Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Od książki czytanej w Afryce do slumsów w Bombaju

Od książki czytanej w Afryce do slumsów w Bombaju

0
Dodane: 7 lat temu

Wylądowałem. Wstałem z miejsca z duszą na ramieniu. Kolejka do wyjścia. Podstawiono rękaw. Zmarzłem w samolocie. Obsługa samolotu obniża temperatury podczas lotów do Azji. Później już się tego nauczyłem. Wyszedłem z samolotu i… ciepło. Jest luty. W Polsce było minus 20 stopni. A tutaj jest ciepło. Korytarz lotniska. Tu poczułem przygodę. Wykładzina na podłodze wytrzymała już miliony podróżnych. Jest mocno zniszczona. Wszystko wokoło jak u nas w latach 80. w akademiku. Jakaś boazeria na ścianach z brązowych płyt. Wszystko brudne. Przy Bombaju lotnisko w Warszawie jest jak sterylna sala operacyjna. Gdy po roku wróciłem do Bombaju, lądowałem już w nowej części lotniska. Ta została zamknięta, ale dzięki temu doświadczeniu wiedziałem, co zobaczył kilkadziesiąt lat temu autor powieści, dzięki której tu jestem. Odprawa paszportowa. Kilka stanowisk. Ustawiają się kolejki. Staję w pierwszej z brzegu. Podchodzi do mnie mężczyzna w mundurze i pokazuje kartki na stanowiskach: „Indian only”. Poczułem się zagubiony. Pierwsze stanowisko oznaczono „VIP”. Drugie jako organizacje charytatywne i służba dyplomatyczna, reszta „Indian only”. Zaraz, a gdzie ja? Widzę, że w podobnej sytuacji jest kilka osób. W ich dłoniach paszporty niemieckie i angielskie. Turystów było około 10 w ogromnym samolocie. Reszta to Hindusi wracający z pracy na całym świecie. Po rozmowach z oficerem odprawiono nas jako służbę dyplomatyczną. Tak zostałem przez chwilę dyplomatą.

Przyleciałem z Dubaju. Lot Emiratami był luksusowy na tyle, na ile luksusowa jest klasa ekonomiczna w szerokokadłubowych samolotach. W ostatnim „iMagazine” Tomek Szykulski opisywał system voucherów, jaki można tam uzyskać. Potwierdzam, iż jest to mega fajne. Uważam wręcz, że warto dołożyć i móc spędzić chwilę w Dubaju.

Wymieniłem trochę kasy i z plecakiem wyszedłem do głównego holu – był mały. Doctore poradził, bym wykupił na lotnisku taksówkę. „Płacisz już na lotnisku, nie musisz się męczyć z kierowcą” – powiedział. Dostałem kwitek z potwierdzeniem zapłaty i nazwą motelu. Wyszedłem w końcu z lotniska. Oblepili mnie niewysocy mężczyźni z propozycjami poniesienia plecaka, oferowali taksówki. Przekrzykiwali się. Nagle obraz z książki. Podobnie było i tam. Jestem ponad 20 lat później niż autor. Nadal jest tak samo.

droga-hero

Droga do motelu. Na początku szeroka, w oddali widzę pierwsze skupiska domków. wydają się monolitem. Jedna wielka blacha falista i dykta. Kierowca zjechał z autostrady. Zobaczyłem bloki z kratami w oknach. Na nich jakieś szmaty. Wszystko brudne, z zaciekami. Wszędzie sterty śmieci, jakiś chłopak sika na ulicy. Kierowca pędzi, trąbiąc co chwila. Jeszcze nie dociera do mnie ten świat. Za kilka dni przesiąknę nim, a teraz to oglądanie świata jak w telewizji. Jedziemy dwupasmową drogą. Jest inaczej. Bardziej komfortowo. Kierowca odwraca się i mówi: „Fort”. „Moja dzielnica” –pomyślałem. Po chwili stajemy przed budynkiem z motelem. Budynek ładny, kolonialny. Na parterze fajna restauracja prowadzona przez starsze małżeństwo Anglików. Jest nieźle. Poszedłem się zameldować. Za malutkim kontuarem stał uśmiechnięty Hindus – znowu strona z książki. Pokój z dużym łóżkiem i wielkim sejfem, małym telewizorem i małą łazienką. Jest czysto. Potem okazało się, że to najlepsze miejsce, w jakim spałem w Bombaju. Rzuciłem plecak, włożyłem do kieszeni dwie rolki filmu do aparatu i wyszedłem. Było pięknie, ale teraz zaczynałem dostrzegać szczegóły, jak rysy na pięknym obrazie. Kilka kroków dalej niebieska plandeka przywiązana do muru i zrobiony z niej mały namiot. Przed nim kilka osób gotowało na małej kuchence turystycznej. Brudne dzieciaki bawiły się patykiem w ziemi. Zaraz obok nich stał idealnie biały Mercedes, jakiś nowy model.

fort1-hero

Poszedłem w stronę Colaby. Tam, gdzie mieszkał Lin. Bohater książki. Książki, która mnie tu sprowadziła. Nie przeszedłem 100 metrów, na chodniku leżała dziewczynka. Miała z 10 lat. Nie ruszała się. Nie wiedziałem, co robić. Nikt się nią nie przejmował. Omijali ją lub przeskakiwali nad nią. Schyliłem się, otworzyła oczy. Ktoś mnie poklepał. „Mister, OK?”. Co? Oni myślą, że to mnie coś się stało? Pokazałem na dziewczynkę. Machnęli ręką z uśmiechem. „Z nią wszystko w porządku – tak tylko sobie leży” – ktoś stwierdził. Z wielkim ciężarem serca przyjąłem to wyjaśnienie i poszedłem dalej. Tę samą dziewczynkę, leżącą w tym samym miejscu, mijałem przez trzy dni. Ale to, czego doświadczyłem, uodporniło mnie już na tyle, by przechodzić obok niej.

Wszystko wokoło było inne. Wilgotne. Nie było jakoś specjalnie brudno. Nie musiałem przedzierać się przez zaspy śmieci. W końcu zobaczyłem: Leopold Cafe. Tu i wokoło toczyła się akcja książki. Zobaczyłem dwoje turystów z książką „Shantaram” w ręku. Trafiłem dobrze. Uśmiech w sercu i na twarzy. Tyle razy wyobrażałem sobie, jak to będzie tu wejść. Zamówiłem piwo. Jedyne w Indiach słuszne to Kingfisher, w przeliczeniu 55 zł za butelkę. Knajpa odcina kupony od sławy. Stoliki dosyć ciasno poustawiane. Na ścianie zegar. Ma już swoje lata. Czuć jeszcze trochę ten klimat. Wyobraziłem sobie postacie z książki, jak przy jednym ze stolików zamawiają alkohol. Totalnie inaczej jednak wyobrażać sobie, a inaczej być w tym miejscu. Nie rozczarowałem się. Wiedziałem, że nie spotkam ludzi tego pokroju, co opisywani w książce. Mamy już XXI wiek.

leopold-hero

leopold1-hero

Wieczorem postanowiłem pójść nad morze. Tam, gdzie Lin odprowadzał swoją zielonooką miłość. Wieczorem z dworca wylewało się morze ludzi wracających z pracy. Szedłem w tłumie podobnym do tego, który widzi się u nas po skończonym seansie w kinie czy teatrze. Morze ludzi. Przy straganach z jedzeniem pokrzykiwania i las rąk z pieniędzmi, które sprzedawca łaskawie brał i wkładał w nie zawinięte w gazetę samosy. Pogubiłem ulice. Zatrzymała się przy mnie młoda Hinduska i z uśmiechem stwierdziła: „Pomogę Ci, ale jadłeś już nasze samosy?”. Pokręciłem głową. Stanęła w tłumie i w jakiś cudowny sposób za chwilę miała zawiniątko z gazety w dłoniach. Podała mi i sama zaczęła jeść swoje. Były piekielnie ostre. „Dokąd chcesz się dostać?”. Wytłumaczyłem, że chcę zobaczyć bulwar. Pokazała mi drogę.

bulwar1-hero

Bulwar piękny szeroki, jakby zupełnie nie z tego miasta. Dojście do niego jest przez dzielnice kamienic wybudowanych przez Anglików w korkowych kapeluszach. Bulwar zaś wygląda jak z nadmorskiego kurortu w jednym z turystycznych miast. Piękny, szeroki. Dużo ludzi. Bardzo dużo par. Widać zakochanie w ich oczach. Siadają na betonowym murku, trzymając się za ręce i patrzą sobie w oczy. Zachodzi słońce. W głębi mienią się światła najbogatszej dzielnicy. Tam mieszkają gwiazdy Bollywood. Spacerowałem, wdychając z jednej strony nadmorską bryzę, z drugiej – smród spalin z szerokiej ulicy. Gdzieś tu Lin spotkał swojego mentora. Jednego z najpotężniejszych ludzi tego miasta. Kierował on nielegalnym obrotem walut, złota, paszportów. Tu, gdzie stałem, jego limuzyna zatrzymała się i został do niej zaproszony. Nikt się przy mnie nie zatrzymał. Szkoda.

panoramabulwar-hero

Przez następne dni włóczyłem się po okolicach Leopold Cafe i Bram Indii. Monumentalnej budowli ufundowanej w latach 20. przez księcia Wielkiej Brytanii ku czci żołnierzy indyjskich. Zaraz przy bramie jest najdroższy hotel „The Taj Mahal Palace”. Również w nim toczyła się akcja książki, niestety, nie byłem na tyle bogaty, by mnie do niego wpuszczono.

brama1-hero

Całość tej części miasta jest pozostałością po Anglikach. Dzielnica Fort swoją nazwę odziedziczyła od umocnień obronnych, których ruiny jeszcze widać. Znajduje tu się dużo ministerstw oraz biur największych firm i instytucji finansowych. Niestety, wiele budynków niszczeje, pochłania je przyroda. Bohaterowie w tym otoczeniu musieli czuć się jak ryby w wodzie. By nie opowiadać całej książki, powiem jedynie, że nagle z tego pięknego obrazu przenosimy się do slumsów, ale to już w następnej wydaniu „iMag Weekly”.

Adalbert Freeman

Fotoreporter i dziennikarz. Zakochany w krajach arabskich i islamie. Użytkownik nadgryzionych jabłek.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .