Spotkanie na Saharze
Szedłem z piaskiem w butach. Zresztą trudno to nazwać piaskiem. Raczej mąka. Pustynia tu to wydmy z piasku jak puch. Na początku drogi było łatwiej – ubite klepisko, z kamieniami wielkości piłki golfowej i falami od wiatru, przypominającymi nasze kartofliska. Cisza. To najbardziej tu lubię. Cisza pustyni. Ktoś, kto tego nie doświadczył, nie wie i nawet nie wyobraża sobie tego stanu. Ciągle towarzyszy nam szum tła, w pracy, domu czy lesie. Na pustyni nie ma nic, zero dźwięków, brak tła.
Już jestem na skraju oazy. Każdy krok przybliża mnie do miejsca, w którym się zatrzymam. Za sobą mam kilka dni wędrówki. W oddali zobaczyłem czarny punkt. Za nim wzbijały się kłęby piasku. Zbliżał się szybko. Jeździec na czarnym jak smoła koniu ubrany w czarne szaty z turbanem na głowie. Zaparło mi dech.
Z bliska dostrzegłem szczegóły – jego ubranie nie było czarne, lecz granatowe, mieniło się w słońcu, turban okazał się charakterystyczną zasłoną na twarz w kolorze indygo. Mężczyzna dumnie siedział na koniu z wielkim ptaszyskiem na ręku. Miałem przed sobą Tuarega.
Odsłonił twarz, skinął głową, przywitał się: „Salam alejkum”. Odpowiedziałem i nadal stałem nieruchomo. Zapytał, czy potrzebuję pomocy i czy mam wodę. Potwierdziłem, że jest OK, bo tylko tyle mogłem wydukać. Skinął ponownie głową, zasłonił twarz, spiął konia i zniknął równie szybko, jak się pojawił. Stałem sparaliżowany. Czułem ciarki na całym ciele. Nagle oprzytomniałem i w ostatniej chwili podniosłem aparat do oka i zrobiłem jedyne zdjęcie, które jest dowodem, że nie była to fata morgana, czy moje majaczenia od wysokiej temperatury. Spotkanie jak z czasów Lawrence’a z Arabii. Jakbym się przeniósł w czasie i wylądował w XIX wieku.
Do tej pory Tuareg dla mnie to był SUV z niemieckiego koncernu Volkswagena. Na pustyni poznałem komu i czemu zawdzięcza nazwę. Tuaregowie zwani są także „blue men” (ang. błękitni ludzie), a to z powodu koloru ich ubrań. Zamieszkują Afrykę Północną – tereny Nigru, Mali, Libii, Algierii, Tunezji i Burkina Faso. Tuareg w języku arabskim oznacza „opuszczony przez Boga”. Sami nazywają siebie „Imohag”, co tłumaczy się jako „wolni ludzie”. Nikt nie zna prawdziwego pochodzenia Tuaregów, gdzie i z którego miejsca pochodzą lub skąd przybyli na Saharę. Uważa się, że mają starożytne libijskie korzenie. Są muzułmanami, ale wyjątkowo w ich społeczności kobiety mają wysoką pozycję społeczną. Zajmowali się łapaniem niewolników i handlem nimi już w czasach rzymskich, a obecnie hodowlą wielbłądów i owiec, bo uprawa roli jest dla nich zajęciem zbyt mało szlachetnym. Tacy dumni ludzie pustyni.
To spotkanie uzmysłowiło mi, jak dużo można zobaczyć i przeżyć w jednej chwili. Ten jeden moment jest dla mnie wyjątkowo cenny. Jak to się stało, że znalazłem się na Saharze – to, mam nadzieję, jeszcze opiszę.