Custboards: elektryczny longboard z Polski
Jakiś czas temu na Facebooku Michała Sadowskiego z Brand24 mignęło mi wideo z elektryczną deskorolką w roli głównej. Chociaż w przeszłości miałem już styczność z takimi urządzeniami (głównie za sprawą kanału Caseya Neistata na YouTube, a także popularnymi w Australii produktami firmy Evolve Skateboards), tym razem okazało się, że deska jest polska, a tworzy ją Custboards, czyli trzyosobowy team z Gdańska. Wykorzystując moc internetu, udało mi się z nimi skontaktować i umówić na testy, a także przeprowadzić poniższy wywiad.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 12/2016
Jakub Karpiński, Bartek Nowakowski i Tomek Kalenda poznali się na studiach, pracowali także razem w różnych działach w firmie Intel. Wszyscy trzej nadal pracują w IT, a projektem elektrycznego longboarda zajmują się po godzinach. Spotkaliśmy się na początku października w gdańskim Wrzeszczu, gdzie na jednym z parkingów przez kilka godzin zapoznawałem się z prototypowym modelem, jego specyfikacją, a także samymi twórcami i historią powstania projektu. Aby dłużej nie przeciągać wstępu, napiszę tylko, że jazda na sterowanej bezprzewodowym pilotem deskorolce to ogromna frajda i rzecz, której każdy powinien spróbować. Na moje pytania odpowiada Kuba, inicjator i koordynator całego przedsięwzięcia.
Tomasz Szykulski (TS): Cześć! Skąd wziął się pomysł na elektrycznego longboarda? Czym się inspirowaliście?
Jakub Karpiński (JK): Pomysł na elektrycznego longboarda pojawił się po obejrzeniu jednego z klipów Caseya Neistata. Niestety, odrzuciła mnie cena deski, na której jeździ – 1500 dolarów. Jako zapalony konstruktor-elektronik zacząłem badać, ile kosztowałaby konstrukcja takiej deskorolki. Wyszło o wiele taniej, dlatego szybko zabrałem się do pracy i po mniej więcej dwóch miesiącach miałem pierwszy prototyp. Byłem tak podekscytowany, że obdzwoniłem wszystkich znajomych, żeby pokazać im swoją konstrukcję. Jednym z nich był Bartek. Umówiliśmy się na wieczór, ale z przyczyn niezależnych od Bartka, mieliśmy obsuwę. To jednak w niczym nie przeszkodziło; spotkaliśmy się o 2 w nocy i testowaliśmy mój prototyp pod jego domem. Z samego rana Bartek zadzwonił do mnie wkurzony, że nie ma czasu, ale że wkręciłem go w ten projekt. Do tej pory to on przekonywał mnie do swoich pomysłów; już wtedy wiedziałem, że on też popłynął.
Tomek dołączył do teamu niewiele później, po tym jak zrobiłem dla niego drugą deskę. Jeździ na niej, gdzie się da i kiedy się da, żeby jak najbardziej „katować” zestaw i wykryć wszelkie potencjalne problemy i niedociągnięcia. Obecnie Tomek pracuje nad naszą aplikacją na Androida.
TS: Czy jeździłeś na deskorolce, zanim zająłeś się projektem?
JK: Wcześniej nigdy nie miałem kontaktu z longboardami, natomiast jeździłem agresywnie na rolkach; myślę, że jest to przejaw skłonności do podejmowania większego ryzyka, wychodzenia poza strefę komfortu oraz chęć odkrywania czegoś nowego, co poskutkowało powstaniem tego projektu.
TS: Waszą deskę po raz pierwszy zobaczyłem na wideo Michała Sadowskiego. Jak do tego doszło?
JK: Nie mogłem powstrzymać się przed zabraniem deski na konferencję InfoShare 2016. Tam poznałem Michała – podszedłem po jego prezentacji i zaproponowałem przejażdżkę; widziałem na jego filmie z wizyty w San Francisco, że ma longboarda i że może być zainteresowany. Po jakimś czasie zainteresował się tematem i zaczęliśmy rozmawiać. Michał zrobił research wśród dostępnych na rynku urządzeń, nic mu jednak nie odpowiadało ze względu na wydajność, dostępność czy stosunek jakości do ceny. Podczas jednej z rozmów Michał rzucił, że będzie promował tego, kto pierwszy zrobi elektrycznego longboarda, który mu się spodoba. Tak zaczęła się wariacka historia z wyjazdem do Wrocławia, składaniem deski do testów do 3 nad ranem i knucie intrygi z Magdą – żoną „Sadka”. Na filmie, który był rezultatem tej akcji, pierwszy raz zobaczyłeś naszą deskę.
TS: Biorąc pod uwagę rynkowe warunki i skalę, tworzycie produkt niszowy. Ile osób zaangażowanych jest w projekt i jak dzielicie między sobą role?
JK: Jest nas trzech, ale jednak poziom zaangażowania i zadania bardzo się różnią. Ja jako inicjator zajmuję się organizacją projektu oraz częścią techniczną, Bartek marketingiem i kontaktami zewnętrznymi, Tomek pisze aplikację na Androida oraz jako aktywny użytkownik, zgłasza swoje uwagi co do konstrukcji i możliwych poprawek. Nie ukrywam, że brakuje nam doświadczenia w skalowaniu operacji z pojedynczych sztuk do masowej produkcji. W przyszłości chętnie rozpocząłbym współpracę z osobą, która ma doświadczenie w dziedzinie projektowania elektroniki i podobną do mojej pasję, by móc rozszerzyć skalę działalności.
Pomysł z elektryczną deską nie jest nowy, dlatego nie chodzi nam o to, by na tym projekcie zarobić kokosy. Z całego procesu najbardziej zależy mi na wypuszczeniu na rynek produktu, który będzie spełniał precyzyjnie określone, indywidualne oczekiwania klientów. Chcę móc podzielić się czymś, co sam stworzyłem, co dla korzystających z tego ludzi jest wartością dodaną i czymś, co sprawia im przyjemność; jeżdżenie na desce elektrycznej to naprawdę świetna zabawa (potwierdzam! – przyp. red.). Myślę, że Polacy powinni bardziej pomagać sobie nawzajem – szczególnie w przypadku projektów takich jak nasz. Inaczej nigdy nie stworzymy polskiej Doliny Krzemowej, gdzie wszyscy dzielą się swoimi pomysłami i jeżeli ktoś dzięki temu jest w stanie zrobić lepszy biznes od Ciebie, to tym lepiej. Do tego jednak musimy dojrzeć, przejść przez etap sukcesu, żeby móc potem dzielić się wiedzą bez strachu. Takimi wartościami kierujemy się w Custboards, tworząc otwarty produkt zorientowany na indywidualne potrzeby użytkownika.
TS: Przejdźmy do kwestii technicznych. Na początku opowiedz o parametrach Waszego longboarda.
JK: Jeżeli chodzi o technologię, to ona nie jest ograniczeniem. Można zbudować deskę, która rozpędzi się do nawet 100 km/h, ale odwołałbym się do zdrowego rozsądku. W przypadku tak małego pojazdu elektrycznego rozsądną prędkością maksymalną jest 35 km/h. Powyżej tej prędkości powinno się nosić specjalne ochraniacze, żeby nie zrobić sobie krzywdy. To samo odnosi się do akumulatorów. Rowery elektryczne mogą przejechać nawet 100 km na jednym ładowaniu, ale czy chcielibyście mieć deskę, która waży 15 kg? Według mnie nie, dlatego lepiej znaleźć kompromis między tymi parametrami.
To wcale nie znaczy, że nie chcemy dać klientom możliwości wyboru – wręcz przeciwnie! Uznaliśmy, że sensowną wersją podstawową będzie ta o prędkości maksymalnej 35 km/h, zasięgu 10 km i wyposażona w jeden silnik. Jednak tak jak w wypadku Tesli, chcemy zaoferować konfigurator, gdzie będzie można rozszerzyć zasięg czy zwiększyć przyspieszenie. To samo dotyczy samego decka. Każdą deskę da się zelektryfikować, na początku jednak musimy ograniczyć się do sprawdzonej listy modeli.
TS: Testowany przeze mnie prototyp jest dosyć surowy; pod deską wystają kable, brakuje także obudowy na elektronikę. Jak wygląda postęp prac i czego jeszcze potrzebujecie?
JK: Od samego początku najtrudniejszą częścią projektu jest bateria, a właściwie zagwarantowanie bezpieczeństwa użytkowania. W wypadku tego typu konstrukcji mamy do czynienia z pakietami składającymi się z wielu ogniw, o dużym prądzie rozładowania, przy stosunkowo wysokim napięciu. Bez specjalnego systemu monitorowania stanu naładowania, zwanego BMS (Battery Monitoring System), może dojść do przeładowania ogniw i w rezultacie bezpiecznego „odpowietrzenia” ogniwa. Zdarzyło się niedawno w przypadku kilku egzemplarzy nowych desek od Boosted Board (takiej używa Casey Neistat – przyp. red.). W rezultacie wstrzymano dystrybucję i poproszono klientów o zwrot produktu. Bezpieczeństwo jest dla nas niezwykle istotne, dlatego nie chcielibyśmy znaleźć się w podobnie niekomfortowej sytuacji. Z tego powodu cały czas znajdujemy się na etapie budowania bezpiecznego pakietu i to zadanie konsumuje większość naszego czasu.
Ostatnim elementem projektu będą wodoszczelne obudowy do całego zestawu. Mamy już kilka wstępnych wydruków 3D, ale zanim przejdziemy do form wtryskowych, prawdopodobnie będziemy musieli przejść przez etap obudów termoformowanych – chodzi tu głównie o niższe koszty. W prototypie do sterowania deską używamy przerobionego, bezprzewodowego pilota od… konsoli Nintendo Wii. To fajne rozwiązanie, które bardzo podoba się użytkownikom, ale nie jest ono pozbawione wad; przede wszystkim plastik obudowy jest zbyt miękki, łatwo się rysuje, co w finalnym produkcie jest niedopuszczalne.
Stworzenie fizycznego produktu kontrolowanego przez pilota jest tylko pierwszym krokiem. W procesie projektowania wzorujemy się na Boosted Boards i chcemy pójść ich ścieżką, żeby dowiedzieć się, na jakie problemy napotkali – po to, by móc zrobić jeszcze lepszy produkt. Mamy dużo pomysłów na ulepszenia, dodanie inteligencji i personalizacji, ale najpierw trzeba zamknąć wcześniejszy etap, czyli budowę samej deski.
TS: Co otrzyma w standardzie użytkownik, który zdecyduje się kupić Waszą deskę? Co może wybrać, a co będzie takie samo w każdej desce?
JK: Tak jak wspomniałem wcześniej, będziemy oferować wersję jednosilnikową z prędkością maksymalną 35 km/h i zasięgiem 10 km, na truckach Caliber II oraz kółkach Orangatang 80 mm. Do wyboru będą dwa decki (właściwa drewniana deska), w dwóch wersjach cenowych. W przyszłości kolejnym krokiem będzie rozszerzenie oferty desek, trucków, kółek i innych elementów. Na tym właśnie opiera się idea Custboards – chcemy oferować klientom możliwość dopasowania longboarda do indywidualnych potrzeb i preferencji.
TS: Dwa ostatnie pytania kieruję do Bartka Nowakowskiego. Jak wyglądają Wasze plany na przyszłość – jakie kanały sprzedaży i reklamy chcecie wykorzystać?
Bartek Nowakowski (BN): Ze względu na nasz brak doświadczenia przy produkcji masowej i na to, że tworzymy deskę w wolnym czasie, tempo skalowania produkcji będzie ostrożne. Chcemy zacząć od współpracy z lokalnymi sklepami ze sprzętem longboardowym – tak, by mieć możliwość zbierania opinii z pierwszej ręki oraz zapewnić klientom łatwy dostęp do wsparcia specjalisty, który pomoże na przykład w regulacji naciągu paska lub wymiany zębatki, czyli dodatkowych czynności serwisowych w porównaniu do klasycznych longboardów.
Jeżeli chodzi o marketing, chcemy przede wszystkim pokazać prace nad udoskonaleniem prototypu, a w przyszłości rozwijaniu wersji detalicznej. Aktualnie prowadzimy newsletter, zaczęliśmy również prace nad blogiem oraz vlogami. Zależy nam, by regularnie pokazywać nasze postępy, napotkane problemy i sposoby ich rozwiązania.
TS: Kiedy możemy spodziewać się możliwości zakupu Waszej deski?
BN: Obecnie najważniejszym celem jest opanowanie i usystematyzowanie całego procesu produkcji. Planujemy dojść do tego etapu w marcu 2017 roku. Liczymy, że do czerwca 2017 roku powstanie co najmniej 100 sztuk naszej deski. Te kalkulacje opieramy na naszych założeniach i obecnych postępach, ale bierzemy pod uwagę to, że wiele rzeczy może nas zaskoczyć, dlatego oficjalnie nie komunikujemy dat, których nie jesteśmy całkowicie pewni.
TS: Brzmi rozsądnie. W takim razie czekam na rynkowy debiut Waszej deski. Dzięki za rozmowę!
Dzięki!
Aktualizacja: od momentu przeprowadzenia tego wywiadu minęło kilka miesięcy. W tym czasie projekt znacząco posunął się do przodu – poprzedni silnik zastąpiła jednostka o większej mocy wyposażona w czujnik położenia, który umożliwia łagodniejsze ruszanie, a nowy pakiet akumulatorów Li Ion zwiększył zasięg do 25 kilometrów. Obecnie ekipa pracuje nad trzecim prototypem obudowy chroniącej elektronikę, a także nowymi komponentami i oprogramowaniem pilota. Postępy prac możecie śledzić tutaj.