Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Weekly Chill #009

Weekly Chill #009

0
Dodane: 8 lat temu

Nigdy już nie będzie takiego lata w Krakowie. Wiadomo, idąc za klasykiem, że „nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy”, lecz już na początku uściślę: nigdy. Teraz o tym, dlaczego i na jaki właściwie temat chcę Wam w tym #WeeklyChill opowiedzieć.

O uśmiechu, za którym tęsknimy.

#009/Miasta radości

Zeszły tydzień był – przede wszystkim dla krakowian – najbardziej zwariowanym czasem w powojennej historii. Nie trzymając się oficjalnych rejestrów, ale ostatecznych danych, dwa i pół miliona osób z całego świata odwiedziło stolicę małopolski oraz sąsiednie miasta. To ludzie, którzy mieli wygenerować gigantyczny paraliż komunikacyjny, uniemożliwić normalne – cokolwiek to znaczy – funkcjonowanie miasta czy w końcu zginąć. Takie są fakty.

Tymczasem idąc przez Rynek już na kilka dni przed oficjalnym startem, było jasne, że czeka nas coś nowego. Pierwsze godziny po rozpoczęciu Światowych Dni Młodzieży pokazały, że przymiotnik „nowe” jest niewystarczający. Zupełnie nie. Każda ulica, uliczka, w Krakowie i poza nim wypełnione była z mojej perspektywy jednym zjawiskiem i nie były to tysiące policjantów, wojsko czy kolorowe flagi.

fot. Agnieszka Gawron, Kraków 2016

Wspomnienie

Pamiętam, co najbardziej urzekło mnie w Londynie, kiedy jako student pierwszego roku dziennikarstwa, wyjechałem na wymianę pięć lat temu. Mijałem niezliczoną rzeszę cukierni, kawiarenek, Starbucksów i dosłownie każda z tych witryn wypełniona była najróżniejszą mieszaniną kultur. Wysoko postawiony dyrektor jednego z banków siedzący tuż obok robotnika, który wpadł na Americano w przerwie. To samo było w metrze. Garnitur obok ferszalunku, ferszalunek nieopodal różnobarwnych strojów etnicznych. Nikt na nikogo krzywo nie patrzył, nikt nie próbował pokazać wyższości swoich korzeni, wyznania czy przekonań.

Potrzeba było nieco czasu, abym przywykł do tamtejszej codzienności, kilkumilionowej metropolii. Dziś, po pięciu latach, kolejnych wizytach w Anglii i innych metropoliach świata ten obraz wraca ze stukrotną siłą. I to przy okazji Światowych Dni Młodzieży. Bracka, Franciszkańska, Gołębia, Grodzka czy Floriańska, na której nie dasz rady uciec od niego. Zakrycie oczu nic nie da, jest bowiem słyszalny z kilku kilometrów, włączenie ANC w słuchawkach również na nic się zda, bo ktoś może poklepać Cię po ramieniu, krzycząc wręcz, że za coś dziękuje.

Nie dało się uciec od uśmiechu. Od radości tak naturalnej i tak pięknej, że aż rozsadzającej kolorytem naszą monochromatyczną codzienność. Wierzcie mi, nie miało znaczenia, że tramwaje do drugiej w nocy (kurs, który powinien zjechać do zajezdni przed północą) rozwoziły tłumy, a postój na jednym przystanku trwał po dziesięć minut, zanim tłum wysiadł i wsiadł do wagonów. Nie miało znaczenia zamknięcie terenu Rynku ze względu na przeludnienie podczas koncertu Rubika (znamienne, swoją drogą, że akurat wtedy, ale to temat na inny artykuł). Przemierzanie miasta w towarzystwie tylu uśmiechów, słuchanie tych wszystkich okrzyków czy w końcu rozmowy z ludźmi, którzy byli autentycznie szczęśliwi, czy spoglądanie na pomnik Adama Mickiewicza otoczony po sam wierzch kolorowymi flagami – jest tym, za czym tak bardzo tęsknimy.

(Fot. Agnieszka Gawron, Kraków 2016)

fot. Agnieszka Gawron, Kraków 2016

Nie chcę rozliczać ŚDM pod tym czy innym kątem. Chcę pamiętać te dni jako lato radości, które już nigdy może się nie powtórzyć, chyba że sami sobie je zafundujemy każdego dnia. Nie tylko Krakowie, ale i w całej Polsce. Jestem jednak realistą, natomiast wspomnień – jak już wielokrotnie pisałem – nie jest w stanie nikt odebrać. Tak samo, jak różnorodności, która jest w nas. Światowe Dni Młodzieży skupiły nie tylko wyznawców katolicyzmu. W Krakowie spotkałem także przedstawicieli innych religii. Nie jestem w stanie uwierzyć w to, że te dwa i pół miliona osób cokolwiek udawały względem siebie. Po prostu nie. Ba, nawet zagorzali ateiści czy agnostycy spośród moich znajomych brali czynny udział w ŚDM, właśnie ze względu na możliwość zderzenia się z niewyobrażalną dawką pozytywnych emocji czy uśmiechem. Bez podziałów, politykowania czy dzielenia kogokolwiek na tych dobrych i złych.

Tytus napisał na swoim Twitterze: „Szczera i pełna wiara w Boga, jakkolwiek go wierzący pojmuje, potrafi być czymś naprawdę przepięknym. Tak po prostu”. Tego „po prostu” właśnie, doświadczyliśmy w ciągu Światowych Dni Młodzieży.

Chill

Papież Franciszek powiedział dwa zdania, które zapamiętam jako podsumowanie tego czasu w Krakowie. Bez względu na to, kto, czy i w kogo wierzy:

Nie przyszliśmy, żeby z życia uczynić kanapę, która nas uśpi. Przyszliśmy po to, by pozostawić po sobie trwały ślad.

Tego sobie i Wam życzę.

Na koniec zobaczcie przepiękne, wideo podsumowanie (*klip dostępny tylko na Facebooku – nie wiem dlaczego. Do prawidłowego działania konieczne jest wyłączenie AdBlocków.):

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .