Weekly Chill #014
Nie mogę powiedzieć, że go lubię. Nie. Kocham go. Spokojnie, mowa o naszym redakcyjnym Slacku! Miejscu, na którym nie tylko każdy czuje się jak u siebie, ale do którego aż chce się wracać. Dziś, Drogi Czytelniku, chciałbym podzielić się z Tobą jedną z historii, jakie zdarzyły się w zeszłym tygodniu. Główną bohaterką jest nasza miłościwie panująca korektorka Kinga Ochendowska i jej aksamitna… mysz (nie mogłem tutaj wstawić zdrobnienia – sorry). Komputerowa.
#014/ Mysz z aksamitną pupą
Wszystko zaczęło się od wielkiego lamentu, którego powodem były ostatnie tchnienia mikroszitowej myszki, które ta wydała w poniedziałek. „Utopiłam moją ulubioną mikroszitową mysz w kawie”. Co się w takiej sytuacji robi? Szuka się pomocy. Nie tylko w trosce o swoją kondycję psychiczną, ale przede wszystkim: od czego ma się redakcję!? „Rozpacz i panika” same się nie wyleczą.
Wspomnienie
Ten tekst nie od razu zrozumieją osoby, które raczej nigdy nie były typem kolekcjonera bądź nie miewają dylematów przed rozstaniem się z ulubionym telefonem tylko dlatego, że wyszła właśnie jego kolejna wersja. A świat stwierdził, że jest lepsza od poprzedniej. Mam jednak dla Was dobrą wiadomość – przeczytajcie do końca to wspomnienie. Być może zachęci Was do znalezienia i rozgoszczenia się w pewnym miejscu.
Na pomoc Kindze ruszyłem od razu. „Takie straty bolą najbardziej” – bo bolą! Sam pamiętam, jak porysowałem sobie przez nieuwagę ukochany monitor iiyama (dziesięć lat temu, prawdziwy rarytas). Jak moje iPhone’y trafiały do serwisu z przeróżnych powodów. Jak koronka w Apple Watch zaczęła zawodzić. Kawa wylała się na pamiętnik, herbata zniszczyła ukochaną książkę, do której wracałem w zimowe wieczory lub trzeba było zmienić miejsce zamieszkania. Nawet jeśli poprzednie niekoniecznie lubiłem. Zmiany są konieczne i dobre, o czym pisałem już wielokrotnie, niemniej jednak przywiązuję się do rzeczy. I prawdopodobnie nigdy nie będę w stanie tego zmienić. Dlatego doskonale rozumiem Kingę. Zresztą nie tylko ja. Angelika dodała wkrótce potem: „Jak jeszcze produkują, to nie najgorzej…”. Okazało się, że nie.
Z ukochanymi rzeczami jest bowiem już tak, że gdy się zepsują to owszem – są inne, nowsze, lepsze, pro-turbo-super-wypasione. Szkopuł w tym, że już nieukochane. Nie nasze. Wróćmy do tej myszy Kingi, sprzed tragicznego wypadku. „Ten model miał taką, ten, aksamitną pupę…”. Mysz z aksamitną pupą spowodowała detonację redakcyjnego Slacka. Sam nie mogłem się pozbierać przez dłuższą chwilę. Potem okazało się, że nasza aksamitna bohaterka uratowała swym starczym, sfatygowanym korpusem iPhone’a, który leżał tuż za nią. To jeszcze bynajmniej nie był wodoszczelny iPhone 7. Mikroszitowa mysz zakończyła więc swoje funkcjonowanie jak prawdziwy heros.
W końcu znalazła się ponownie, w czeluściach eBaya, ale wiecie co? Nabrałem Was. To nie mysz jest bohaterem tej historii, a ludzie. Ja, nasi redaktorzy – Ty, Twoi kumple. Redakcyjny Slack nie byłby nawet w połowie tak genialnym miejscem, jakim jest, gdyby nie mieszanka całkowicie różnych charakterów i osobowości, jakie go tworzą. Każdy ma swoje przywiązania, przyzwyczajenia, skrajności. I to one są w nas – ludziach, piękne! Nie ma co na siłę zmieniać wszystkiego, co rzekomo nie podoba się innym. O czym wtedy moglibyście pogadać na Waszej prywatnej, wygodnej, otoczonej wsparciem kanapie? Slack jest taką redakcyjną kanapą. Podobną do tej z knajpki Central Perk w serialu „Przyjaciele”. Choć jesteśmy rozproszeni po całym świecie, zawsze możemy na niej przycupnąć, znaleźć wsparcie, ostrą reprymendę (gdy jest akurat konieczna) lub po prostu usłyszeć od kogoś: „Dziękuję, ludzie!”. Uważam, że absolutnie każdy powinien dążyć w życiu do zapewnienia sobie i swojemu najbliższemu środowisku takiej kanapy.
Chill
Spójrz dziś na swoje środowisko. Masz w nim kanapę? Kiedy po raz ostatni na niej siedziałeś? Nie masz? Może jednak warto? Wystarczy nawet taka sfatygowana, skrzypiąca, obdarta. Takie prawdopodobnie wysłuchały już tysięcy historii. Opowiedz im swoją.