuć różnicy, choć towarzyszy temu też lekki zawód, w końcu klienci Mitsubishi nie bez powodu wybierają właśnie tę markę. Na tym zakończę narzekanie na ten manewr, wszak ostatecznie nie rzutuje to na to, jakim autem jest nowy ASX, a co najwyżej uderza w oczekiwania fanów marki bądź tego modelu. A nowe Mitsubishi jest samochodem zwyczajnie ładnym i typowo miejskim, choć kilka rozwiązań sprawia, że przyzwoicie poradzi sobie w trasie, i to ze sporym bagażem.
Linia samochodu jest bardzo uniwersalna, jedynym agresywnym elementem są reflektory przednie, które zakończono ostro, a dodatkowo w dolnych częściach umieszczono światła do jazdy dziennej.
Tylne lampy nie są już tak wyraziste, choć ich linia jest spójna z tym, co widzimy z przodu, zarówno z przodu, jak i z tyłu, mamy też komplet lamp LED. Wyjątkiem są tylne kierunkowskazy, w których z niewiadomych przyczyn umieszczono żarówki.
Auto jest całkiem wysokie, a wrażenie to potęguje jego długość i dość pionowo zakończony tył. Ogólnie jednak nie sposób nie polubić kształtu tego samochodu – mamy i głębokie przetłoczenia na drzwiach, i schodzącą w dół linię bocznych szyb, i lekko opadający dach. Wszystkie te zabiegi dodają sylwetce ASX dynamiki, która zresztą koresponduje z tym, jak auto zachowuje się na drodze.
Na dodatek testowany wariant miał 18-calowe felgi, które w tym aucie wydają się już naprawdę spore (a do tego są bardzo ładne). Do testu otrzymałem samochód z dwukolorowym nadwoziem, czarny dach w połączeniu z białą resztą wygląda świetnie i zdecydowanie warto za niego dopłacić.
Dobrze prezentuje się też przód, gdzie atrapa chłodnicy ma spore, chromowane wstawki, są też duże, prawdziwe wloty powietrza po bokach.
Tył wygląda dobrze, choć wrażenie psuje wystająca kamera cofania, wyglądająca tak, jakby ktoś dołożył ją na własną rękę. To jedyny brzydki element całości, ogólnie ASX zdecydowanie może się podobać, a wśród podobnych miejskich crossoverów wyróżnia się wręcz elegancją.
Wewnątrz testowane auto zrobiło na mnie już mniejsze wrażenie, muszę jednak zaznaczyć, że do testu otrzymałem samochód z przebiegiem ponad 30 tysięcy kilometrów, a także w nie najwyższej wersji wyposażenia, mianowicie w wariancie Intense + Style + Cold, z benzynowym silnikiem 1,3 mild hybrid, i to z sześciobiegową skrzynią manualną.
Uważam, że taki silnik może być całkiem często wybierany, podobnie jak wyposażenie, mamy tu bowiem sporo mocy i bogaty pakiet funkcji, który zdecydowanie wystarczy większości kierowców, szczególnie w mieście. Ponadto wysoki (jak na egzemplarz testowy) przebieg pozwala znacznie lepiej ocenić trwałość elementów i ich spasowanie, zdarzało mi się jeździć kilkoma nowymi samochodami, które już po niespełna dziesięciu tysiącach kilometrów zaczynały mieć różne nieadekwatne do przebiegu usterki.
Design wnętrza jest interesujący, choć nie wyróżnia się żadnymi krzykliwymi elementami. Na środku mamy wystający z deski rozdzielczej ekran dotykowy o przekątnej 7 cali (w wyższych wersjach jest też większy), poniżej którego znalazły się przyciski dotykowe do sterowania.
Jeszcze niżej mamy kolejny rząd przycisków do sterowania ogrzewaniem siedzeń czy blokowania drzwi, wygląda jednak tandetnie z uwagi na zastosowanie matowego, ale i bardzo przeciętnego plastiku. Jeszcze niżej umieszczono trzy pokrętła przedzielone kolejnymi czterema przyciskami, te służą do obsługi automatycznej, ale jednostrefowej klimatyzacji. Panel jest intuicyjny i bardzo wygodny, błyskawicznie można się do niego przyzwyczaić.
Na samym dole są dwa porty USB-A, gniazdo mini Jack oraz 12 V, a także niewielka półka. Tunel ma też dwa uchwyty na kubki oraz mały schowek pod podłokietnikiem, ogólnie jednak nie ma tu za wiele przestrzeni do przechowywania czegokolwiek. Schowek pasażera jest przeciętnej wielkości, ale już kieszenie w drzwiach są trochę wąskie, a przez to mało praktyczne.
Za kierownicą umieszczono niewielki ekran, jednak interfejs zaprojektowano tak, że mimo dużej liczby informacji na nim, wszystko pozostaje czytelne. Tym, do czego zdecydowanie trzeba się przyzwyczaić, jest kierownica, konkretniej zaś to, gdzie umieszczono elementy sterujące. Po lewej znalazł się tempomat adaptacyjny, po prawej sterowanie menu zegarów. Do obsługi multimediów służy jednak manetka za kołem kierownicy, po prawej stronie. Gdybym chwilę wcześniej nie jeździł Renault Austral, w którym zastosowano identyczny kontroler, potrzebowałbym trochę czasu, by korzystać z niej intuicyjnie – zdecydowanie nie jestem fanem tego rozwiązania.
Jakość spasowania elementów jest wzorowa, podczas jazdy absolutnie nic nie skrzypi. W dotyku wrażenia są już gorsze, bo akurat te elementy, z którymi ma się styczność, zrobiono z twardego plastiku – chodzi tu między innymi o boki tunelu czy elementy drzwi tuż pod szybami. Mamy jednak też sporo porządnych elementów, jak choćby deska rozdzielcza czy siedzenia. Te są bardzo wygodne i wyprofilowane tak, by zapewniać maksimum komfortu kosztem trzymania w zakrętach.
Oprócz tkaniny tekstylnej mamy syntetyczną skórę, ich połączenie wygląda nadzwyczaj dobrze. Choć preferuję twardsze fotele, to w samochodzie miejskim zastosowanie szerszych i bardziej miękkich jest rozsądniejszym rozwiązaniem. A jeśli o rozsądku mowa, to towarzyszył on projektantom również podczas pracy nad tylną kanapą. Owszem, jest dość płaska, a pasażer na środku nie ma przesadnie dużo miejsca, ale z tyłu mamy sporo miejsca na nogi i głowę, bez trudu będzie podróżował tu ktoś wysoki.
Ponadto kanapa jest przesuwna (choć nie dzielona), co pozwala zwiększyć przestrzeń bagażową kosztem tej dla pasażerów z tyłu. Jeśli podróżują tam dzieci w fotelikach lub przednie fotele nie są mocno odsunięte, to można tak nawet jeździć na co dzień. Bagażnik jest powodem, dla którego uważam ten samochód za taki, który może być nawet jedynym w czteroosobowej rodzinie. Jego pojemność to 422 litry, o ile zdejmiemy podłogę (pod nią jest kolejna, ale wtedy po złożeniu kanapy nie mamy płaskiej powierzchni). Po odsunięciu tylnej kanapy do przodu przestrzeń zwiększa się do 536 litrów, a to już naprawdę sporo. Ponadto jego regularny kształt ułatwia spakowanie się, podobnie jak nieprzesadnie wysoki próg załadunku.
Mitsubishi ASX może pochwalić się naprawdę niezłymi multimediami. W topowej wersji mamy nawet audio Bose, ale to standardowe również radzi sobie zadziwiająco dobrze. Ponadto w testowanym egzemplarzu był bezprzewodowy CarPlay, co nie jest standardem, zwłaszcza w tańszych autach, a eliminuje konieczność podłączania jakichkolwiek kabli. Jedyną rzeczą, która w systemie multimedialnym kuleje, jest płynność jego interfejsu – wymaganie odświeżania ekranu godnego gamingowego monitora byłoby absurdalne, ale tu zdarza się, że zamiast kilkunastu klatek animacji widzimy tak ze dwie. Niewątpliwą zaletą jest za to ogólny poziom wyposażenia środkowej wersji, i to nie tylko z uwagi na multimedia.
Mamy tu bardzo dobry tempomat adaptacyjny, rozpoznawanie znaków drogowych czy korektę toru jazdy. Auto ma też monitorowanie martwego pola – ponownie, to nie standard, a tu jednak je dostajemy. Dobrą robotę robi kamera cofania, bo choć jej rozdzielczość nie zachwyca, to widać w niej wiele nie tylko w dzień, ale i po zmroku. Gdyby tylko zamontowano ją bardziej elegancko… Jeśli jesteśmy przy dodatkach zwiększających komfort, to mamy tu też dostęp bezkluczykowy (ponownie, w tym segmencie nie jest oczywisty) oraz oświetlenie ambient.
Po tym, jak rozgościliśmy się we wnętrzu, warto napomknąć, jak tym autem się jeździ. Przyznaję, że ASX zaskoczył mnie tym, jak dobrze przemieszcza się w nim po mieście. Mimo długiego podszybia i przeciętnie widocznej maski nie ma żadnego problemu z wyczuciem rozmiarów auta. Widoczność wypada wręcz świetnie pomimo dość szerokich tylnych słupków. Parkowanie nie stanowi problemu i nie chodzi wcale o wyższą pozycję za kierownicą (która, notabene, wcale nie poprawia w zauważalny sposób komfortu manewrowania – sorry zwolennicy SUV-ów), a o bardzo dobrą zwrotność i stosunkowo krótki rozstaw osi.
Zawieszenie też jest typowo miejskie – raczej miękkie, skutecznie radzące sobie z nierównościami, stawiające komfort nad stabilnością w zakrętach. Samochód wychyla się w nich trochę, o ile jedziemy szybciej, niż powinniśmy, ale przechył jest akceptowalny. Na koniec mamy MultiSense, czyli trzy tryby jazdy, różniące się przede wszystkim reakcją silnika na gaz. Nie ma tu niespodzianek, bo do wyboru mamy tryb standardowy, sportowy i ekonomiczny.
Źródłem mocy testowanego Mitsubishi ASX jest silnik o pojemności 1,3 litra w układzie miękkiej hybrydy. Sprzężono go z sześciobiegową skrzynią manualną, choć do wyboru jest też automat. Jednostka generuje 140 KM w całości przenoszonych na przednią oś. Jak na tak mały samochód taka moc jest więcej niż wystarczająca, ASX to bardzo żwawy samochód, ochoczo reagujący na pedał gazu.
Co więcej, dźwięk silnika przy wyższych obrotach jest przyjemny, nie daje wrażenia, jakby miał zaraz opuścić auto przez maskę. Przy wyższych prędkościach bardziej przeszkadza hałas wiatru, komora silnika jest dobrze odizolowana od kabiny. Zdecydowanie częściej podróżowałem ASX po mieście i tu kultura jazdy nie pozostawiała nic do życzenia. Lekkim rozczarowaniem jest spalanie, bo przedział między 8 i 9 litrami w cyklu miejskim to już sporo. Lekki zawód sprawiła też precyzja skrzyni biegów, miałem trudności z trafieniem zawsze z drugiego na trzeci bieg, a manualami przejechałem w życiu kilkaset tysięcy kilometrów.
Osoby poszukujące niewielkiego auta do przemieszczania się po mieście mają obecnie spory wybór, niemniej, gdy dorzucimy do tego uniwersalność, ładowność i ogólny komfort, wybór wyraźnie się zawęża. Mitsubishi ASX oferuje to wszystko, a nawet więcej, bo dynamika jazdy tym samochodem jest nadzwyczaj dobra. Oczywiście nie obyło się bez kompromisów związanych głównie z jakością materiałów, niemniej już ich spasowanie nie pozostawia nic do życzenia. To bardzo udany samochód i wcale nie dziwię się, że Mitsubishi zdecydowało się na współpracę z Renault.