Człowiek i puszcza
Pracuję w tej redakcji jako korektorka. Kilka tygodni temu w pracy czytałam tekst Wojtka Pietrusiewicza z wyprawy do Puszczy Białowieskiej, a po pracy, dziejącą się w dużej części w tej samej puszczy, książkę Anny Kamińskiej o życiu Simony Kossak. Nie mogłam odmówić sobie napisania tego tekstu. Wiedziałam jednak, że muszę zrobić to tak, by nie zastąpił Wam właściwej lektury.
A, zanim zacznę, jeszcze jedna sprawa – nie bądźcie surowi, to mój debiut w roli autorki na łamach „iMagazine”. Mam wielką nadzieję, że Wam się spodoba.
fot. Lech Wilczek
Simona urodziła się w Krakowie dwa lata przed końcem II wojny światowej. Miała być czwartym Kossakiem, synem Jerzego, wnukiem Wojciecha, prawnukiem Juliusza. Miała przejąć rodzinną pracownię, umacniać legendę wielkich malarzy. Miała, ale tak się nie stało. Nie odziedziczyła też – na co liczono – szczególnej wrażliwości literackiej po ciotkach Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdalenie Samozwaniec. Co więcej, nie była nawet na tyle zdolna, by jak siostra, mogła robić choćby drobne podmalówki w ojcowskiej pracowni. Przyszła na świat i dorastała w atmosferze sprawionego rodzinie zawodu. W cieniu wielkiego nazwiska. W domu, którego ściany obwieszono „kossakami”, w którego ogrodzie stała kareta, a dzieci miały zakaz zajmowania rodzicom czasu błahostkami.
Próbowała znaleźć sobie miejsce na polonistyce, w szkole aktorskiej, zdawała też na historię sztuki. Długo szukała, a poszukiwania te zawiodły ją z dala od ludzi, w głąb Puszczy Białowieskiej. Zamieszkała w dawnej leśniczówce, bez prądu, z licznym, stale zmieniającym się stadem zwierząt i jednym człowiekiem, z którym łączyła ją skomplikowana więź… Bolała ją każda ingerencja w dzicz. Siadała na ziemi pod drzewem, które przeznaczono do wycinki i wstawała dopiero, gdy nic mu nie groziło. Dla okolicznych mieszkańców była czarownicą. Występowała przeciwko wszystkim, którzy krzywdzili puszczę i jej mieszkańców. Zaniedbywała życie towarzyskie tym bardziej, im głębiej wciągało ją życie puszczy. Praca i to, co poza nią w życiu Simony było nie do rozgraniczenia. Z Krakowa uciekła w głuszę, a ta nie tylko łaskawie ją przyjęła, ale zawładnęła nią bez reszty. Stąd motorowerem dojeżdżała na uczelnię, tu obserwowała zwierzęta i publikowała kolejne prace naukowe, tu wypracowała sobie profesurę i silną pozycję kobiety-naukowca.
fot. Lech Wilczek
Integralną częścią opowieści o życiu Simony Kossak są piękne, w większości zrobione w Puszczy Białowieskiej, zdjęcia. Widzimy na nich kobietę karmiącą sarny z dziecięcej butelki, niańczącą owce, śpiącą na podłodze podczas gdy jej łóżko zajmuje ogromny dzik… Są tu też zdjęcia z albumu rodzinnego – ojca w stroju do polowania, należących do rodziny od kilku pokoleń palet malarskich, pięknej matki Simony – Elżbiety z modnie przewieszonym przez ramię lisim futrem… Na każdej stronie tej książki niespodziewanie zderzają się ze sobą dzikość z konwenansem i wolność z powinnością. Historia życia Simony Kossak jest tak niewiarygodna, że zdjęcia są w tej książce konieczne – to dowód jej prawdziwości.
fot. Lech Wilczek
Tym, którzy kochają naturę. Tym, którzy lubią być zaskakiwani. Tym, którzy uwielbiają silne bohaterki. Tym, którzy sądzą, że w PRL wszyscy żyli tak samo. Tym, którzy zaczytują się w literaturze biograficznej. Tym, którzy choć raz zamarzyli, by uciec w głuszę od pochodzenia, powinności i oczekiwań. Tym wszystkim polecam książkę „Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak” Anny Kamińskiej. Dajcie się pochłonąć!