Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Poranek, wstać trzeba

Poranek, wstać trzeba

1
Dodane: 8 lat temu

Każdy z nas, czy tego chce, czy nie, budzi się ze snu. To, jak rozpoczniemy dzień, ma ogromny wpływ na to, jak będzie on wyglądał. Dzisiaj opowiem trochę o porannej rutynie i dlaczego obok własnego systemu jest drugim filarem bycia mistrzem produktywności.

morning_routine

Czy Wasz poranek wygląda jak na powyższym obrazku? Szczególnie w weekendy. Otwieracie oczy, sięgacie po telefon. Od razu napadają Was dziesiątki powiadomień. A to maile, każdy niby ważniejszy od drugiego. Tweety sprzed ośmiu godzin, przecież musi tam być coś ważnego, czego nie możemy ominąć. Jeszcze Facebook, Instagram, Snapchat. Lista pewnie ciągnie się dalej. Kiedy w końcu wychodzicie z łóżka, jesteście jeszcze bardziej zmęczeni, niż jak do niego wchodziliście.

Całe to zmęczenie i rozkojarzenie ciągnie się potem przez resztę dnia i właściwie nadaje jego ton. A przecież można inaczej. Wystarczy ustalić sobie poranną rutynę. Zestaw kroków, które wykonujemy codziennie rano. Praktycznie dokładnie takich samych przez cały tydzień.

Po co?

Celem takiej rutyny jest nadanie rytmu naszemu dniu i odpowiednie wybudzenie nas. Większość z nas po usłyszeniu dźwięku budzika od razu naciska drzemkę. Jeszcze tylko 10 minut.

Niestety, to „jeszcze 10 minut” robi więcej złego niż dobrego. Tak krótkie drzemki umieszczone blisko siebie zaburzają proces snu. Doprowadzając ostatecznie do tego, że po całym procesie budzenia wcale nie jesteśmy bardziej wyspani, a dodatkowo jesteśmy prawdopodobnie spóźnieni.

Istnieje kilka sposobów, by pokonać ten nawyk i czuć się dużo lepiej rano. Przede wszystkim powinniśmy ustalić stałe godziny snu. Tak, nawet w weekend. Po drugie ustawmy budzik z dala od łóżka, szczególnie jeżeli jest to telefon. Ten metr, dwa, który będziemy mieli do przejścia, by wyłączyć irytujący dźwięk, dodatkowo pomoże nam w wybudzeniu.

W tym miejscu pojawia się największa pokusa powrotu do łóżka. Tak naprawdę powinniśmy się udać do łazienki, umyć zęby (mięta pobudza) i przemyć twarz zimną wodą. Następnie wypić szklankę zimnej wody. W końcu sen to najdłuższa przerwa zarówno od jedzenia, jak i picia. Ten krótki, maksymalnie 10-minutowy proces sprawi, że będziemy zwarci i gotowi.

To, co następuje po tym, zależy już od nas i potrzeb danego dnia. Sugeruję jednak znaleźć czas na kilka chwil dla siebie. Zwykłego wyciszenia przed szałem naszej codzienności. Możemy w tym czasie medytować, trenować oddech (Apple Watch podobno ma fajną apkę do tego) lub przeczytać kilka dłuższych tekstów w Pocket. Błagam, dalej nie zaglądajmy do socjalek. Naprawdę nic się nie stanie, jeżeli przez pierwszą godzinę dnia nie nadgonimy timeline’u. Właściwie nic się nie stanie, jeżeli nigdy tego nie zrobimy, ale to już historia na inny wpis.

Warto też poświęcić rano czas na ćwiczenia. Pomagają nam w pobudzeniu ciała do pracy. Przyspieszają bicie serca i rozruszają mięśnie. Ponownie, sen to najdłuższy okres, w którym przebywamy praktycznie w jednej pozycji. Co więcej, na czas snu nasz organizm wyhamowuje.

Tak, zdaję sobie sprawę, że nie każdy z nas ma tyle czasu rano, by zaliczyć siłownię czy wyjść pobiegać. Dlatego polecam ten 7-minutowy naukowy trening.

12well_physed-tmagarticle

Czyli dosłownie całość tego, co opisałem, można by skompresować do 30 minut.

Ostatni punkt udanej porannej rutyny to przygotowanie bądź przejrzenie listy zadań na dany dzień. Później to już tylko odhaczanie kolejnych zadań. To, od czego zaczniemy, zależy od nas. Możemy odhaczyć kilka prostych rzeczy, by nadać dniu momentum lub zjeść żabę i zacząć od tego jednego potworka, na którego najmniej mamy ochotę.

Mój poranek

Przyznam szczerze, że przez ostatnie turbulencje związane z wyjazdem do Irlandii moja poranna rutyna legła w gruzach. Przez pierwsze dwa tygodnie nie miałem „normalnego” dostępu do internetu i jakoś tak tego nie odczuwałem. Teraz, gdy już wszystko się ustabilizowało, wyraźnie widzę brak rutyny tych pierwszych godzin dnia.

Tak więc od piątku, czyli pierwszego dnia, w którym będziecie mogli przeczytać te słowa, moje poranki będą wyglądać następująco:

  1. Pobudka o 7:00;
  2. Wspomniana już wyżej rutyna wybudzania, czyli ząbki, chlust wody na twarz i szklanka wody do gardła;
  3. Poranne czytanie;
  4. Bieganie;
  5. Planowanie dnia;
  6. Na sam koniec – do roboty.

Jak się będzie sprawdzać ten schemat, będziecie mogli przeczytać na moim twitterze od soboty. Wstawanie o 7:00 pewnie będzie nie lada wyzwaniem (aktualnie się rozleniwiłem i wstaję około 9:00), ale jak na to poradzić, już wszyscy wiemy.


Pierwsze godziny dnia to moment, w którym mamy najwięcej energii. Zarówno tej fizycznej, jak i tej kreatywnej. Nie marnujmy ich na dyskusje w internecie czy gonienie się z zegarkiem. Staniecie przed stresującym dniem, zanim się na dobre zacznie.

Krzysztof Stambuła

Gdyby wiek był levelem, miałbym lvl 37. Na co dzień jestem webdeveloperem, ale robię też questy poboczne jako gracz i geekowaty ojciec. Wielki mały fan Microsoftu.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1