Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Zadomowianie w Irlandii

Zadomowianie w Irlandii

9
Dodane: 8 lat temu

Już prawie wszystko jest na swoim miejscu. Zrobiliśmy przemeblowanie, jeszcze nie ostateczne, bo potrzebujemy biurek (próbowaliśmy przenieść stół, ale się nie zmieścił w drzwiach), a IKEA jest po drugiej stronie kraju. Dostawa ze sklepu do pokoju brzmi jednak kusząco i nawet po dodaniu kosztu takiej wysyłki, opłaca nam się to bardziej niż zakup w innym miejscu.

Dzieci mają swoje pokoje obok siebie, przedzielone salonem, a nasza sypialnia znajduje się po drugiej stronie domu, jest więc wreszcie pole do manewru w kwestii snu polifazowego lub wstawania o dziwniejszych godzinach niż zwykle. Skoro nowe miejsce, to i czas na wypracowanie nowych nawyków.

Rower

Środek transportu, którego nienawidzę i się go panicznie boję. Gdy już jadę, boję się zmieniać przerzutki, bo co, jeśli spadnie mi łańcuch? Każdy przejeżdżający obok samochód podnosi mi ciśnienie, bo co, jeśli zawadzi o kierownicę?

Nie wiem, skąd się to wzięło, jeszcze kilkanaście lat temu bardzo dobrze się czułam na swoim zielonym góralu. Pewnie ma to coś wspólnego z bardzo stresującymi wypadami z moją siostrą (która jechała zawsze z przodu i skręcała na ruchliwej drodze bez ostrzeżenia), ale teraz już nic z tym nie zrobię. Poza próbą odczarowania sobie rowerów.

W składziku stoi kilka rowerów, których możemy używać. Mają kaski i blokady z kluczykiem. Do najbliższego miasteczka 6 kilometrów, jak już pewnie pamiętacie. Wystarczająco, by trochę się rozruszać, a średnio ruchliwa droga nie jest aż tak stresująca. Czasem zdarzy się, że w zasięgu wzroku są trzy samochody, ale to odosobnione przypadki.

Jestem po dwóch takich jazdach, pierwsza zajęła mi jakoś cholernie dużo czasu, ale chyba nie ma się czemu dziwić, skoro ostatni raz w siodełku siedziałam jeszcze w gimnazjum, z drugą było o wiele lepiej, bo nawet nie rozminęłam się za bardzo z czasem sugerowanym przez Google Maps. Miałam chwile zwątpienia, gdy chciałam zawracać do domu, bo po zmianie przerzutek coś zaczęło cyklicznie stukać, ale ostatecznie się przemogłam.

Wiem, dla Was to na pewno nic specjalnego, ale dla mnie to dużo. Mogę spacerować (nie biegać), ale na tym kończą się moje spotkania z aktywnościami innymi niż ćwiczenia w domu. Uczę się roweru i mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej, a ja poczuję się w siodełku na tyle pewnie, by móc wybrać się na wycieczkę trochę dalej, niż do dwóch okolicznych miasteczek.

Sen polifazowy

Marzy mi się on od chwili, gdy pierwszy raz Krzysiek coś o nim przeczytał. Nigdy nie spałam regularnie, a najlepiej pracuje mi się w późnych godzinach nocnych, podobnie jest zresztą z pisaniem.

Aktualnie kładziemy się do łóżka przed północą, oglądamy odcinek serialu i idziemy spać. Któreś z dzieci mnie budzi, nie mogę zasnąć, zegarek wskazuje drugą lub trzecią, a ja włączam książkę na telefonie, by nadrobić jeden rozdział, może dwa. Wracam do spania i wstaję przed ósmą. To już start.

Na początek chciałabym zacząć od spania z przerwą, by zasypiać i budzić się tak jak dotychczas, ale przerwę w środku nocy rozszerzyć do dwóch godzin, co podobno było praktyką stosowaną kilkaset lat temu. Dwie godziny to może nie za dużo, ale wystarczy, by trochę poczytać, popracować, pograć czy poćwiczyć.

Schemat, który mnie interesuje na ten moment to Segmented Sleep, w przyszłości mogłabym przejść na taki z drzemką i jeszcze krótszym snem z dłuższą przerwą, ale nie wybiegajmy w przyszłość, skoro nie wiem, ile czasu zajmie mi adaptacja do tego zestawu.

240px-ubermanNie chcę rzucać się na głęboką wodę, a sen polifazowy ma wśród swoich zestawów takie naprawdę ekstremalne, gdzie na cały dzień mają wystarczyć 20-minutowe drzemki co trzy godziny i czterdzieści minut.

Dalej nie wiem, czemu Krzysiek Wam o tym nie poopowiadał, skoro czyta o tym bardzo dużo i trochę czasu udało mu się żyć przy śnie w czterech kawałkach (dwa bloki do trzech godzin i dwie drzemki po 20 minut).

Po co?

Brzmi fajnie, nie tracę na długości dnia, a zyskuję takie dodatkowe dwie godziny, gdzie wszyscy domownicy śpią, a ja mogę zamknąć się w salonie z konsolą czy w jadalni z laptopem, jeśli mam ochotę na głośniejszą muzykę i nie chcę obudzić dzieci. Wcześniej nie było to możliwe, bo chociaż mieliśmy trzypokojowe mieszkania, to konsola zazwyczaj stała w pokoju, w którym spaliśmy, a biuro sąsiadowało z pokojem dzieci, gdzie stał mój komputer stacjonarny.

Plan na start

Całkiem naturalnie przychodzi mi na ten moment robienie w nocy przerwy na książkę, od tego więc zacznę. Plan jest taki:

  • ustawię budzik na 3:30, wyłączę go i włączę aplikację Legimi lub Kobo,
  • po skończonym rozdziale wstanę z łóżka (najtrudniejsza część),
  • odpalę komputer i pierwszą lepszą grę, jeśli nie będę dostatecznie rozbudzona, jeśli będę, mogę od razu przejść do produktywnych rzeczy jak praca czy przeglądanie Reddita
  • 5:30 powrót do łóżka i budzik na 7:30 lub ósmą.

Za tydzień dam Wam znać czy się udało i co udało mi się porobić w czasie tych „odzyskanych” dwóch godzin. Cudzysłowie są potrzebne, bo przecież każdy normalny powie mi, że łatwiej byłoby wstać po prostu o szóstej, a mi nie zostaje nic innego niż przyznać rację. Ale wiecie, sen polifazowy brzmi ciekawiej.


Odnośnie do Irlandii, bo przecież tytuł sugeruje, że coś tu o niej będzie. Jeszcze moment i minie miesiąc. Zapłaciliśmy pierwsze rachunki w euro, podpisaliśmy większość podstawowych umów dotyczących mieszkania, a lada moment założymy konto w banku i firmę.

Mam wrażenie, że żyjemy trochę zdrowiej, zaczynając od faktu, że to wieś nad oceanem, więc inne powietrze niż w centrum Śląska. Mięso jemy głównie pieczone (wciąż się zastanawiam, czy nie zaryzykować z grillem), a w lodówce jakoś więcej warzyw niż zwykle. Rowerowe wycieczki do sklepu, nawet jeśli z czekoladą na liście, nadal nam służą. Jak na razie tutejsze słodycze to dla nas atrakcja i coś wartego odkrywania, minęło w końcu dziesięć lat od mojej ostatniej wizyty w Irlandii i zapomniałam jak dobra jest czekolada Cadbury i dlaczego aż tak pokochałyśmy z siostrą ciastka z napisem Maryland. Może przyjdzie taki moment, że spowszednieją mi batoniki wypełnione masłem orzechowym.

Najważniejsze, że nam tu dobrze, powoli chudniemy i ogólnie pracujemy nad sobą. Wagi jeszcze nie mam, więc konkretów nie pokażę, ale obiecuję, że na następnym spotkaniu z iMagową ekipą będziemy oboje wyglądać lepiej.

Angelika Borucka

Koduję, gram w gry i oglądam horrory. A do tego wszystkiego używam Windowsa.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 9

Ciekawie się Was czyta … nie odpuszczajcie i piszcie … nawet jak Wojtek zabierze wam miejsce w iW piszcie bloga .. jestem ciekaw reakcji Waszych dzieci … napisz więcej o nich ich reakcjach.

Bloga prowadzę swojego już prawie 4 lata :D spokojnie, nie zniknę. A Wojtek mam nadzieję nas prędko nie zwolni – dobrze mi tu w ekipie.

Jasne! Już lada dzień będzie o tych dzieciach trochę więcej do powiedzenia, bo póki co to tyle co w poprzednim z przyjęciem urodzinowym :) Generalnie są jeszcze za mali, żeby ich to jakoś mocno obchodziło, czy PL czy inny kraj, skoro i tak od urodzenia praktykują mówienie w Polingliszu :D Chwała im!

Ale nadal mnie śmieszy “mama, look”, albo “o tu, come on”. 😍

Czytałem kiedyś bloga jak gość opisywał cały proces przechodzenia na sen polifazowy. Kosmos totalny, łącznie z tym, że w ciągu dnia szukał po mieszkaniach znajomych kanapy, żeby zdrzemnąć się 20 minut. Myślałem o tym, ale nie wiem czy to dla mnie – Iwona ma lekki sen, więc pewnie skończyłoby się śmiercią albo czymś gorszym.

Jak zamierzacie rozwiązać kwestię ubezpieczenia zdrowotnego dla dzieci i siebie? Wiem, że EU ma jakiś tani program na światowe ubezpieczenie, ale trzeba by o to zapytać Tomka Pluszczyka.

Firma w Irlandii i lokalne ubezpieczenie. Żadnej filozofii tu nie ma, a jak mam jakieś pytania to zawsze mogę pytać sąsiada.

Powiem Ci jak sąsiedzi wrócą z wakacji :D i będę miała konsolę, a Amon swoje zabawki, żeby był sens dzieci do domu zaprosić :D