„Cyfrowe papierosy” w Nowym Jorku. Ostrzeżenia na social mediach to prezent dla prawników Big Techu, a nie ochrona dzieci
Gubernator Kathy Hochul podpisała ustawę, która nakazuje platformom społecznościowym wyświetlanie ostrzeżeń o szkodliwości dla zdrowia psychicznego. Brzmi jak walka o dobro dzieci? Tylko w teorii.
To rozwiązanie dobrze sprzedaje się w nagłówkach, ale nie rusza nawet o centymetr tego, co naprawdę szkodzi młodym umysłom (patrz też: UE pod płaszczykiem ochrony dzieci buduje infrastrukturę kontroli). Zamiast realnej pomocy Nowojorczycy dostają gest pod publiczkę. Wyjaśniam o co chodzi. Otóż w praktyce Nowy Jork właśnie zafundował gigantom technologicznym idealną linię obrony w amerykańskich sądach.
Według Engadget, od teraz (ustawa podpisana 26 grudnia) każda platforma w Nowym Jorku, która używa „uzależniających funkcji” (jak infinite scroll, autoplay czy lajki), musi wyświetlać ostrzeżenie – podobne do tego z paczek papierosów.
Apple Pay dla dowodu osobistego. Dlaczego Bruksela udaje, że technologia nie istnieje?
Plaster na otwarte złamanie
Pomysł wydaje się pozornie szlachetny: uświadommy nastolatkom, że to, co robią, jest szkodliwe. Tak też jest komunikowany mediom przez samą panią gubernator w jej oficjalnym oświadczeniu. Problem w tym, że to całkowite niezrozumienie mechanizmu uzależnienia.
Algorytmy TikToka czy Instagrama są projektowane przez najlepszych behawiorystów świata tak, by omijać naszą samokontrolę i stymulować układ nagrody. Wyświetlenie komunikatu „To może być szkodliwe” przed wejściem w dopaminową pętlę jest tak samo skuteczne, jak napis „nie jedz tego” na otwartej paczce chipsów. Mózg nastolatka (i większości dorosłych) zignoruje to w ułamku sekundy.
Asekuranctwo zamiast zmian
Co gorsza, ustawa ta może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę amerykański system prawny. W naszej ocenie wprowadzenie obowiązkowych ostrzeżeń to wymarzony scenariusz dla Mety czy X. Do tej pory rodzice nastolatków, którzy popełnili samobójstwo lub wpadli w depresję przez cyberprzemoc i nierealistyczne wzorce, mogli pozywać platformy za to, że te ukrywały szkodliwość swoich produktów. Teraz? Prawnik Marka Zuckerberga wyciągnie w sądzie logi: „Wysoki Sądzie, powód został ostrzeżony o ryzyku dnia 27 grudnia o godzinie 14:03 i zaakceptował ryzyko, klikając 'Dalej’. Mój klient dopełnił obowiązku informacyjnego”.
Pozory działania
Politycy mogą odtrąbić sukces („Zrobiliśmy coś!”), a korporacje dostają prawną podkładkę („Ostrzegliśmy ich!”). Tymczasem toksyczne algorytmy, promujące nienawiść i wpędzające w kompleksy, kręcą się dalej w najlepsze – tylko teraz z oficjalną etykietą „Używasz na własną odpowiedzialność”.
To nie jest rozwiązanie problemu. To biurokratyczna kpina z bezpieczeństwa najmłodszych.






