Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Weekly Chill #022

Weekly Chill #022

0
Dodane: 7 lat temu

Jedni opisują tak wiarę. Inni łączą kropki, aby na końcu dojść do pozornej próby zrozumienia własnego życia. Nigdy im się to nie udaje, ale z czasem widzą coraz więcej. Ktoś zrzuca na barki losu odpowiedzialność za swoje dziś i upragnione jutro. Wszyscy jesteśmy kolekcjonerami: chwil, wspomnień, myśli, spojrzeń, słów, poruszeń. Przypadków.

#022/ Kolekcjoner przypadków

Pojawiają się we wszystkich religiach świata, w większość cytatów autorstwa mądrych głów lub po prostu. Krótko: w każdym życiu. My je tylko definiujemy. Nazywamy tak, aby czasem nie drażniły naszych ran. Naszego: „Niektórzy to mają szczęście”. Czego byśmy nie robili, wydarzają się non stop. Bardzo rzadko dajemy sobie przyzwolenie i czas, aby się z nimi poznać.

Dziś podzielę się z Tobą historią mojego kolekcjonowania przypadków. Opowiem Ci o dwóch spośród setek tysięcy chwil.

Wspomnienie

Od zawsze je kolekcjonuję, ale świadomy tego jestem od jakichś sześciu lat. Gdy człowiek rozpoczyna studia w obcym mieście, następują dwa stany. Pierwszy można nazwać stanem „superio”. Wszystko jest super. Miasto jest super, knajpy są super, Starbucks (choć ten sam, co w rodzinnej mieścinie) jest bardziej super, piątek, sobota i niedziela są super. Trwając w tym stanie, nie widzimy zbyt wielu połączeń. Widzimy jedynie kropki. Jedna błyszczy bardziej od drugiej. Ten stan trwa kilka długich miesięcy. Pieniądze od rodziców szybko topnieją lub w ogóle ich nie ma. Coraz trudniej je przyjmować. Pojawia się pierwsza praca, potem druga, potem pracuje się już cały czas. „Superio” definiuje pozorna odpowiedzialność za niepozorną beztroskę.

Drugi stan zaczyna się mniej więcej na pierwszym roku magisterium. Tuż po obronie tytułu magistra, inżyniera lub licencjata. To stan, który nazywam „synergio”. Synergia to nic innego jak współdziałanie. Ze sobą, z innymi, ze światem. Współdziałanie wymusza na nas dorosłość. Nie znam nikogo, kto osiągnąłby stan nazywany sukcesem, działając sam. Żaden z wizjonerów tej czy poprzedniej epoki nie został samozwańczo nim okrzyknięty. Samemu nie widzimy połączeń pomiędzy kropkami. Nie widzimy przypadków. Idziemy na studia dziennikarskie, bo lubimy pisać, ale być może nigdy byśmy nie lubili, gdyby nie rozmowa z polonistką dziesięć lat wcześniej. Taki horyzont dostrzegamy, dopiero żyjąc wespół z innymi.

Pamiętam dobrze swoje pierwsze, intensywne znajomości. Ktoś słuchał dokładnie tej samej muzyki, co ja, interesował się tymi samymi sprawami, co ja, chciał podobnego życia, jak ja. Emocji było tam naprawdę sporo. Bardzo intensywnych. Jak pachnidła. Nagle przygasły, potem już tylko się żarzyły, aż w końcu – trach… i zgasły. Zupełnie tak, jak wspomnienia w animacji „Inside out” – polecam obejrzeć. Dlaczego coś, co jest intensywne, potrafi nagle zgasnąć? Ponieważ nie ma połączeń z innymi, różnymi od niego, źródłami energii. Życie definiują wszystkie – nie tylko te, które uznajemy za „nasze”, za stosowne czy pożądane – chwile. Z tych pozornie wygasłych znajomości czerpię wiele po dziś dzień. Uczę się wygrywać ze swoim egoizmem, odkrywam je w pamięci w tych momentach, kiedy podświadomie czuję, że stoję przed ważnym wyborem, decyzją, nowością. Dzisiaj czuję niesamowitą wdzięczność za każdą spotkaną osobę. Absolutnie – każdą. Jestem przekonany, że nie czytałbyś tych słów, gdyby nie oni wszyscy. Że nie poznałbym tylu fenomenalnych osób – w tym Ciebie – drogi Czytelniku, gdyby nie inni, których spotkałem. Znajomości zazwyczaj trwały przez dłuższy czas. Czasem jednak wystarczy kilka sekund.

Był jeden z pierwszych dni zimy w Krakowie. Topniejący jeszcze szybko śnieg, ogromne korki i dźwięk „Last Christmas” docierający z co drugiego sklepu. Szedłem wówczas Szewską, w kierunku Barbakanu. Chcąc się ogrzać, wstąpiłem do jednej z kawiarni, w której unosił się ostry zapach imbiru kojony cynamonową nutą zimy. Lubię tamto miejsce do dziś. Tym bardziej, że dzięki tym kilkudziesięciu minutom, które tam spędziłem, mogę regularnie rozmawiać z Emi. Emily mieszka na przedmieściach San Francisco. Dość płynnie mówi po polsku. Pracuje jako trener motywacyjny i szkoleniowiec GTD. Nieważne jak ma na nazwisko, jakiego koloru ma oczy. Ważne, że wówczas terminal nie zadziałał, a ja mogłem zaproponować jej kawę. Szybko okazało się, że oboje korzystamy ze sprzętów Apple, ale z totalnie różnym podejściem do tej marki. Lubimy filozofię i tematykę GTD, ale używamy totalnie różnych metod i narzędzi. Za oknem sypał śnieg, a półgodzinna rozmowa wydaje mi się dziś trwać wieki. Z Emi utrzymuję regularny kontakt. Jest szansa, że wkrótce spotkamy się ponownie. Tym razem to ja będę gościem w jej kraju. Kawiarnia też będzie inna. Oczy, uśmiech i osoby pozostaną te same. Ciekawe, co będę mógł wspominać z tego spotkania za kolejnych pięć lat.

img_5055

Chill

To nie przypadek, że każdego dnia wydarza się w twoim życiu tak wiele przypadków. Co im zawdzięczasz?

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .