Przewidywanie jest sztuką trudną
Przewidywanie jest sztuką trudną, zwłaszcza jeżeli odnosi się do przyszłości – stwierdził lata temu genialny fizyk Niels Bohr. Jak czytam prognozy, że rok 2016 będzie datą graniczną wyznaczającą początek końca ery iPhone’a, to ten cytat przychodzi mi do głowy.
Morgan Stanley alarmuje, że w 2016 roku po raz pierwszy w historii wolumeny sprzedaży iPhone’a spadną. Powtarza to za IDC, która pierwsza biła w gong. I lawina ruszyła… J.P. Morgan, Drexel Hamilton, Credit Suisse a za nimi największe i mniejsze media powtarzają, że Tim Cook powinien obawiać się przyszłego roku i najlepiej zmajstrować coś z kalendarzem, żeby nowy rok nie nadszedł. Bo będzie to rok katastrofalny.
Cóż, skoro analitycy banków inwestycyjnych piszą, że coś się stanie, to przecież musi to się ziścić. Prawda? W końcu nie zawiedli w przeszłości… To oczywiście była ironia.
Grono komentatorów rynku nowych technologii ucieszyło się jednakowoż, że może dać dramatyczny tytuł do tekstu o Apple. Kliki się zgadzają, cele odsłonówek też, trochę dyskusji w komentarzach i hejt napędza ruch – WIN! Dorzućmy do tego jeszcze jakieś w miarę zgrabne paralele do innych produktów giganta z Cupertino – iPoda czy iPada – i mamy tekst-marzenie. No wszystko się trzyma kupy i mamy odfajkowane. Apple się kończy!
Wróćmy więc do Nielsa Bohra. Przewidywanie jest sztuką trudną, zwłaszcza jeżeli odnosi się do przyszłości. To truizm, ale jednak wymaga wypowiedzenia – branża nowych technologii ewoluuje na tyle szybko, że przewidywania na rok do przodu muszą być bardzo ostrożne. Lepiej tego nie robić, żeby potem nie odszczekiwać tego, co się napisało. No, chyba że obierze się strategię „będę to powtarzał, aż się ziści”.
Osobiście, boję się pisać o produkcie, którego nawet nie widziałem – czyli iPhonie 7 – i zakładać, że sprzeda się gorzej od poprzednika. Historyczne porównania? Są pięknym zabiegiem stylistycznym, ale w tym przypadku nietrafionym. Początek końca iPoda to premiera iPhone’a. Czy w tej chwili cokolwiek wskazuje na to, że w 2016 roku zobaczymy urządzenie, które zastąpi smartfony? Ja go nie dostrzegam.
Jeśli pojawią się „przecieki”, że na rynek trafią urządzenia, których interfejs będzie oparty na innej interakcji niż z ekranem, to wtedy iPhone będzie miał się czego bać. W obecnych warunkach może spać spokojnie.
Rynek jest tak nasycony iPhone’ami, że nowemu modelowi trudno będzie znaleźć dla siebie miejsce? Cóż, narracja „kupowanie nowej generacji iPhone’a jest bez sensu” jakoś nie trafia do nabywców. Owszem, wzrosty mogą spowolnić, bo produkt i rynek dojrzewa, ale żeby od razu spadki? Poczekajmy na premierę iPhone’a 7. Jeśli prawie niczym nie będzie się różnił od iPhone’a 6S, to wtedy będziemy mogli z czystym sumieniem bić na alarm.
Być może moje myślenie jest niewłaściwe. Być może padam ofiarą syndromu przewidywania przyszłości, który polega na tym opieraniu predykcji na tym, że jutro to takie dzisiaj, tylko że bardziej. Problem polega na tym, że w większości przypadków taki sposób rozumowania się sprawdza. Chyba że nadejdzie kataklizm. Tego jednak mało kto się spodziewa.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 01/2016