Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu O północy w Paryżu? W hotelu!

O północy w Paryżu? W hotelu!

5
Dodane: 8 lat temu

Poczułam się nieco wywołana do tablicy przez Wojtka, który dał Wam w ubiegłym tygodniu sprawozdanie z trzech dni w Paryżu. Wywołana do tablicy, bo w trzy dni w Paryżu to ja spędzam co… tydzień. Taką mam pracę, o której wiecie już bardzo dużo – jestem kobietą w nieustającej delegacji.

Tym razem napiszę o tym, czym się kieruję, wybierając lokalizację na kolejny tydzień – także w tej kwestii wypracowałam swoją metodę szukania hotelu na krótki, 2–3 noce trwający pobyt. Te same zasady stosuję w przypadku wyjazdów do innych miast, ale akurat w Paryżu czuję się trochę jak w domu. To wiele zmienia.

Gdzie pracuję?

Zasadniczo pracuję w La Défense. To nowoczesna dzielnica Paryża, pełna eleganckich drapaczy chmur, panów w garniturach i pań w szpilkach. Dojeżdża do niej linia metra 1, którą nie kieruje motorniczy/maszynista, tylko jest automatycznie sterowana z centrum zarządzania. To super uczucie, usiąść sobie na samym przodzie wagonu i pruć podziemnymi korytarzami w ciemność. Wyobrażam sobie wtedy, że goście, którzy zarządzają tą linią (i 14 także), mają ekrany, na których widok przypomina grę w węża, a dokładniej w wiele węży, którymi za pomocą myszki sterują. Chodzi o to, by żaden wąż nie zjadł ogona drugiemu. Wracając do La Défense. Ile razy bym tam nie była, jestem zdumiona, że coś takiego powstało. Londyńskie City nie ma tego „czegoś” – zaplanowania, które widać w każdej uliczce czy pasażu; Przestrzeń Westchnień, Pasaż Rozmyślań – to nie dzielnica biznesu, ale betonowo-szklany królewski park na miarę naszych dzisiejszych królów, naszych dzisiejszych potrzeb – biznesu.
Niestety, La Défense, w której najsensowniej byłoby dla mnie się zatrzymać, nie oferuje hotelu w zakresie moich możliwości finansowych. Idelnie usytuowana Mélia jest zwykle za droga dla mnie i szef mi po prostu nie zatwierdzi tego noclegu. A miałabym do pracy siedem minut na piechotę, ze śniadania zaś patrzyłabym na wieżę Eiffle’a lub jeden z łuków triumfalnych, ten oryginalny, nieopodal Luwru, i ten nowy, betonowy Wielki Łuk La Défense.

Pełzam więc wężowym ruchem po mapie metra i szukam hotelu na linii metra 1. Myślę sobie: nawet jeśli będę miała pół godziny jazdy, to jedną linią, w przypadku hotelu położonego niedaleko stacji metra, będzie bardzo dobrze. Trafiam w ten sposób do mojej ulubionej dzielnicy Paryża: 11ème. To dzielnica ciągle branchée, jak to mówią Francuzi – dosłownie „podłączona do kontaktu”, czyli modna. Jedynka staje na place de la Bastille, który nie tylko jest jednym z centrów tej dzielnicy, ale zalicza się także do moich ulubionych miejsc w Paryżu – nie tylko ze względu na budynek opery, który naprawdę lubię, nie tylko ze względu na kanały, na które z tego placu rozpościera się bardzo przyjemny widok i nie tylko ze względu na to, że z tego placu jest niedaleko na najciekawsze w mojej opinii bulwary paryskie – na przykład Voltaire’a. Place de la Bastille jest mi bardzo bliski, ponieważ jako prawdziwa rewolucjonistycznie nastawiona republikanka (w znaczeniu odbiegającym od polityki amerykańskiej!) czuję tam ciągle ducha rewolucji francuskiej. Ilekroć staję na place de la Bastille, rośnie mi rewolucyjna flaga w dłoniach i mój lewicowy duch rośnie także. A już zupełnie pomijam, że te okolice to znakomite miejsce do biegania, które, jak też już wiecie, uprawiam w delegacjach. Ostatnio właśnie tam biegałam i na moment zatrzymałam się pod klubem Le Bataclan, niedawno otwartym ponownie po dramatycznych zamachach z listopada ubiegłego roku.

Nie zawsze uda mi się znaleźć hotel w tej okolicy. Cofam zatem mojego metrowego węża w stronę Le Marais i… też się cieszę. Jedno z najpiękniejszych w mojej opinii miejsc w Paryżu, place des Vosges, jest oddalony od Bastylii o zaledwie 10 minut spaceru. Jeśli ma się szansę na to, to warto w przerwie obiadowej na tym placu usiąść z sandwiczem czy sałatką. Regularna, piękna fasada, kwadratowy kształt spowodują, że myśli trafią na swoje miejsca i umysł się uporządkuje. Do tego zieleń uspokoi emocje. Warto. W Le Marais hotelików jest mnóstwo i można przebierać, wybierać.

Tu dygresja na temat paryskich hoteli w ogóle. Są drogie i w słabym standardzie. Dlatego kapryśnym lub wymagającym polecam zdecydować się na którąś sieciówkę – Best Western, Mercure, Ibis czy inne – które trzymają pewien standard i na pewno będą czystsze niż zwykły hotel, poza siecią. Takie zwykłe hotele charakteryzują się, niestety, dużym zużyciem wyposażenia oraz bardzo często szalenie ciekawą aranżacją wnętrza. Wprawdzie nie w Paryżu, ale niedaleko La Rochelle, mieszkałam kiedyś w hotelu, do którego pokoju wchodziło się przez… łazienkę. W Paryżu zaś znalazłam już pokój, w którym łazienka wprawdzie była normalna, ale toaleta mieściła się w szafie. To zwyczajna w tym mieście pomysłowość, która ma ograniczyć marnowanie miejsca.

Hoteliki, czasem liczące 6–10 pokoi, w Le Marais są zawsze bardzo ciekawie zaaranżowane. Nie od parady to dzielnica artystów, siedziba wielu firm/firemek z branży kreatywnej, oryginalnych butików, galerii.

Cofam się po linii jedynki – z Le Marais trafiam pod Hôtel de Ville, potem w okolice Luwru, na place de la Concorde, wreszcie do Charles de Gaulle – Etoile. Wszystko to miejsca zdecydowanie poza moim zasięgiem, choć każde z nich ma swoje zalety. Hôtel de Ville to znakomity punkt wypadowy na Beaubourg, czyli okolice Centrum Pompidou, Luwr – pomijam aspekt turystyczny, to po prostu ten fragment bardzo paryski, nad Sekwaną, a Etoile – to początek Champs-Elysées. No ale to wszystko za drogo. Potem, aż do La Défense, tak już zostanie. Jeśli nie znalazłam pokoju do tego momentu, to muszę zdecydować się na przesiadkę.

Teraz już tylko moje własne zmęczenie mnie ogranicza i bagaż, który ze sobą turgam. Przesiadki na paryskich stacjach metra nie zawsze należą do przyjemnych – przejście z linii 1 do 4 na Châtelet – Les Halles to bite dziesięć minut łażenia po schodach lub stania na ruchomym chodniku. Z walizką i torebką lub plecakiem? Nie, dziękuję. Wytężam pamięć i szukam łatwiejszych przesiadek na linię 1, które wskażą mi miejsce, gdzie się zatrzymam.

Trafiam w ten sposób na okolice Place de Clichy, dokąd dojadę 13, przesiadając się na dosyć nieuciążliwej stacji Miromésnil, lub 2, zmieniając kolejkę na Charles de Gaulle – Etoile. Place de Clichy jest ruchliwy i pełen świateł – sąsiednia stacja (na linii 2) to Blanche, samo centrum Montmartre’u, z widocznym z daleka wyzywającym wiatrakiem, czyli słynnym Moulin Rouge. Jeśli więc znajdę hotel przy place de Clichy, pójdę spacerkiem do knajpki, w której pracowała Amelia albo zrobię sobie selfie pod Moulin Rouge. Nieeee, ani jedno, ani drugie, bo po prostu zmęczę się, biegając – Montmartre to przecież wzgórze. To nie jest moje ulubione miejsce w Paryżu. Jest tu piekielnie dużo turystów (wiadomo, Montmartre), jak dla mnie za dużo, a wśród wielu cieszy się opinią zagłębia burdelowego. Ale za to mam znakomitą komunikację metrem: jedynka do biura, trzynastka – do najważniejszego klienta.

Bo właśnie metrem głównie poruszam się po Paryżu. Autobusy są świetne, ale grzęzną w paryskich korkach, zupełnie koszmarnych. Nadają się za to świetnie dla turystów, bo z autobusu widać więcej niż z metra. Pod ziemią natomiast można zanurzyć się w brzuchu Paryża. Przyjrzeć, jak ubierają się paryżanki i paryżanie, z jaką nonszalancją zarzucają szal, wychodząc z pociągu, jakie książki czytają lub w jakie gry grają na smartfonach. W metrze zobaczycie także cykl życia bezdomnych, którzy na lepszych stacjach wieczorem rozkładają śpiwory, a rano je zwijają. W metrze wreszcie będziecie zmuszeni dowiedzieć się, co aktualnie jest grane w teatrach, kinach paryskich i która gwiazda przyjeżdża na koncerty za rok. I metrem zawsze dojeżdżam do właściwego hotelu, ostatnio zawsze na prawym brzegu Sekwany. Pominęłam kilka świetnych lokalizacji – okolice placu Nation czy placu Republiki, rejony wokół Opery (drogo…) i inne.

O lewym brzegu i o tym, jak tam wybieram miejsce na nocleg, jeszcze napiszę, bo lewy brzeg, ach, lewy brzeg to ten Paryż, za którym wielu tęskni.

Na fotografii wschód słońca nad Paryżem – widok z La Défense, 30.11.2016.

Anna Gabryś

Byłam flecistką, wydawczynią, historyczką, muzealniczką. Jestem IT PM. Nie wiem, kim jeszcze zostanę. #piszęSobie #smartkultura #polszczyzna

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 5

dziękuję :) jeśli tylko mi czas pozwoli, to będzie ciąg dalszy szukania hotelu w Paryżu :)))