Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Auto tygodnia #63 – Volkswagen Tayron R-Line 2.0 TSI 4MOTION: zielony olbrzym z sercem GTI [galeria]

Auto tygodnia #63 – Volkswagen Tayron R-Line 2.0 TSI 4MOTION: zielony olbrzym z sercem GTI [galeria]

0
Dodane: 13 godzin temu

Kiedy kilka miesięcy temu, podczas pierwszych jazd w okolicach Wiednia, zapoznawałem się z nowym Volkswagenem Tayronem, miałem wrażenie obcowania z samochodem kompletnym, choć nieco zachowawczym. Ot, solidny następca Tiguana Allspace, który po prostu zmienił imię na bardziej światowe.

Jednak tamte egzemplarze były grzeczne. Teraz w moje ręce wpadł kluczyk do wersji, która z grzecznością ma niewiele wspólnego. Oto Tayron w topowej benzynie o mocy 265 KM, ubrany w spektakularny lakier Cipressino Green. Czy to materiał na króla autostrad pokonywanych wspólnie z rodziną?

Volkswagen Tayron wjechał na rynek z misją wypełnienia luki między popularnym Tiguanem a luksusowym Touaregiem. I choć technicznie jest to „napompowany” Tiguan (korzystający z tej samej platformy MQB evo), to na żywo robi wrażenie auta o klasę większego. Egzemplarz, który trafił do naszej redakcji, to wersja R-Line Plus, doposażona niemal „pod korek”. Patrząc na niego, trudno oprzeć się wrażeniu, że Volkswagen chciał stworzyć auto, które nie tylko dowiezie dzieci do szkoły, ale też nie przyniesie wstydu zaparkowane obok Audi Q5 czy BMW X3.

Design: nie taki nudny Volkswagen

Zacznijmy od tego, co widać. Jeśli uważacie, że Volkswageny są nudne, spójrzcie na ten lakier. Zielony „Cipressino” metalik to strzał w dziesiątkę. W zależności od światła przechodzi od głębokiej, leśnej zieleni po elegancki szmaragd, a pod zachmurzoną szarością późnego listopada potrafił wpadać w bojowe klimaty. W połączeniu z pakietem stylistycznym R-Line Black Style , który eliminuje chromy na rzecz czerni o wysokim połysku, oraz potężnymi, 20-calowymi felgami York (również czarnymi), Tayron wygląda agresywnie i nowocześnie.

Nadwozie urosło względem Tiguana. Tayron mierzy 4792 mm długości, co czuć w proporcjonalnej i zgrabnie narysowanej sylwetce auta. Maska jest wysoka, a linia boczna poprowadzona tak, by maksymalnie wykorzystać przestrzeń wewnątrz. Z przodu witają nas reflektory IQ.Light HD LED Matrix, połączone świetlną listwą z podświetlanym logo VW. To gadżet, który jednych zachwyca, innych irytuje, ale w nocy robi niesamowite wrażenie, a co ważniejsze – matrycowe światła działają po prostu genialnie, wycinając inne pojazdy z bardzo dobrą precyzją. Żadne auto z naprzeciwka nie „zwróciło uwagi”, że kogokolwiek oślepiam.

Wnętrze: cyfrowa twierdza

Wsiadając do środka, od razu wiesz, że jesteś w Volkswagenie nowej ery. Czerń, ekrany, to charakterystyczne, klikalne pokrętło wielofunkcyjne, które może sterować wygodnie głośnością lub wyborem trybu jazdy i… niestety trochę Piano Black. Wersja R-Line Plus wita nas czarną podsufitką (wraz z roletą przesłaniającą dach panoramiczny, w tej samej barwie) i fotelami ergoActive Plus, które są jednym z najmocniejszych punktów tego samochodu. Pokryte perforowaną skórą, oferują nie tylko podgrzewanie, ale też skuteczną wentylację i naprawdę rozbudowany masaż. To nie jest proste wypychanie lędźwi, ale system, który realnie pomaga przetrwać kilkusetkilometrową trasę.

Centrum dowodzenia stanowi bardzo duży, 15-calowy ekran systemu infotainment. Jeśli pamiętacie narzekania na multimedia w Golfie 8 z początku jego produkcji, czy pierwszych ID.3 – zapomnijcie o nich. System w Tayronie (MIB4) działa płynnie, jest logicznie poukładany, w znacznym stopniu personalizowalny, a na dole ekranu na stałe wyświetlane są skróty do klimatyzacji. Owszem, nadal nie mamy fizycznych pokręteł temperatury, a jedynie dotykowe „rynienki” pod ekranem (na szczęście podświetlane), ale da się z tym żyć. Acha, jeżeli chodzi o Apple CarPlay czy Android Auto, oba rozwiązania działają bezproblemowo, bezprzewodowo i stabilnie.

Ciekawym elementem jest brak dźwigni zmiany biegów w tunelu środkowym – powędrowała ona za kierownicę, w stylu amerykańskim lub… Mercedesowskim. Choć nie do końca, bo wrzucenie np. D, nie polega na przesunięciu dźwigni w dół (jak w Mercedesach, wybranych modelach Tesli, czy w wielu chińskich autach), ale na przekręceniu (ruchem, jakbyśmy przekręcali kluczyk) manipulatora na końcu dźwigni.

Natomiast w tunelu centralnym, na miejscu gdzie np. wcześniej, w Tigualnie Allspace, znajdowała się manetka skrzyni, pojawiło się wielofunkcyjne pokrętło z małym ekranem OLED, którym możemy sterować głośnością czy zmieniać tryby jazdy. Gadżet, ale bardzo przyjemny w dotyku i obsłudze.

Nagłośnienie? W naszym egzemplarzu znalazł się system Harman Kardon. Gra czysto, przestrzennie i z solidnym basem. Jednak nie podejmuję się odpowiedzi, czy system ten gra lepiej od dawnego Dynaudio z topowych odmian Tiguana Allspace sprzed kilku lat.

Przestrzeń: hangar na kołach

To, co wyróżnia Tayrona, to bagażnik. Nasz egzemplarz to wersja 5-miejscowa, co oznacza, że nie mamy trzeciego rzędu siedzeń chowanego w podłodze. Dzięki temu bagażnik jest wręcz gargantuiczny. 885 litrów pojemności przy rozłożonej kanapie. To wynik, który zawstydza większość konkurencji. Po złożeniu oparć (co można zrobić wygodnie klamkami z bagażnika) otrzymujemy ponad 2000 litrów przestrzeni z niemal płaską podłogą.

Miejsca na tylnej kanapie jest tyle, że przy moich 177 cm wzrostu mogę tam swobodnie założyć nogę na nogę. Kanapa jest przesuwana, a oparcie ma regulowany kąt nachylenia. To idealne auto na wakacje dla rodziny, która nie potrafi się pakować minimalistycznie.

Jazda: GTI w ciele niedźwiedzia

Przejdźmy do najważniejszego. Pod maską tego „zielonego olbrzyma” pracuje silnik 2.0 TSI o mocy 265 KM i momencie obrotowym 400 Nm. To ta sama jednostka (EA888 evo4), którą znajdziecie w Golfie GTI. Jak sprawdza się w ważącym ponad 1,8 tony SUV-ie?

Zaskakująco dobrze. Tayron w tej konfiguracji to prawdziwy sleeper. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje katalogowo 6,1 sekundy, co w rzeczywistości odczuwa się jako bardzo dynamiczny start (w trybie Sport, w innych reakcja jest nieco stonowana). Napęd 4MOTION skutecznie klei auto do asfaltu, nie pozwalając na żadne uślizgi, nawet na mokrej nawierzchni. Jesienna aura pozwoliła to dokładnie sprawdzić.

Kluczowym elementem układanki jest tutaj zawieszenie adaptacyjne DCC Pro. To nowa konstrukcja z dwoma zaworami na amortyzator, która pozwala niezależnie sterować dobiciem i odbiciem. Efekt? W trybie Comfort auto płynie nad nierównościami, skutecznie izolując nas od polskich dróg. W trybie Sport usztywnia się, niwelując przechyły nadwozia w zakrętach, choć fizyki nie oszukamy – Tayron to wysoki i ciężki samochód. Nie zachęca do szaleństw na serpentynach, ale daje ogromne poczucie pewności i stabilności przy autostradowych prędkościach. Prędkość maksymalna to 240 km/h.

Skrzynia DSG (7-biegowa) działa poprawnie, choć jak to w nowoczesnych Volkswagenach, w trybie D potrafi lekko zaspać przy próbie nagłego włączenia się do ruchu. Tryb S (lub włączenie wcześniej trybu Sport, który automatycznie przełącza skrzynię na S) rozwiązuje ten problem, wyostrzając reakcję na gaz.

Ile to pali?

Moc 265 KM, napęd 4×4, aerodynamika budki z kebabem i masa bliska 2 tonom. To nie może być jazda o kropelce. Producent deklaruje średnie zużycie paliwa (WLTP) na poziomie 8,67 l/100 km. Rzeczywistość?

Podczas spokojnej jazdy drogami krajowymi da się zejść w okolice 7,5–8 litrów. Jednak w mieście i na autostradzie, korzystając z potencjału silnika, komputer pokładowy chętniej pokazuje wartości dwucyfrowe. Realnie trzeba liczyć się ze średnim spalaniem na poziomie ok. 10 litrów na 100 km. Więcej, gdy macie narowisty temperament. Przy zbiorniku paliwa o pojemności 58 litrów, zasięg przy dynamicznej jeździe może stopnieć dość szybko. Jeśli priorytetem jest ekonomia, diesel 2.0 TDI (193 KM) będzie lepszym wyborem, ale stracicie wtedy ten benzynowy „pazur” i aksamitną kulturę pracy.

Podsumowanie

Volkswagen Tayron R-Line 2.0 TSI 265 KM to samochód, który imponuje wszechstronnością. Jest wystarczająco szybki, by dać frajdę kierowcy, i wystarczająco duży, by spakować rodzinę na dwutygodniowe wakacje bez boksu dachowego (choć dla porządku informuję, że dach udźwignie 100 kg). Adaptacyjne zawieszenie DCC Pro robi fenomenalną robotę, a wyciszenie kabiny pozwala na relaksujące podróże, umilane dodatkowo przez przyzwoite audio i masaże w obu przednich fotelach.

Cena testowanego egzemplarza to 284 180 zł. To dużo, biorąc pod uwagę, że wchodzimy już w rewiry marek premium. Jednak Tayron w tej specyfikacji oferuje wyposażenie, za które w Audi czy BMW musielibyśmy dopłacić fortunę.

Dla kogo jest to auto? Dla kogoś, kto wyrósł z Golfa GTI, ma rodzinę, psa i działkę na Mazurach, ale nie chce rezygnować z osiągów na rzecz nudnego minivana. Tayron w wersji 265 KM to doskonały kompromis między rozsądkiem a emocjami. A w kolorze Cipressino Green – po prostu świetnie wygląda.

Ocena ogólna Volkswagen Tayron R-Line 2.0 TSI 265 KM 4MOTION: 5/6

  • Design: 5/6
  • Jakość wykonania: 4,5/6
  • Oprogramowanie: 5/6
  • Wydajność: 5/6
  • Praktyczność: 6/6

Plusy:

  • Ogromny bagażnik (885 litrów!) i przestronne, konfigurowalne (przesuwna kanapa) wnętrze
  • Dobre osiągi silnika 2.0 TSI 265 KM
  • Doskonałe zawieszenie adaptacyjne DCC Pro
  • Bogate wyposażenie testowanej wersji R-Line Plus (m.in. fotele z masażem, matrycowe LED-y)
  • Atrakcyjny wygląd w pakiecie R-Line i kolorze Cipressino Green

Wady:

  • Wysoka cena testowanego egzemplarza (blisko 285 tys. zł)
  • Dotykowa obsługa klimatyzacji (brak fizycznych pokręteł)
  • Zauważalne zużycie paliwa przy dynamicznej jeździe
  • Sporo błyszczącego plastiku Piano Black we wnętrzu

Volkswagen Tayron R-Line 2.0 TSI 265 KM 4MOTION – galeria

 

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .