Hop w hope!
Podczas seansu drugiego sezonu jednej z moich ulubionych produkcji od Apple TV+, serialu dokumentalnego „Home”, natrafiłem na pewną ciekawostkę. To właśnie dzięki niej powstał ten tekst.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 8/2022
Hope
„Hope” po szwedzku znaczy skakać – dowiedziałem się od właścicielki jednego z niezwykłych domów, które możesz podziwiać w tej serii dokumentalnej na platformie Apple TV+. My to słowo znamy i kojarzymy raczej z nadzieją (z j. angielskiego). Zarówno jego angielskie, jak i szwedzkie znaczenie, przenikają się w dość nieoczywisty sposób.
Bo widzisz, my bardzo często lubimy opowiadać sobie historyjki o braku nadziei, wiodąc przy tym wygodne i bezpieczne życie w Polsce. Nie chcę tutaj rozpoczynać dyskusji o zarobkach, sytuacji politycznej czy religijnej, ale raczej zwrócić Twoją uwagę. Mnie również takie momenty się przytrafiają. Jesteśmy tylko ludźmi i mało kto jest w stanie wznieść się ponad własne problemy. A wiadomo, że te zawsze będziemy traktowali priorytetowo. Tymczasem bardzo często spotykam się z inną kwestią. Nie tyle brakiem nadziei, ile brakiem przyzwolenia, by tę nadzieję mieć.
Bohaterka serialu, kontynuując, rozwija jej osobiste znaczenie słowa „hope”:
„Pierwszym krokiem, który boimy się wykonać, jest właśnie – skok. W kierunku tego, czego nie znamy. W kierunku odwagi, by mieć nadzieję”.
Proste są te słowa, a jednak mocno we mnie rezonują, przypominając te wszystkie momenty, w których za niewidoczną ścianą z napisem „strach” nie było dosłownie nic. Potem okazywało się, że zmarnowane na rozmyślaniu długie miesiące, zamiast przynieść nadzieję, wymazały skutecznie jakąkolwiek chęć podjęcia tego czy innego ryzyka.
No to hop!
I nie mam tu na myśli żadnych radykalnych skoków. Na bungee, przeprowadzki na drugi koniec świata, rzucenia z dnia na dzień pracy czy nie wiadomo jeszcze czego. To mogą być takie duże kwestie, a może to po prostu być wybór innej drogi do pracy czy pójście na naprawdę długi spacer wzdłuż wrzosowisk.
Każdy potrzebuje innego skoku. Wierzę jednak, że żadna zmiana nie dzieje się w otoczeniu status quo. Tak samo jak w to, że absolutnie nie każdy potrzebuje trenerów i książek motywacyjnych, aby zacząć patrzeć na to samo w inny sposób. Bardzo często (przynajmniej u mnie) wystarczy po prostu słuchać. Odpowiedni bodziec może przyjść do nas z ust bohatera serialu, z zasłyszanej w kawiarni rozmowy obcokrajowców, a może równie dobrze tkwić w słowach piosenki, której słuchamy i uwielbiamy od lat.
Zostawiam Ci to do przemyślenia, bo nie wydaje mi się, aby trzeba było w temacie dodawać cokolwiek jeszcze. Lubię takie momenty i życzę Ci ich jak najwięcej!