Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu iPhone Air bez szufladki na SIM. Dlaczego ten postęp mnie niepokoi

iPhone Air bez szufladki na SIM. Dlaczego ten postęp mnie niepokoi

0
Dodane: 2 dni temu

W natłoku premier lśniących nowością smartfonów, zegarków i słuchawek, umyka nam cicha rewolucja. Rewolucja, która nie objawia się w liczbie megapikseli czy gigaherców, ale w sposobie, w jaki godzimy się na oddawanie kontroli.

Mówię o powolnej, acz nieuniknionej śmierci fizycznej karty SIM na rzecz jej cyfrowego następcy – eSIM. I choć zew wygody jest kuszący, czuję rosnący niepokój. Boję się, że w pogoni za „bezproblemowością” pozbywamy się ostatniego fizycznego bastionu kontroli nad superkomputerem, który nosimy w kieszeni.

Zanim ktoś zarzuci mi „boomerstwo” i strach przed postępem, twierdząc, że „eSIM to to samo, tylko wirtualnie”, spieszę z wyjaśnieniem. Otóż nie, to fundamentalnie nie jest to samo. I nie chodzi tu o lęk przed „wirtualnym”.

Różnica nie leży w technologii, a w architekturze kontroli

Fizyczna karta SIM jest jak tradycyjny, metalowy klucz do drzwi. Masz go w ręku. Możesz go włożyć do zamka, wyjąć, schować do kieszeni, przełożyć do innych drzwi. To Ty, poprzez namacalny, fizyczny akt, decydujesz, które urządzenie w danym momencie jest „Tobą” w sieci komórkowej. To proste, zero-jedynkowe działanie daje absolutną pewność. Klucz jest w zamku – drzwi otwarte. Klucza nie ma – drzwi zamknięte. Nikt zdalnie Ci go nie dezaktywuje.

eSIM jest natomiast jak karta hotelowa, której administracją zarządza ktoś inny – operator (portier), producent telefonu (hotel). Owszem, to bardzo wygodne, nie da się go zgubić (jak zgubisz kartę, natychmiast wyrobią Ci nową, oczywiście po potrąceniu kary umownej na rachunku za pokój), a aktywacja zajmuje sekundy. Ale to administrator systemu zdalnie wgrywa Twój cyfrowy klucz do zamka. To on go zdalnie usuwa lub przenosi. Twoja kontrola jest zapośredniczona przez oprogramowanie i system, nad którym nie masz pełnej (w zasadzie żadnej) władzy. Zgoda na dostęp do Twojej tożsamości staje się plikiem konfiguracyjnym, a nie fizycznym przedmiotem w Twoim posiadaniu.

Tożsamość, a nie tylko łączność

Trzeba przy tym zrozumieć, czym tak naprawdę jest karta SIM. To nie tylko kawałek plastiku, ale przede wszystkim fizyczny most łączący urządzenie z naszą cyfrową tożsamością – numerem telefonu i abonamentem (czy też kontem prepaid, zależnie z jakiej formy usługi korzystacie). Jego wyjęcie, choć nie pozbawia telefonu możliwości wykonania połączenia alarmowego, zrywa ten most w sposób absolutny.

Urządzenie wciąż posiada swój unikalny numer identyfikacyjny (IMEI), nie jest zatem anonimowe, ale w sieci przestaje być nasze. Traci przypisaną do nas tożsamość abonenta. Właśnie dlatego decyzja o włożeniu lub wyjęciu tego małego nośnika jest tak ważna – to świadomy, intencjonalny akt. To fizyczne „zalogowanie” lub „wylogowanie” naszej tożsamości z globalnej sieci. W świecie eSIM ten kluczowy akt przenosi się ze świata fizycznego do wirtualnego – staje się opcją w menu, mniej namacalną i, przez to, potencjalnie mniej świadomą.

Jupiter

Superkomputer Jupiter, widzisz ten czerwony wyłącznik? (fot. Forschungszentrum Jülich)

Oczywiście, wygoda, jaką oferuje eSIM, zwłaszcza w podróży, jest nie do przecenienia. Ale czy jest ona warta oddania ostatniego fizycznego klucza do naszej cyfrowej suwerenności?

W świecie, w którym wszystko staje się usługą, subskrypcją i wirtualnym zapisem, posiadanie tego jednego, małego, niezależnego od oprogramowania bezpiecznika wydaje mi się cenniejsze niż kiedykolwiek. Być może to tylko sentyment, ale czuję, że gdy ostatnia szufladka na kartę SIM zniknie z obudowy telefonu, stracimy coś więcej niż tylko kawałek plastiku. Stracimy coś z poczucia kontroli. A zupełnie mimochodem przypomnę tylko, że praktycznie w każdym wielkim centrum danych jest duży, czerwony grzybek. Fizyczny przycisk, wyłącznik. Odcinający zasilanie do wszystkiego. W dobie AI taki bezpiecznik staje się ważniejszy niż kiedykolwiek.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .