AfterShokz Trekz Titanium
Wielokrotnie używana technologia zaczyna nużyć, nawet gdy jest doszlifowana do granic możliwości. Przewodnictwo kostne jest jednym z tych rozwiązań, które dotąd rzadko wykorzystywano w elektronice konsumenckiej. A szkoda, bo nie dość, że daje nowe możliwości, to jest też czymś nowym i przyciągającym.
No dobrze, nie tak zupełnie nowym, bo przewodnictwo kostne jest wykorzystywane od dawna w medycynie, konkretnie w leczeniu zaburzeń słuchu. Użyto go też w kilku urządzeniach przeznaczonych na rynek konsumencki, w tym w Google Glass. To właśnie przy okazji obcowania z tym wynalazkiem miałem okazję po raz pierwszy spotkać się z tą nietypową metodą przesyłania dźwięku. Jej odmienność polega przede wszystkim na tym, że nie blokujemy słuchawką kanału słuchowego, słyszymy cały czas otoczenie. „Słuchawka”, a właściwie element odpowiedzialny za emisję dźwięku, przylega do kości skroniowej w okolicy ucha. Generowane przez niego drgania wprawiają w ruch kosteczki słuchowe, podobnie jak dzieje się to w przypadku odbioru fal dźwiękowych przez błonę bębenkową. Wrażenie jest zupełnie inne – dźwięk wydaje się nie dobiegać z zewnątrz, ale brzmieć bezpośrednio w głowie. To dość dziwne uczucie, zwłaszcza gdy nie słuchamy muzyki zbyt głośno i jednocześnie odbieramy dźwięki z otoczenia. Coś jak podkład dźwiękowy. I to bardzo realistyczny.
AfterShokz ma już trochę doświadczenia w wykorzystaniu przewodnictwa kostnego. Trekz Titanium to ich najlepsze słuchawki w ofercie, co widać zarówno po specyfikacji, jak i jakości materiałów. Wyposażone w Bluetooth i mocny akumulator wytrzymują około osiem godzin odtwarzania (producent deklaruje sześć, domyślam się, że chodzi tu o słuchanie na maksymalnej głośności). Ich obudowa zrobiona jest ze sztywnej gumy, znajdującej się zarówno na pałąku, jak i na elementach sterujących i „nausznikach”. Rama jest natomiast tytanowa, przez co słuchawki można swobodnie zginać, a i tak się nie odkształcą i będą dobrze przylegać do głowy. To akurat niezwykle istotne, bo zbyt słabo lub mocno dociśnięte słuchawki nie będą prawidłowo brzmiały. Nie zabrakło też przycisków sterowania głośnością i uniwersalnego guzika na jednej ze słuchawek służącego do kontrolowania muzyki oraz wywoływania Siri. O ile jego umiejscowienie jest doskonałe, to już poziom siły nacisku, by zadziałał, pozostawia wiele do życzenia. Możliwe, że wynika to z uszczelnienia obudowy (stopień ochrony to IP55), ale spotkałem już inne wodoszczelne urządzenia, w których przyciski działały znacznie lepiej. Co dziwne, przyciski do regulacji głośności wymagają już mniej siły.
Sposób, w jaki powstaje dźwięk, determinuje możliwości odtwarzania słuchawek. Brzmią nie gorzej, nie lepiej, a po prostu inaczej niż klasyczne, nauszne. Niskie tony są nieco twarde, nie mają też szczególnie potężnego uderzenia, z drugiej strony słychać je wyraźnie tam, gdzie trzeba. Wyróżnia się środek – nie tylko jest najgłośniejszy, ale też bardzo szczegółowy. Wysokie tony są bardzo zrównoważone i wyraźne, obawiałem się, że będą dominować, ale tak się nie dzieje. Tym, co natomiast od razu zwraca na siebie uwagę, jest duża przestrzeń i świetna separacja instrumentów. Nie wiedziałem, że słuchawki wykonane w tej technologii tyle mogą – jakość dźwięku, choć gorsza niż w słuchawkach nausznych ze średniej półki, jest wciąż bardzo dobra. W porównaniu ze słuchawkami sportowymi (zatem o podobnym zakresie zastosowań) Trekz Titanium są zdecydowanie jednymi z lepszych, jakich używałem.
Specyficzna konstrukcja Trekz Titanium czyni je doskonałym kompanem treningów. Odporność na pot, deszcz i kurz pozwala używać ich w trudnych warunkach (ale nie radzę z nimi pływać), a elastyczny pałąk, lekkość i świetnej jakości guma stabilnie je utrzymują na głowie, zarówno podczas biegu, jak i przy dynamicznym treningu aerobowym. Co ważne, obsługa w ruchu jest całkiem wygodna, choć opornie działający przycisk funkcyjny niejednokrotnie mnie zdenerwował. Przełączenie utworu na kolejny, co wymaga szybkiego podwójnego wciśnięcia, jest naprawdę trudne. Wywoływanie Siri to z kolei bardzo przydatna funkcja – jeśli trenuję z telefonem, to mam go na ramieniu, mogę nim więc wygodnie sterować jedynie za pomocą słuchawek. Właśnie: mikrofon, a właściwie mikrofony. Trekz Titanium to najlepsze słuchawki do rozmów, z jakimi się spotkałem. Nie dość, że rozmówcę słychać bardzo wyraźnie, to na dodatek sam również słyszę siebie dokładnie w ten sam sposób, co podczas normalnej rozmowy, nic nie blokuje mi uszu. Miłym dodatkiem jest też możliwość sparowania słuchawek z dwoma urządzeniami jednocześnie i automatyczne przełączanie się między nimi, jeśli na jednym z nich została wywołana rozmowa.
Eksperymenty wiążą się z ryzykiem, stąd też mało kto ma na tyle odwagi, by je podjąć. AfterShokz postawiło wszystko na przewodnictwo kostne, czego efektem są fenomenalne Trekz Titanium. Jest mnóstwo słuchawek, które brzmią lepiej, nie ma jednak żadnych, które dostarczałyby dźwięk w równie naturalny sposób. Nie widzę też dla nich sensownej alternatywy do trenowania na zewnątrz. Jadąc rowerem czy biegnąc, chcę słyszeć otoczenie, w żadnych innych nie będzie to łatwiejsze niż w tych. No i nie oszukujmy się. To coś nowego. Wreszcie.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 04/2016
Komentarze: 4
Jak z komfortem podczas długotrwałego użytkowania?
Sześć godzin ciągłego słuchania muzyki w między czasie odbieranie telefonów i zero problemu
Bolą uszy. Złe wycięcie. Co zresztą widać.
Minus tych i kolejnej generacji że jak tylko zawieje, albo jedziemy rowerem szybciej niż 16 km/h rozmówca słyszy taki szum że nie jest nas w stanie zrozumieć, i wtedy te 2 mikrofony można sobie ….. wiadomo co, ale do biegania nie wyobrażam sobie nic lepszego, także spacerowa prędkość na rowerze. To chyba jedyny minus i wielka szkoda że w generacji Air mimo że podają że jest to wygłuszanie otoczenia, tak naprawdę jego tam nie ma bo tak samo rozmówca słyszy tak głośne szumy od wiatru że nie jest w stanie nas usłyszeć nawet jak sie wydzieramy w kosmos i wszyscy z otoczenia na nas patrzą jak na dzieci wymagające troski. Co do czasu słuchania, wow robią wrażenie, u mnie ok 10 h wytrzymały więc to mój numer 1 na każdy wypad