House of Marley Positive Vibration XL – pełny chillout
Jeśli decydujemy się na korzystanie naprzemiennie z kilku par słuchawek, to zazwyczaj wynika to z miejsca, w których ich używamy: na siłownię zabierzemy te z lepszą stabilizacją, w salonie używać będziemy komfortowych, otwartych modeli z szeroką sceną, na ulicy natomiast bądź w podróży postawimy na izolację dźwięków z zewnątrz. Tymczasem Positive Vibration XL to słuchawki, których nie zaprojektowano z myślą o miejscu, a o efekcie, jaki słyszymy.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2020
House of Marley to marka, która na polskim rynku nie jest jeszcze często spotykana, ale jej portfolio wygląda bardzo interesująco. Firma postawiła sobie za cel wytwarzanie sprzętu audio w sposób jak najmniej szkodliwy dla środowiska, używając materiałów pochodzących z recyklingu, a także sadząc jedno drzewo na każdą parę sprzedanych słuchawek. Cieszy również to, że pudełko jest tekturowe i nie ma żadnych plastikowych przekładek – wiem, że to drobiazg, ale na dużą skalę ma znaczenie, nie tylko marketingowe. Positive Vibration XL to wokółuszne słuchawki, które łączą mobilność z komfortem noszenia. Ważą tylko 200 g, ale świetnie trzymają się głowy dzięki regulowanemu w dużym zakresie pałąkowi i elastycznym piankom w nausznikach; nie spadały mi z głowy nawet na siłowni. Zrobiono je z aluminium, pałąk pokryto szorstką tkaniną, nauszniki są natomiast z ekoskóry, która całkiem dobrze oddycha (dopiero po dwóch–trzech godzinach miałem ochotę je zdjąć, by skóra odpoczęła). Na nausznikach znalazły się też drewniane elementy dekoracyjne. Korpus jest zaś z plastiku, z niego też wykonano przyciski – tych jest niewiele, na prawym nauszniku znalazły się dwa do regulacji głośności oraz jeden do sterowania odtwarzaniem, parowania przez Bluetooth i włączania, na lewym mamy tylko gniazdo mini Jack oraz USB-C do ładowania (w komplecie ze słuchawkami dostajemy oba kable, mają izolację bawełnianą i sprawiają wrażenie bardzo solidnych). Słuchawki składają się do wewnątrz, da się też obrócić nauszniki o 90°, by „spłaszczyć” konstrukcję. Po złożeniu mieszczą się do dołączonego pokrowca – zajmują sporo miejsca, dlatego wychodząc w nich, wolałem nosić je na szyi niż chować do plecaka. Są bardzo dobrze spasowane i choć użyty plastik wydaje się nieco odstawać jakością od pozostałych materiałów, to nie skrzypi, nie ma też ostrych krawędzi, a wykonane z niego przyciski mają twardy, ale wyczuwalny skok.
Słuchawki nauszne kojarzą się przede wszystkim z odsłuchem „stacjonarnym” – w domu, biurze czy w środkach transportu. Positive Vibration XL, dzięki zamkniętej konstrukcji, mogą być używane wszędzie tam, gdzie wymagana jest cisza, muzyka nie będzie przeszkadzała innym osobom. Mają też wbudowany mikrofon, nie trzeba ich zdejmować do rozmów. Dobrze izolują też dźwięk z zewnątrz, używałem ich nawet na siłowni, gdzie były w stanie znacznie ograniczyć dobiegającą z głośników dudniącą muzykę. Należy również wspomnieć o tym, jak dobrze trzymają się głowy podczas ćwiczeń. Orbitrek im nie straszny, choć po godzinie skóra pod nausznikami mocno się nagrzała, a podczas mniej dynamicznych ćwiczeń pozostawały na miejscu. Jak na sprzęt, który nie jest w żaden sposób dostosowany do sportu, sprawują się bardzo dobrze. Positive Vibration XL mają świetny akumulator, który nie tylko ładuje się do pełna w ciągu około 2 godz. (a 10 min ładowania daje nawet 4 godz. słuchania), ale wytrzymuje powyżej 20 godz. pracy – producent deklaruje nawet 24 godz., mnie wytrzymywały około 22 godz., czemu winne mogło być zostawianie ich w wychłodzonym samochodzie.
Nazwisko Marley kojarzy się oczywiście z reggae, spokojnym, wręcz leniwym wokalem i miękkim, ale nieagresywnym basem. Positive Vibration XL nie są wyłącznie do słuchania tego gatunku, ale to właśnie z nim brzmiały mi najlepiej. Po przesłuchaniu kilku utworów miałem mieszane uczucia, bo charakterystyka brzmienia z wyeksponowanym basem, wyraźnym środkiem i wyciszoną górą to konfiguracja najczęściej spotykana w produktach z tej półki cenowej. O ile jednak głośność poszczególnych pasm częstotliwości przypomina mi wiele innych słuchawek, to Positive Vibration XL wyróżniają się liczbą detali, słyszalnych dobrze na środku oraz całkiem nieźle w górnych pasmach. Bas jest bardzo miękki i przyjemny, potrafi być wyjątkowo mocny, co bardzo dobrze sprawdza się w popie i house, a gorzej w rocku, gdzie krótkie brzmienia uderzeń bębna są niezbędne (bardzo fajnie wypada natomiast gitara basowa). Wokale są mocno wyeksponowane, ale separacja instrumentów mogłaby być lepsza. Wysokie tony są cichsze, choć wyraźne, można się nimi napawać do momentu, w którym nie zdominuje ich środek. Słuchając znanych utworów, odniosłem wrażenie, że otrzymały one łagodniejsze, bardziej relaksujące wydanie.
Positive Vibration XL nie są słuchawkami do wszystkiego. Pomimo początkowo znajomego brzmienia, potrafią zaskoczyć detalami i bardzo przyjemnym, a nawet leniwym basem. To słowo idealnie podsumowuje dźwięk – relaksuje, zarówno w lżejszej muzyce, jak i przy nieco mocniejszych dźwiękach hard rocka. Ponadto Positive Vibration XL nosi się bardzo komfortowo, a szybkie ładowanie pozwala błyskawicznie wrócić do słuchania. Co prawda słuchawki dostałem w wersji Copper Gold, która powinna raczej nazywać się Slightly Pink, ale nawet ta spodobała się mi do tego stopnia, że nie miałem problemu, by chodzić w nich na siłownię.