Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Audiobooki – technologiczny powrót do korzeni

Audiobooki – technologiczny powrót do korzeni

9
Dodane: 8 lat temu

Dawno dawno temu wszystkie książki były recytowane. Najlepiej z akompaniamentem jakiegoś instrumentu. Tak „Iliadę” i „Odyseję” opowiadał Homer. Tak Kirgizi w Azji Środkowej opowiadali dzieje swego bohatera – Manasa. Te epickie poematy sławiące starożytnych bohaterów znano na pamięć i chętnie recytowano je przy ogniskach, w jurtach nomadzkich klanów czy na agorach greckich państw-miast. A potem ludzie nauczyli się pisać i przestali słuchać takich wielkich dzieł, by w zamian je czytać. A potem ludzie przestali mieć czas na czytanie długich książek i przestali czytać. A potem ludzie na nowo nauczyli się słuchać. Tak powstały audiobooki.

Książki mówione, książki do słuchania

Różnie się na nie mówi po polsku, ale króluje chyba zwyczajne angielskie „audiobook”. Jeszcze niedawno wiązało się je niemal wyłącznie z osobami niewidomymi i niedowidzącymi oraz z kierowcami TIR-ów. Na potwierdzenie tej tezy dodam, że pod koniec pierwszej dekady XXI wieku najwięcej audiobooków kupowałam na stacjach benzynowych. I chyba właśnie kierowcom należy przypisać upowszechnienie słuchania książek – nie tylko kierowcom ciężarówek, ale także samochodów osobowych. Ile można słuchać muzyki, jeśli kryminały są na wyciągnięcie ręki?

Tylko po co pisać o audiobookach w smartkulturze? Książki nagrywano od chwili wynalezienia mechanicznych sposobów nagrywania dźwięku; zmieniał się tylko nośnik – winyl, taśma, CD, pendrive, chmura… Warto pisać o audiobookach dlatego, że zmieniają nasz sposób przyjmowania słowa, a rozwój technologii oraz tempo i styl życia w tej zmianie uczestniczą z niebagatelnym wpływem.

Odzyskiwanie czasu

Temat zupełnie przypadkiem wypłynął w dyskusji o tym, po co mi telefon z dużą pamięcią. 16 GB nie wystarcza – dowodziłam – bo to, bo tamto. Bo słuchasz dużo audiobooków – przytomnie mi przypomniano. Nie mogę się przekonać do audiobooków – usłyszałam z innej strony. No właśnie. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak w ogóle korzystam w tej chwili z literatury (jakie sformułowanie, „korzystać z literatury”, trochę nieładnie, ale właśnie o to mi chodzi) i dlaczego tak bardzo lubię audiobooki. Czytanie przed snem, minimum pół godziny – zapomnij, zasypiam. Czytanie w autobusie? Ostatnio chodzę do pracy, a nie jeżdżę zbiorkomem. Czytanie pod drzewem czy na plaży w wakacje – hmm, co to są wakacje? A jeśli już są, to intensywne, pełne zwiedzania, nie leżakowania. Rezultat jest taki, że czytam czasem w knajpie przy kawie, czasem przy śniadaniu, czasem przy obiedzie w pracy, jeśli jem sama. Książki na Kindle’u przyrastają, a ja nie mam siły ich czytać.

Mam za to sporo czasu „w czasie” – na przykład w czasie chodzenia z kijkami, czyli uprawiania Nordic Walking, mam czas. Mam czas, gdy na piechotę idę do pracy (około 25 minut spokojnym tempem). Mam czas w czasie zakupów. Mam czas, gdy wieczorem już nie mogę czytać/pisać, a tylko chcę leżeć. Mam też czas, gdy sprzątam mieszkanie, myję gary czy odkurzam. Mam wreszcie czas, gdy prowadzę samochód, przemierzając stałe trasy – Kraków–Warszawa–Łódź. Oprócz tego, że mam czas, mam także smarttelefon i sporo miejsca na chmurze. A w chmurze są moje audiobooki. Bo ten czas, który „mam” i który właśnie wyliczyłam, poświęcam na słuchanie audiobooków. Właśnie za to kocham technologie – nie zawsze zabierają czas, ale czasem pozwalają czas wykorzystać podwójnie.

Mój zestaw słuchacza

Słucham książek głównie w formacie .mp3. Trochę nie radzę sobie z iTunes1, znalazłam więc fajną aplikację, dzięki której słucham audiobooków na telefonie bez konieczności przepychania ich przez iTunes (co mi się jeszcze nigdy nie udało). Aplikacja nazywa się MP3 Audiobook Player (jakże odkrywczo) i właśnie to robi. Odtwarza audiobooki. Wersja darmowa pozwala na załadowanie najwyżej jednej książki i to nie całej. Wersja płatna umożliwia upload dowolnej liczby książek, w całości, a wersja płatna plus – na pozbycie się reklam z paska w dole ekranu. Zdecydowałam się na wersję płatną z reklamami. Wśród najważniejszych funkcjonalności dla mnie jest to, że aplikacja zapamiętuje miejsce, w którym przerwałam słuchanie oraz daje możliwość przewinięcia 15 sekund w przód lub w tył – to ważne, bo czasem czegoś się nie dosłyszy.

book-with-headphones

Upload książek następuje z chmury (Google Drive, iCloud, MS OneDrive), przez przeglądarkę, przez iTunes (nie muszę pisać, że z tej ostatniej opcji nie korzystam?). Rach-ciach i słucham. Jestem zachwyconą użytkowniczką tej aplikacji, która stała się dla mnie absolutnym must have na telefonie o pojemności 16 GB. Nie jest to jedyna tego typu aplikacja – wystarczy poszukać, by znaleźć coś, co akurat Tobie będzie pasowało.

Skąd biorę książki?

Audiobooki można kupić w różny sposób, w różnych formatach i w różnych miejscach – w księgarniach stacjonarnych czy internetowych. Po wpisaniu „audiobooki” w wyszukiwarce wyskakuje sporo sklepów internetowych je oferujących2. Ciągle można kupić je na CD, ale standardem jest możliwość ściągnięcia pliku audio po zakupie.

Inną formą jest subskrypcja – za niecałe trzy dychy miesięcznie otrzymujemy dostęp do biblioteki Storytel, w której można słuchać książek w streamingu online lub offline, za pośrednictwem aplikacji serwisu. Fajne. Nawet bardzo fajne, bo mniej więcej tyle samo – trzy dychy – kosztuje jeden dobry audiobook, a tu w miesięcznym abonamencie można słuchać i słuchać. Tylko zastanówcie się, ile faktycznie miesięcznie godzin da się słuchać książek – ten czas odzyskany też jest ograniczony, a przeciętna książka to kilka, czasem kilkanaście godzin słuchania…

Czego słucham?

Moja aktualna kolekcja zaczęła się na poważnie wraz z serią Mistrzowie słowa „Gazety Wyborczej”. Roman Wilhelmi czytający „Moskwa–Pietuszki” Wieniedikta Jerofiejewa to pozycja, która mnie autentycznie rozłożyła na łopatki, to nie mistrzostwo, ale arcymistrzostwo. Andrzej Seweryn w „Następny do raju” Marka Hłaski udowodnił mi, że proza tego autora znakomicie nadaje się do słuchania, a po zamknięciu oczu wręcz przenosiłam się do zimowego pejzażu Bieszczadów, gdzie rozgrywa się akcja. Magdalena Zawadzka uwiodła mnie głosem pełnym słodyczy w „Wyznaniach chińskiej kurtyzany”. Nie słucham jednak wyłącznie klasyki, choć, przyznaję, lubię w formie audiobooka wracać do tych książek, które czytałam dawno temu. Ostatnio odświeżyłam w ten sposób „Imię róży” Umberto Eco. Sięgam też chętnie kryminałów i sensacji – na przykład Marka Krajewskiego pierwszą część cyklu o Eberhardzie Mocku wysłuchałam w napięciu, podobnie Marca Elsberga „Zero”. Przyznaję, że tego typu „lżejsza” literatura towarzyszy mi, gdy prowadzę samochód.

kolekcja-600

Z mojego doświadczenia z książkami mówionymi wynika, że to, co już znamy, sprawdza się znakomicie, podobnie jak sensacja, kryminały. Nie sądzę, bym „przez uszy” chciała zapoznawać się z traktatami filozoficznymi.

Koncentracja i spadek uwagi

Tak, to jest problem i z nim wiąże się właśnie ostatnie zdanie poprzedniej części. Gdy idę „na kijkach”, zdarza się, że byle kaczka nad Wisłą mnie wytrąca z równowagi i kilka minut słuchania mam w plecy – trudno czasem je nadrobić w treściach bardzo skomplikowanych. Tracę też wątek w pociągu, gdy słucham książki, a konduktor przychodzi sprawdzać bilety. Nie cierpię wreszcie, gdy ktoś mnie zagaduje w czasie słuchania. To jest jednak wliczone ryzyko i stąd poważnie podchodzę do decyzji, które książki chcę słuchać, a które wolę czytać. Ryzyko wliczone dotyczy też ewentualnej straty czasu przy powtórzeniu jakiego wątku. Słuchanie książki zabiera wprawdzie więcej czasu niż jej przeczytanie, ale zarazem to czas odzyskany – nie traci się go zatem, a wyłącznie zyskuje, nawet jeśli dany fragment przesłuchuje się ponownie. Technologia umożliwia nam to w bardzo prosty sposób.

Dziecięca radość słuchania

928. Na taki numer dzwoniłam jako dziecko, by przez telefon wysłuchać bajki. Codziennie była inna, odtwarzana w zapętleniu. Zaczynało się słuchać od dowolnego momentu, musiało się doczekać do końca i słuchać potem początku. Śmieszne to było – najczęściej znało się zakończenie przed poznaniem początku. Może dlatego, że w tym serwisie spędziłam długie godziny, dzisiaj lubię słuchać książek?

Wiem jedno: audiobooki pozwalają mi wykorzystać czas podwójnie, dzięki technologii. To smartkultura, a zarazem powrót do korzeni opowiadania historii.

  1. Ceterum censeo iTunes delendam esse – parafrazuję Katona Starszego, który każde swoje wystąpienie w senacie Rzymu, na dowolny temat, kończył zdaniem „a poza tym sądzę, że Kartaginę należy zburzyć”, ja mogę to samo o iTunes mówić. Zaorać. Zamknąć. Zorganizować na nowo.
  2. Tak, „audiobooki” po polsku, nie „audiobooks” lub „audiobook”

Anna Gabryś

Byłam flecistką, wydawczynią, historyczką, muzealniczką. Jestem IT PM. Nie wiem, kim jeszcze zostanę. #piszęSobie #smartkultura #polszczyzna

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 9

Ja nie mogę się przekonać do audiobook. Wydaje mnie się, że mam problem jak większość mężczyzn – jednowątkowość, chociaż są też wyjątki. Muszę mieć właśnie czas tylko dla siebie aby usiąść i poczytać. Praca, dzieci i codzienne sprawy powodują, że audiobook bym dzielił na setki części i traciłbym wątek itp.

Ale lubię słuchać podcasty. Wydaj mi się, że związane jest to z długością audycji, które zajmują tylko kilkadziesiąt minut.

sensownie wydane audiobooki są podzielone na sensowne rozdziały, po około 20 minut – to jest według mnie odpowiedni odcinek do przesłuchania i utrzymania uwagi. Podcast też jest często długi, czasem nawet za długi, by przesłuchać za jednym zamachem (sama lubię podcasty o długości maksymalnie 10 min), często podnosi się w nim wiele różnych tematów – to w mojej opinii bardziej zmuszające do utrzymania uwagi niż książka. Tym bardziej, że wybieram najczęściej książki, które już znam :)

Uwielbiam audiobooki w trakcie spacerów i podczas jazdy samochodem. Ostatnio jednak przerzuciłem się na podcasty w trakcie tych pierwszych, a auto nie obsługuje wygodnego/sensownego przesyłania audio, więc zarzuciłem ten temat, ale wrócę do niego!

Wracaj :) Może trzeba zmienić aplikację, z której korzystasz do audiobooków?

to źle zrozumiałam to, co napisałeś – wydawało mi się, że zarzuciłeś, *bo* auto nie obsługuje sensownego przesyłania audio.